Gry

Nieślubne dziecko Dark Souls i Gothica. Recenzja The Last Oricru

Kacper Cembrowski
Nieślubne dziecko Dark Souls i Gothica. Recenzja The Last Oricru
Reklama

The Last Oricru to ambitny projekt od czeskiego studia GoldKnights. Czy produkcja może odnieść sukces?

The Last Oricru to mieszanka soulslike z grami Piranha Bytes (studia odpowiedzialnego za legendarną dla wielu Polaków serię Gothic), co zresztą widać na pierwszy rzut oka - i twórcy otwarcie to przyznają. Całe szczęście, w tym wypadku jest tylko szczypta tej “toporności”, którą charakteryzuje się Gothic czy też Elex - ale po kolei.

Reklama

Fabuła The Last Oricru to nie tylko tło do rozgrywki

Akcja The Last Oricru przenosi nas na planetę o nazwie Wardenia. Protagonista, noszący imię Silver, trafił tam przez wypadek swojego statku kosmicznego. Nie budzą nas jednak tubylcy, oferując pomoc i starając się wprowadzić nas powoli do tego świata - otwierając oczy okazuje się, że znajdujemy się w specjalnej komorze, po czym… zostajemy zamordowani. Nie jest to najmilsze przywitanie na świecie, trzeba przyznać.

Na tym - oczywiście - gra się nie kończy. Okazuje się bowiem, że nasza postać jest nieśmiertelna. To znaczy, może zostać zabita, lecz sprawia to, że odradza się na nowo. Można powiedzieć, że standardowy respawn dostał tutaj tło fabularne - i to bardzo trafiony pomysł, szczególnie, że żarty z tym związane niejednokrotnie podczas rozgrywki łamią czwartą ścianę. Tym sposobem zostajemy jednak od razu wrzuceni w sam środek konfliktu między dwoma rasami i pola bitwy, co stawia nas przed niemałym wyzwaniem.

Co jednak z pochodzeniem naszego bohatera? Twórcy nie zapomnieli o jego początkach, więc podczas rozgrywki stale będą również pojawiać się wątki naszego statku kosmicznego. Jest to jednak zaledwie poboczny wątek, intrygujący dodatek, a sama orbita nie jest jedną z grywalnych lokacji - lecz nie jest to szczególna strata w moim odczuciu.

Wybory odgrywają tutaj kluczową rolę. Twórcy spełnili obietnice, a my czujemy presję od pierwszej minuty gry - i dobrze!

Chociaż rozgrywka jest niezwykle rozbudowana, to samouczek wcale nie trwa długo. Po zapoznaniu się z wyprowadzaniem oraz blokowaniem ciosów, a także podstawami magii, przechodzimy do prawdziwej rozgrywki - i na swojej drodze będziemy musieli podjąć mnóstwo wyborów. Możemy być miłosierną postacią, która daje drugie szanse, albo zabójcą z zimną krwią - lecz największe znaczenie dla rozgrywki ma to, którą stronę konfliktu obierzemy. Jeśli będziemy chcieli pomóc dostać się do miasta i przejąć władze humanoidalnej rasie, przypominającej krzyżówkę szczurów ze świniami, nasza przygoda będzie wyglądała całkowicie inaczej, niż kiedy postanowimy zostać lojalni wobec obecnej królowej. Każda decyzja będzie miała swoje plusy i minusy, lecz lojalność wobec wybranej grupy jest niezwykle istotna.

Twórcy obiecywali, że zależnie od obranej strony rozgrywka będzie się znacznie różnić. Oczywiście, do tych informacji można było podchodzić sceptycznie - szczególnie, że jest to gra AA od świeżego studia, więc nie możemy tutaj mówić o kolosalnym zespole czy wielkim budżecie. Cóż, mimo wszystko - GoldKnghts dotrzymali swojej obietnicy. Twórcy przygotowali bowiem całkowicie różne ścieżki, jakimi nasz bohater może podążać - i chociaż w danych segmentach fabularnych znajdujemy się w tych samych lokacjach, to narracja oraz cała fabuła zmienia się o 180 stopni.

Gra nie jest długa - ale dzięki wyborom możemy jej doświadczać wiele razy

The Last Oricru nie jest grą na setki godzin. Nasza przygoda powinna zamknąć się do 20 godzin, zależnie od stylu gry i poziomu “lizania ścian”. Dzięki różnorodności fabularnej, wyborach i wielu ścieżkach możemy doświadczyć tej samej gry, ale w całkowicie inny sposób po raz drugi - i będziemy mieli całkowicie inne doznanie w kwestii historii. Pod tym względem naprawdę twórcom należą się prawdziwe prawa i gratulacje.

Czy The Last Oricru jest reprezentantem gatunku soulslike?

Tak jak wspomniałem na samym początku - The Last Oricru to mieszanka Dark Souls z Gothiciem. Czy jest to soulslike? Na pewno nie jest to gra łatwa i napotkacie sporo problemów podczas rozgrywki, lecz jest to właśnie idealny próg wejścia do tego gatunku, który pozwoli Wam oswoić się z tego typu rozgrywką i całość będzie dobrym samouczkiem przed większymi wyzwaniami, jakie serwuje FromSoftware.

Reklama

Twórcy przygotowali jednak coś dla osób, które chcą wyłącznie poznać fabułę - na co wskazuje sama nazwa tego trybu. W ustawieniach gry znajdziemy bowiem “tryb fabularny”, na który możemy się przełączyć w każdej chwili. Chociaż pomysł jest bardzo dobry i trafiony, to muszę jednak przyznać, że sposób w jaki zostało to opracowane nieco rozczarowuje - przeciwnicy zwyczajnie są słabsi i… wolniejsi. Brakuje takiej dynamiki a animacje podczas walk w tym trybie są niezwykle sztuczne. Szkoda.

Elementów RPG jest mnóstwo. Rozbijanie beczek i szukanie itemów to również część rozgrywki

The Last Oricru oferuje zaskakująco duży ekwipunek, w którym są miejsca na takie przedmioty jak szaty, amulety, zbroje, bronie czy elementy magiczne. Wszystko dobieramy według własnych preferencji, mając na uwadze zarówno statystyki, jak i (oczywiście) walory estetyczne. Możliwości zwiększenia swoich statystyk jest zatem ogromna, a z postępem w grze będziemy odblokowywać coraz lepsze przedmioty.

Reklama

Produkcja czeskiego studia posiada również swój odpowiednik ognisk z Dark Souls. Są to bezpieczne strefy ze specjalnym, futurystycznym elementem, w którym możemy wydać punkty zdobyte dzięki XP na rozwinięcie i ulepszenie poziomu zdrowia, obrażeń, magii, inteligencji i wiele więcej. Wszystko oczywiście zależy od tego, na jaki typ rozgrywki się zdecydujemy - jeśli wolimy walkę w zwarciu używając miecza, będziemy musieli inwestować w inne dziedziny, niż w przypadku dystansowego maga. Ciekawy jednak jest fakt, że nie ma tutaj drzewka umiejętności.

Kooperacja to kluczowy aspekt The Last Oricru. Granie w co-opie to nie tylko więcej frajdy, ale większa skuteczność

Twórcy od początku zajawiali, że niezwykle ważnym aspektem rozgrywki w The Last Oricru jest kooperacja - i podobnie jak w przypadku wyborów, obietnice znalazły swoje pokrycie. Kooperacja odbywa się poprzez podzielony ekran, w którym pierwszy gracz jest “hostem” i to on podejmuje najważniejsze decyzje oraz słucha wszystkich dialogów. Drugi za to jest swego rodzaju wolnym duchem, mogącym wykonywać w tle inne aktywności.

Warto jednak wspomnieć, że ekipa GoldKnights przygotowała mnóstwo przedmiotów, które są dużo bardziej efektywne, kiedy dwóch graczy połączy swoje siły. Dla przykładu, istnieje specjalna tarcza, która pozwala na odbijanie magicznych pocisków zawsze w stronę wrogów. Przez to najlepszym wyjściem jest strzelanie czarami w swojego sojusznika, co paradoksalnie będzie najbardziej bolesne dla rywali. Takich małych rzeczy jest mnóstwo - i to sprawia, że co-op nie jest tylko większą dawką frajdy dzięki bieganiu po mapie we dwójkę, ale taktycznym i kluczowym dla rozgrywki elementem. Jeśli macie z kim zagrać, definitywnie powinniście to zrobić. W grze została również zaimplementowana mechanika, która sprawia, że możemy wskrzeszać się nawzajem - w innym wypadku wrócimy na pole bitwy z punktu respawnu, co często może postawić na naszej drużynie krzyżyk. Trzeba zatem wszystko odpowiednio zaplanować.

Trochę za dużo inspiracji z tego Gothica. Oprawa audiowizualna to największe grzechy The Last Oricru

Niestety, ta inspiracja tworami Piranha Bytes okazała się bardziej negatywna, niż pozytywna. Produkcja bywa w swojej mechanice nieco drewniana, chociaż w moim odczuciu nadal jest dużo lepsze “flow” podczas grania, niż w przypadku Elexa. Niemniej, grafika i niektóre animacje to odczuwalny mankament The Last Oricru.

Od całości bije klimat Gothica - i jak niektórzy to pokochają, tak dla mnie jest to główny element, który zdradza, że jest to AA. Widać tutaj pewne niedociągnięcia i swego rodzaju toporność, która co prawda nie wpływa w znacznym stopniu na jakość rozgrywki, ale summa summarum przeszkadza i wpływa na odbiór całej gry. Jeśli chodzi o muzykę - ani zła, ani wybitna. Jest, gra w tle i spełnia swoją rolę, ot co.

Reklama

Całość jest jeszcze bolesna o tyle, że The Last Oricru zostało wydane na komputery osobiste z systemem Windows oraz konsole PlayStation 5 i Xbox Series X|S. Twórcy pominęli starą generację - i osobiście jestem zdania, że to najwyższa pora odciąć się od PS4 i Xboksa One, jednak po takich produkcjach można oczekiwać nieco lepszej grafiki. Cóż, pod względem wizualnym i animacji nie wygląda to na grę przeznaczoną na next-geny - chociaż tutaj fakt AA może być usprawiedliwieniem.

Podsumowanie

The Last Oricru to mimo wszystko naprawdę solidny tytuł, który jest w stanie Was zaskoczyć. Dobry miks przygodówki z soulslike i chociaż od całości delikatnie bije tą taką gothicową topornością, to bawiłem się przy grze bardzo dobrze - a fan dzieł Piranhii ze mnie żaden. Jako, że jest to AA, to gra jest sprzedawana w dużo niższym price tagu - i to jest kolejny aspekt przemawiający na jej korzyść. Chociaż gorących premier pod koniec tego roku nie brakuje, to polecam Wam znaleźć sobie okienko na The Last Oricru - szczególnie, jeśli macie z kim zagrać.

The Last Oricru - plusy i minusy
plusy
  • Dobry próg wejścia w gatunek soulslike
  • Wybory, które naprawdę zmieniają rozgrywkę
  • Rozbudowany ekwipunek i możliwość rozwoju poszczególnych umiejętności
  • Kooperacja to coś więcej, niż tylko lepsza zabawa
  • Niezła fabuła
  • Niska cena
minusy
  • Tryb fabularny to dobry, lecz kiepsko zrealizowany pomysł
  • Lekka toporność w rozgrywce
  • Grafika pozostawia trochę do życzenia

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama