Recenzja

The Walking Dead, czyli gra z zombie, ale nie o zombie

Grzegorz Marczak
The Walking Dead, czyli gra z zombie, ale nie o zombie
Reklama

Autorem tekstu jest Karol Kopańko Z całą pewnością można powiedzieć, że The Walking Dead był najbardziej niespodziewanym hitem 2012 roku. Na rynku ...

Autorem tekstu jest Karol Kopańko

Reklama

Z całą pewnością można powiedzieć, że The Walking Dead był najbardziej niespodziewanym hitem 2012 roku. Na rynku wypełnionym po brzegi grami survivalowymi, dzieło niepozornego studia Telltale Games, dbającego do tej pory jedynie o swoją "old schoolową" – niszę, z błahej przygodówki urosło do niemal głównego kandydata na grę roku. We wszelkich podsumowaniach pochwałom i aplauzom nie było końca, a krytyka praktycznie nie istniała. Konkurencyjne studia developerskie przecierały oczy ze zdumienia przekonując się, że pieniądze wrzucone w produkcję i marketing to nie wszystko. Jak to się stało, że kolejny raz Dawid pokonał Goliata?

Wszyscy chcemy grać we wciągające produkcje, gdzie nasze wybory w jak największym stopniu determinują świat przedstawiony, który nie pozwala nam o sobie zapomnieć nawet długie godziny po wyłączeniu komputera/ konsoli. Są jednak wciąż studia przedkładające zalety efekciarskiego, nabuzowanego wodotryskami gameplay’u nad wszystko inne. Jak pogodzić oba te poglądy? Przyjrzyjmy się temu problemowi w kontekście sukcesu The Walking Dead.


http://youtu.be/0FqaCN2aiD0

Powiedzieć, że kluczem do zrozumienia tryumfu tej gry jest nietuzinkowa, fascynująca fabuła, nie do końca oddawałoby faktyczny stan rzeczy. To nie meandry opowieści, albo szczególne bogactwo charakterystyki bohaterów sprawiły, że od gry nie można było się oderwać. W tych dwóch przypadkach nie wychodzi ona bowiem przed szereg większości produkcji, gdyż mamy tu do czynienia z toposami postaci i historii, które wielokrotnie zapisywały się w annałach doświadczeń graczy. Zbieranina zdesperowanych indywidualności z dosyć pokrętną i zagmatwaną przeszłością, zrządzeniem losu połączona wspólną walką o przetrwanie, na przekór osobistym konfliktom, mocno ograniczonym zasobom i zagrożeniom otocznia nieustannie człapiącego w poszukiwaniu bijącego serca.


Większość dotychczasowych produkcji o zombie była ulepiona z uboższej mąki, gdzie nieumarli byli po prostu mięsem armatnim i najmniej zagrażającą instancją wroga, z którą walka zawierała co prawda typowe elementy: okrucieństwa starcia z humanoidalnym przeciwnikiem, ale pozbawiona była kwestii etycznej zabijania. Scenarzyści nie musieli wymyślać skomplikowanych powodów dla których gracz ma pociągnąć za wirtualny spust, gdyż powszechnie zaakceptowane jest, że zombie, to tylko bezmyślna maszyna obdarzona prymitywnymi, zwierzęcymi instynktami. Wybór pomiędzy wrodzonym instynktem przetrwania pchającym ewolucję do przodu, a śmiercią i chaosem w przypadku porzucenia walki nie budził wątpliwości.

To nieuchronne i cisnące się od początku na usta słownictwo określające stosunki miedzy bohaterami i ich wrogiem, kojarzone zwykle z filmami klasy B jest tylko skrawkiem tajemnicy popularności zombie fiction. Istota prawdziwego uroku gatunku jest przez jego miłośników często dyskutowana, ale jeśli chodzi konkretny przykład The Walking Dead, najważniejszym powodem, dla którego ludzie kochają zombie są myśli pojawiające się w czasie doświadczania widowiska. Dotyczą one tego jak my byśmy się zachowali na miejscu bohaterów; kiedy desperacja bierze górę i nie ma czasu na myślenie, a śmierć czai się za każdym kroku. Czy należy walczyć o życie dziecka, jeśli spowalnia ono grupę? Czy możemy pozwolić sobie na obecność chimerycznej, samolubnej osoby, która jednak posiada mięśnie potrzebne w codziennej walce o przetrwanie? Czy zachowasz znalezione jedzenie dla siebie, a może jak dobry Samarytanin, podzielisz się nim z innymi? Jeśli ktoś wydaje się być chory, to czy będziesz starał się mu pomóc nawet kiedy nie masz pewności czy choroba za chwilę nie przemieni go w zombie?

Reklama


W okolicznościach, gdy każdy zasób – czy to jedzenie, broń czy nienamacalne umiejętności survivalowe – ma niebagatelne znaczenie, każdy z nas uwielbia zastanawiać się jak byśmy poradzili sobie z daną sytuacją. Palimy się do wyobrażania sobie apokalipsy zombie w realnym świecie. Jaka rolę odgrywalibyśmy w grupie? Jak zachowaliby się nasi znajomi? Popatrz na lewo, pierwszy przedmiot, który zauważysz będzie Twoją bronią. Jak go użyjesz? Co zrobisz? Co jest dla Ciebie naprawdę ważne gdy świat się kończy?

Reklama

Nie było do tej pory gry, która by tak dobrze skupiała się na sednie przytoczonych wyżej wywodów. Byliśmy przyzwyczajeni do fizycznych konfliktów i przebijania się siłą przez tabuny nieumarłych. Sceny akcji w The Walking Dead są bardzo oszczędnie dawkowane, a skutecznie zasiewana panika służy zwiększeniu poczucia zagrożenia, które wzrasta z każdą minutą. Gameplay jest tylko pretekstem do wzmacniania lęku przed koniecznością bezzwłocznego podejmowania decyzji, które mogę zaważyć na dalszych losach opowieści: wybieraniu sojuszników, strategii, dystrybucji zasobów. Musisz decydować ile ze swojej przeszłości zdradzisz kompanom, kogo ocalisz w krytycznym momencie, gdy na zastanowienie się będziesz miał kilka sekund, a wreszcie kim ty sam staniesz się w nowym świecie – zdolnym do poświeceń graczem zespołowym, tajemniczym samotnikiem czy posuwającym się do manipulacji liderem.

Za pomocą kilku kliknięć gra pozwala Ci wybrać określony sposób zachowania czy odpowiedź w wielu różnych sytuacjach. Musisz być jednak pewien, że nie pozostanie on bez wpływu na zachowania towarzyszy. Wybory są znaczącym i bezustannym sposobem tworzenia w graczu przeświadczenia, że to on tu jest prawdziwym narratorem wydarzeń. Każdy z nich podejmowany jest pod presja czasu, co z początku może wydawać się rozwiązaniem nieco ograniczającym. Dlaczego nie dać graczowi czasu do namysłu? Tu decyzję podjęli sami twórcy podkreślając znaczenie presji i desperacji, jako newralgicznych składowych świata opanowanego przez zombie.

Kiedy historia i wybory są tak ściśle powiązane z gameplay’em gracz skupia się na dostosowywaniu bohatera tak, aby był on w stanie sprostać jak najtrudniejszym wymaganiom i przeżył tak długo jak tylko się da. Dochodzimy w tym momencie to małego zgrzytu w doskonale do tej pory pracującej maszynerii gry. Sprowadza się ona praktycznie do kilku kluczowych decyzji podejmowanych w toku rozgrywki. Ale czy komukolwiek to przeszkadza, kiedy historia jest tak rozwój opowieści jest tak pasjonujący?

Tłem dla niej są specyficzne lokacje, których eksploracja ma drugorzędne znaczenie, nie ma więc co narzekać na ograniczenia w ich pokonywaniu. O wiele bardziej istotne są dziejące się tam wydarzenia. Wiele z nich z niesamowitą mocą zapada głęboko w pamięć. A najlepsze jest to, że to my jesteśmy ich reżyserem; wykorzystując dostarczone przez scenariusz informacje musimy pokierować akcją zgodnie z własnym rozsądkiem, a nawet – zaryzykuję to twierdzenie – sumieniem.


Reklama

Pogląd Telltele Games na produkcję gier survivalowych, wydaje się najlepszy z możliwych. Istotą uwielbienia, jakim ludzie darzą ten gatunek jest – paradoksalnie – sprowadzenie go do podejmowania skomplikowanych i złożonych w swych konsekwencjach wyborów. To wszystko wprzęgnięte w jeden, dobrze naoliwiony kierat wynosi zombie fiction do rangi trendu mogące zmienić postrzeganie branży, tak przez twórców jak i graczy. Myślenie o konsekwencjach nowatorstwa rozwiązań zawartych The Walking Dead samo w sobie jest ekscytujące, a co jeśli developerzy innych, królujących gatunków zaczną naśladować to podejście do opowiadania historii? Ja, osobiście już rozpływam się na myśl o kolejnych sezonach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama