Portale społecznościowe całkowicie zawiodły w kwestii moderacji fake newsów. Jeżeli nie zmienimy przepisów - będą płonąć kolejne maszty, ponieważ podżegacze do podpaleń czują się bezkarni w swoich działaniach.
Potrzebujemy zmian w prawie - czynni zwolennicy teorii spiskowych nie mogą pozostać bezkarni
Przez ostatnie lata teorie spiskowe traktowało się z przymrużeniem oka. Ich zwolennicy ograniczali się bowiem głównie do działalności w sieci - nawet te ekstremalne teorie były więc raczej nieszkodliwe, a ich rozprzestrzenianie się uznawano za rodzaj internetowego folkloru. To jednak zaczęło się zmieniać - i to na gorsze. Jednym z przykładów są tu oczywiście ruchy antyszczepionkowe, których największym osiągnięciem jest podniesienie zachorowań na dawno zapomniane choroby, na przykład Polio. Niestety, jak opisałem w poprzednim tekście - zwolennicy teorii spiskowych potrafią połączyć wszystko ze wszystkim i w to uwierzyć, co poskutkowało teorią łączącą 5G i koronawirusa. Jeżeli nic z tym nie zrobimy, za działania "aktywistów" zapłacimy wszyscy.
Zwolennicy teorii spiskowych robią się coraz śmielsi
Musimy uświadomić sobie, że dziś teorie spiskowe to nie tylko posty na forach i filmiki na YouTubie - to też narzędzia motywujące ludzi do realnych działań. Dwa miesiące temu przeciwnicy 5G, wierzący, że sieć ta powoduje wzrost zachorowań na COVID-19, podpalili maszty w Wielkiej Brytanii. Zaatakowanych zostało w sumie 77 (!) masztów. Na początku maja to samo spotkało maszty w Holandii. Na naszym rodzimym podwórku wcale nie jest lepiej. Już w październiku ktoś próbował zniszczyć maszt w Krakowie za pomocą szlifierki kątowej. Parę dni temu z dymem poszedł nadajnik w Łodzi.
Najgorsze w tym wszystkim jest poczucie bezkarności sprawców. Póki co bowiem żaden ze sprawców nie został ujęty, a krążące po sieci zdjęcia i filmy płonących wież na grupach w social mediach spotykają się z aklamacją, co dodatkowo zachęca ludzi do podjęcia podobnych działań. Dochodzi już nawet do tego, że niektórzy publicznie chwalą się, jak lżą i obrażają osoby pracujące przy 5G.
Podżegaczy powinno się zwalczać prawnie, ponieważ są realnym zagrożeniem
Wczoraj Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji na swojej stronie zamieściła stanowisko dobitnie pokazujące, co może się stać, jeżeli władza będzie przymykała oko na to, co obecnie dzieje się w kraju i za granicą. Możemy w nim przeczytać, iż:
Jesteśmy świadkami fali agresji skierowanej przeciwko infrastrukturze o charakterze krytycznym. Oprócz dezinformacji, mamy do czynienia z przestępstwami polegającymi na niszczeniu urządzeń telekomunikacyjnych, które zapewniają łączność milionom Polaków. Sprawcy tych przestępstw nie mogą zostać bezkarni, a wszystkie strony odpowiedzialne za bezpieczeństwo oraz rozwój gospodarczy kraju powinny wzmocnić swoje wysiłki, aby przerwać łańcuch agresji i działań niezgodnych z prawem. Pozostanie biernym to przyzwolenie na stworzenie zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi, np. gdy nie będzie można wezwać służb ratowniczych.
Link do pełnej treści oświadczenia znajdziecie tutaj. Izba podkreśla w nim, że wymagana jest zdecydowane działanie służb i władzy, by reagować na zagrożenie zanim wyrządzi ono realne szkody. W pełni się z tym stanowiskiem zgadzam i uważam, że jeżeli nie wprowadzimy odpowiednich zmian w prawodawstwie - takie wydarzenia przestaną być incydentami a mogą stać się codziennością.
Aby było to jednak możliwe, potrzebujemy delikatnej korekty obecnego kodeksu karnego i kodeksu wykroczeń. Dlaczego? Otóż istnieje w kodeksie karnym zapis (art. 288 § 1) o tym, że przestępstwem jest zniszczenie mienia i czynienie go niezdatnym do użytku. Nie ma tam jednak wzmianki o tym, że karane jest także podżeganie do zniszczenia mienia. Taki zapis mamy natomiast w kodeksie wykroczeń (art.124 § 2), jednak dotyczy to jedynie rzeczy o małej wartości - 250 zł. W kodeksie karnym istnieje oczywiście zapis o tym, że podżeganie i pomocnictwo są karane (art. 19 § 1 k. k, " Sąd wymierza karę za podżeganie lub pomocnictwo w granicach zagrożenia przewidzianego za sprawstwo"). Odnoszę jednak wrażenie, że szansa na pociągnięcie do odpowiedzialności z tego tytułu kogokolwiek z facebookowych podżegaczy jest znikoma, jeżeli nie zerowa.
To, czego potrzebujemy w tym wypadku, to określenie infrastruktury telekomunikacyjnej jako kluczowej dla działania państwa i potraktowanie na poważnie osób które deklarują chęć jej zniszczenia. Tak, jak wspomniała PIIT - uszkodzenie masztu to nie tylko straty idące w miliony złotych, ale też brak możliwości komunikacji z takimi służbami jak policja, pogotowie czy straż pożarna oraz duże utrudnienia dla działania samych służb. Łączność komórkowa jest też ważna chociażby z perspektywy bezpieczeństwa państwa. Dlatego jestem zdania, że zarówno niszczenie infrastruktury jak i podżeganie do tego powinno mieć swój osobny przepis. Przepis dzięki któremu taki czyn można by było łatwo zidetyfikować, zaklasyfikować i ukarać. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, ponieważ polskie prawodawstwo zna już takie przypadki. Żeby daleko nie szukać - art. 288 § 3 k.k. precyzuje przestępstwo uszkodzenia bądź przerwania kabla morskiego. Na podstawie takiego przepisu i materiału dowodowego w postaci aktywności w mediach społecznościowych możliwe byłoby szybkie reagowanie na działania osób namawiających do niszczenia nadajników.
Płonące nadajniki to nie kwestia niczyjej wiary
Zanim ktoś napisze komentarz - chce doprecyzować. Nie zabraniam nikomu wierzyć w to, w co chce wierzyć. Jeżeli wierzy, że 5G powoduje koronawirusa - okej. Jeżeli wierzy w latającego potwora spaghetti - durszlak mu na drogę. To, co chce tu przekazać to to, że działalności osób, które aktywnie namawiają i podżegają do popełnienia przestępstwa, wychodzi poza aspekt wiary i ma wpływ na życie innych ludzi. A na to nie mogę się zgodzić. Ponownie przytoczę tu cytat z komunikatu PIIT:
Negatywne przekazy grup wykorzystujących strach przed epidemią COVID-19 i jej rzekomy związek z infrastrukturą telekomunikacyjną docierają do społeczeństwa mocniej niż kiedykolwiek. Jednocześnie, podżegacze wprost nawołujący w mediach społecznościowych do przestępstw pozostają całkowicie bezkarni. (...) Jak donosi BBC, powołując się na badanie BMJ Global Health, ponad jedna czwarta najczęściej oglądanych filmów powiązanych z koronawirusem na platformie YouTube zawiera „wprowadzające w błąd lub nieprawdziwe informacje”. Podobną skalę dezinformacji można zaobserwować w Polsce, a Izba deklaruje pomoc we wskazaniu niebezpiecznych profili i treści. Potwierdza to również ostatni przegląd tysięcy postów, dokonany przez redakcję POLITICO – zamknięte grupy są epicentrum szerzenia fake newsów, a mechanizmy reakcji na ich działanie powinny być natychmiastowe i zdecydowane
Zmiany w prawie są więc moim zdaniem konieczne, ponieważ zdanie się na algorytm Facebooka czy YouTube w tym wypadku po prostu nie wystarcza. Zwłaszcza, że Facebook polaryzuje poglądy swoich użytkowników, ponieważ dzięki temu rośnie ich zaangażowanie, co finalnie przekłada się na zysk. Przykład? Publiczny post asystenta jednego z polityków wisi sobie w serwisie, pomimo tego, że przyklaskuje on i namawia do tego, by podpalać dalej.
Jeżeli państwo nie zareaguje stanowczo przeciwko takim działaniom, sprawi to, że koło się zapętli, a zwolennicy teorii poczują się jeszcze bardziej bezkarni. Maszty będą płonąć a marginalna mniejszość narzuci swoje reguły gry większości. Nie wspominam już nawet o tym, że i bez tego wdrażanie 5G idzie w naszym kraju dosyć powoli, a dodatkowe straty poniesione z powodu podpaleń jeszcze ten proces wydłużą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu