Świat

Tego w biurach jeszcze nie było. Niedługo może być w większości

Maciej Sikorski
Tego w biurach jeszcze nie było. Niedługo może być w większości

Piątkowe popołudnie, siedzisz spokojnie w pracy i spoglądasz na przesuwające się powoli wskazówki zegara. Za godzinę fajrant, dwa dni wolnego w perspe...

Piątkowe popołudnie, siedzisz spokojnie w pracy i spoglądasz na przesuwające się powoli wskazówki zegara. Za godzinę fajrant, dwa dni wolnego w perspektywie, wiec nogi same rwą się do wyjścia, a palce nerwowo stukają w blat biurka. Niestety, w takich okolicznościach przyrody czas biegnie bardzo powoli… Wtem przy twoim stanowisku pracy pojawia się ona. Albo on – sam zdecyduj.

Wstęp niczym z romansidła (przynajmniej mam taką nadzieję), ale za chwilę zrobi się technologicznie. Do biurka nie dobiła bowiem żywa osoba, lecz robot. Robot drukarz. Może brzmi to śmiesznie, może strasznie, ale jedno jest pewne – z fikcją nie mamy już do czynienia. Wczoraj trafiłem w Sieci na opis nowego projektu firmy Fuji Xerox i zastanawiam się, kiedy maszyny tego typu pojawią się w polskich biurowcach? Bo zakładam, że w końcu do tego dojdzie.

Korporacja stworzyła sprzęt, dzięki któremu pracownik nie będzie musiał zapuszczać się w zaklęte rewiry biura, gdzie ulokowano sprzęt do drukowania. Oczywiście przy założeniu, że pracownicy nie posiadają drukarek na swoich biurkach i przemieszczają się, by przelać cyfrowe treści na papier. Z pomocą robota ich wycieczki staną się zbędne – wydruk sam przyjedzie do zleceniodawcy.


Cały proces wydaje się dość prosty, przynajmniej na pierwszy rzut oka – w szczegóły nie będziemy się mieszać (zwłaszcza, że to pewnie tajemnica). Pracownik zleca wydruk jakichś dokumentów (via komputer czy tablet) i w tym momencie w jego stronę wyrusza robot, który do tej pory cierpliwie czekał na zadanie w swoim lokum. Mija przeszkody w postaci innych biurek, krzeseł, ludzi, maszyn i trafia tam, gdzie został przyzwany. Zapewnia to specjalny system czujników – robot tworzy mapę przestrzeni, w której pracuje i na jej podstawi może się bez trudu (podobno) przemieszczać.

Gdy robot dojedzie do konkretnego biurka, będzie się domagał autoryzacji – nie wydrukuje papierów osobie, która ich nie zamawiała i nie ma prawa w nie zajrzeć. Jeśli upewni się, że jest we właściwym miejscu i ma do czynienia ze zleceniodawcą, zaczyna druk. Potem przekazuje dokumenty i odjeżdża na swoje miejsce. No chyba, że w biurze ktoś inny czeka już na wydruk – za chwilę zostanie obsłużony. Wydaje się mało prawdopodobne, by człowiek zlecający druk nie doczekał się dokumentów, ponieważ zasilanie robota powinno wystarczyć na cały dzień intensywnej pracy.


Tak to wygląda w skrócie. Dziwne. Przyznam szczerze, że mam problem z takimi rozwiązaniami – chwalić, drwić czy ganić? Z jednej strony, mamy postęp, maszyna, w tym przypadku drukarka, została ulepszona, by jeszcze efektywniej służyć człowiekowi, pomagać mu w codziennych obowiązkach. Z drugiej strony, czy naprawdę potrzebujemy takich rozwiązań? Czy wycieczkę do drukarki stojącej po drugiej stornie biura trzeba wyrugować? Przecież to zawsze jakiś ruch, a ten jest wskazany w pracy biurowej. Do tego istnieje szansa na budowanie pozytywnych relacji w zespole: ludzie spotkają się przy maszynie i pogadają o zbliżającym się weekendzie. Z trzeciej strony (zaczyna się zabawa w Tewje mleczarza), w pracy się podobno pracuje – to nie czas i miejsce na pogaduszki. Aby nie odrywać pracowników od ich obowiązków, firma może wprowadzić do swojego wyposażenia wspomnianą drukarkę – zapewne pojawi się nadzieja na podniesienie efektywności. Tylko czy potem owa nadzieja znajdzie pokrycie w rzeczywistości…?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu