Elon Musk robi wiele, żeby pogrążyć swoją platformę w dezinformacji. Czym to się skończy?
Czy tego chcemy, czy nie - powszechna możliwość publikowania swoich wypowiedzi w połączeniu z siłą internetu sprawia, że dziś każdy może być źródłem wiedzy, która rozchodzi się z prędkością światła. Ma to swoje dobre i złe strony. Z jednej - kłamstwa i "niedopowiedzenia" np. ze strony polityków mogą być szybko weryfikowane i obalane, ale z drugiej - takie narzędzia jak social media mogą być (i są) wykorzystywane do szerzenia systemowej dezinformacji.
Jeżeli chodzi o ten drugi, negatywny aspekt, to wśród najpopularniejszych mediów dziś jedno z nich jest zdecydowanym liderem. mowa tu o X (dawniej Twitter). Dosłownie wczoraj światło dzienne ujrzał raport Unii Europejskiej (UE wzięła się za Twittera. Nowy raport nie pozostawia złudzeń), porównujący skalę dezinformacji, jaka ma miejsce na platformach w Europie (w tym w Polsce) i tam X zdecydowanie prowadził, jeżeli chodzi o odsetek fake newsów, ich popularność i zaangażowanie społeczności dookoła nich.
Musk nie zgadzał się z tym raportem, ale jego najnowsze działania tylko pokazują, że ten miał zdecydowaną rację.
Wybory za pasem, a X/Twitter wywala zespół odpowiedzialny za fact checking
Jak donosi Engadget, jeżeli Musk chciał udowodnić, że UE się myli, to zrobił dokładnie na odwrót i tylko potwierdził, że na Twitterze/X można dziś wprowadzać w błąd bez konsekwencji. Zbliżają się bowiem wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2024 roku, a tymczasem Musk... zredukowało o połowę liczbę osób zatrudnionych w dziale przeciwdziałania manipulacjom wyborczym na platformie.
Co więcej, najwyraźniej zrobił to bez porozumienia z osobami, które czuwają nad bezpieczeństwem Twittera, ponieważ, jak dowiadujemy się z ich wypowiedzi, jeszcze kilka dni temu zapowiadali oni zupełnie coś innego. Zespół przeciwdziałania dezinformacji miał się rozrastać i zatrudniać nowych specjalistów właśnie pod kątem czuwania nad okresem przedwyborczym.
I oczywiście - zawsze mogą pojawić się komentarze twierdzące, że to, co jedni uważają za dezinformacje inni nazwą wolnością słowa oraz zarzucą platformom stronniczość w kwestii fact-checkingu. I owszem, ile osób, tyle opinii, ale działania Muska wyraźnie pokazały, że zostawienie platformy samej sobie i likwidacja narzędzi moderacyjnych sprawia, że pojawiają się na niej ekstrema, których żadna ze stron nie chce widzieć.
Czym to się może skończyć? Póki co, Musk stara się przyciągnąć jak najwięcej osób do X, próbując uzyskać obiecywany wzrost liczby użytkowników, jednak tutaj przyrost jest niewielki. Dodatkowo - z platformy wycofują się reklamodawcy, co mogło sprokurować miliardera do pomysłu, by ukryć całą platformę za paywallem. Bez kontroli nad treściami, które się tam pojawiają, działalności X (podobnie jak kiedyś Tumblra) mogą zacząć przyglądać się App Store i Google Play Store. A to oznaczałoby spore zagrożenie dla całego przedsięwzięcia.
Co się więc stanie z Twitterem/X? Tego w tym momencie chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć.
Źródło: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu