Kilka dni temu pisałem o prezentacji nowego samochodu Tesli. Jedne media twierdziły, że to była katastrofa, inne donosiły, że takich fanów jakimi może...
Kilka dni temu pisałem o prezentacji nowego samochodu Tesli. Jedne media twierdziły, że to była katastrofa, inne donosiły, że takich fanów jakimi może się pochwalić firma Muska nie posiada nawet Apple. Musiało tam być ciekawie. Ciekawie jest też w raporcie kwartalnym. Z jednej strony widzimy mocną poprawę wyników, z drugiej staje się jasne, że korporacja będzie miała problem, by zrealizować anonsowany wcześniej plan.
Jakub pisał w wakacje o raporcie Tesli za drugi kwartał bieżącego roku. Sprzedano wówczas ponad 11,5 tysiąca samochodów. Sprzedaż w kolejnym kwartale była bardzo podobna: raport podaje 11,580 maszyn i nie powinien się radykalnie zmienić. Nie jest gorzej, ale nie jest też lepiej. Warto jednak spojrzeć na wyniki z analogicznego okresu roku 2014 i okaże się wówczas, że w ciągu roku wyniki poprawiono o blisko 50%. To robi już spore wrażenie. Niestety, ewentualny spokój inwestorów i Muska może burzyć roczna sprzedaż.
W przywołanym już tekście Jakuba widnieje liczba 55 000 - taki był plan na bieżący rok. Potem zaczęto mówić o 50 tysiącach, zauważono, że pierwsza prognoza jest mało realna w realizacji. Pierwsza połowa roku zamknęła się na liczbie około 21,5 tysiąca sprzedanych pojazdów. Dorzucamy do tego wynik z tego kwartału i okazuje się, że w czwartym kwartale Tesla musiałaby sprzedać blisko 17 tysięcy samochodów, by osiągnąć cel. Łatwo nie będzie. Tymczasem niektórzy analitycy zawieszają poprzeczkę na przyszły rok znacznie wyżej. Jest problem?
Nie podchodziłbym do sprawy w ten sposób. Faktem jest, że biznes nie rozwija się tak szybko, jak życzyłby sobie tego Musk czy akcjonariusze, ale można przy tym założyć, że firma nie goni za liczbami i skupia się na jakości. Podkreślano to przy premierze Tesla Model X - część rzeczy pewnie dałoby się rozwiązać inaczej i taniej, a to przyspieszyłoby premierę i produkcję (opóźnienia były spore), ale ewentualne niedociągnięcia zaszkodziłyby producentowi. Model X mógłby trafić na rynek i podkręcić wynik sprzedaży, lecz ostatecznie mógłby też zaszkodzić. Tymczasem wypada zakładać, że dopracowano ten pojazd.
Popyt na niego jest dość spory, tak przynajmniej zapewnia firma, pojawiło się nawet zagrożenie kanibalizmu produktowego - ludzie mogą odstąpić od planu zakupu Modelu S, by nabyć Model X. To jeszcze mocniej pogrążyłoby wyniki. A Tesla nie będzie się ratować w raportach zamówieniami, bo podaje liczbę aut dostarczonych do klienta (co się chwali). Załóżmy jednak, że ludzie kupią Model S, gdy zobaczą, jak długo trzeba czekać na X, jednocześnie ruszy masowa produkcja tego ostatniego i będzie on dostarczany bez zakłóceń do klientów. Jeśli tak się stanie, to rok 2016 może być znacznie lepszy od bieżącego.
Problemem będzie co prawda nadal relatywnie niska cena ropy, która hamuje popyt na elektryki, ale jednocześnie trzeba zwracać uwagę na rosnącą modę na te pojazdy, ich rozpoznawalność oraz dostępność - szybko może rosnąć sprzedaż np. w Europie, którą niedawno odwiedził Musk, a w której rusza fabryka firmy. Trzeba przy tym mieć na uwadze, że w ofercie tego producenta nie zajdziemy samochodu "na każdą kieszeń". To nie jest najwyższa półka, ale trudno też uznać ich samochody za dostępne cenowo. Jeżeli za kilka lat w ofercie faktycznie pojawi się coś tańszego (a są takie plany), to sprzedaż powinna jeszcze szybciej rosnąć. Podkreślę przy tym, że roczne przychody korporacji już wynoszą kilka miliardów dolarów - trudno przejść obok tego obojętnie i stwierdzić, że ten biznes to jakiś żart.
Interes rośnie. Nie bez przeszkód, ale rośnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu