W budynku MPPF — Multi-Payload Processing Facility — odbył się niesamowicie istotny test dla misji Artemis II. Za jego drzwiami stoi kapsuła Orion. Dokładnie "ta" kapsuła. Nie makieta i nie symulator. Prawdziwy statek, który za kilka miesięcy wyniesie czwórkę astronautów w kierunku Księżyca. Oj, będzie się wtedy działo.

Reid Wiseman, Victor Glover, Christina Koch i Jeremy Hansen nie lecą jeszcze w kosmos, ale już się na niego szykują. W pełnych kombinezonach Orion Crew Survival System, wsiadają do pojazdu, który wciąż stoi na Ziemi, ale już działa tak, jakby był w próżni — zasilany, z aktywnymi systemami komunikacyjnymi i wykalibrowany tak, jakby właśnie sunął w kierunku Złotego Globu.
Ktoś postanowił zrobić sesję zdjęciową ekipie z NASA? Nie, absolutnie. To test szczelności skafandrów, komunikacji i procedur. W scenariuszach eksperymentu pojawiły się nawet symulacje uszkodzeń wentylatora odpowiedzialnego za cyrkulację powietrza. Były też symulacje wycieków i wszelkich możliwych błędów. Wszystko w czasie rzeczywistym, na sprzęcie docelowym. Ta ekipa ma polecieć w okolice Księżyca i wrócić na Ziemię w całości. Musi być więc gotowa na absolutnie wszystko.
Kosmos nie wybacza błędów
Orion nie przypomina wnętrza choćby średniej klasy pasażerskiego Boeinga. Komfort jest na drugim planie, na pierwszym natomiast funkcjonalność. Każdy przycisk, każdy pas, każdy schowek ma swoją historię, uzasadnienie i procedurę. Podczas testu crew equipment interface, kapsuła była wyłączona, a astronauci przebrani już nie w skafandry, lecz w czyste stroje do pracy w warunkach kontrolowanych.
Usuwali podpórki pod nogi, sprawdzali dostęp do kamer, montowali kable i poznawali układ schowków. Otwierali, zamykali, sprawdzali, gdzie dokładnie znajduje się każdy element środowiskowego systemu podtrzymywania życia. Gdyby tak popatrzeć na to z zewnątrz, wieje nudą. Dla astronauty natomiast to "być albo nie być" w sytuacji zagrożenia. Lepiej być gotowym na wszystko, niż przejechać się na minimalnie prawdopodobnej awarii.
Astronauci skupiali się nawet na takich rzeczach, jak funkcjonalność fotela, przestrzenie do spania, rozkład etykiet i miejsca na higienę osobistą. Niby detale, ale to właśnie one w długiej i ekstremalnie niebezpiecznej podróży będą miały znaczenie. Gdy coś się stanie na "trasie" do Księżyca, nie zadzwonią przecież pod 112 i nie wezwą służb. Błąd równa się śmierci — nie zawsze szybkiej i bezbolesnej. W ogóle, warto sobie zdać sprawę z tego, że na Księżyc zamierza wrócić zupełnie nowe pokolenie astronautów, którzy nie są już tymi pionierami z lat 60. i 70. XX. wieku. Nie oznacza to absolutnie, że są to gorsi specjaliści. Są... po prostu inni. I też potrzebują się przygotować do właściwego celu serii misji Artemis. Podobnie z obecnymi technologiami: one też muszą się sprawdzić "w boju".
1300 lat świetlnych zasięgu w głowie
Wszystko dzieje się w obrębie kilkudziesięciu metrów, ale mentalnie ten test sięga głęboko poza atmosferę. W stronę Księżyca, gdzie za pół roku poleci misja Artemis II — poleci pierwsza załogowa ekspedycja poza niską orbitę Ziemi od czasów Apollo 17.
Tym razem (jeszcze) lądowania nie będzie. Kapsuła okrąży Księżyc i ponownie skieruje się na Ziemię. O co więc chodzi? O to, by wrócić i przygotować grunt pod coś większego. Mars przecież nie wydarzy się nam z dnia na dzień. Gramy o wysoką stawkę, ale najpierw musimy zadowolić się nieco mniejszymi wygranymi. Porwanie się z motyką na Słońce może oznaczać dla nas kolosalną porażkę i utratę wszystkiego, co wypracowaliśmy.
Za rogiem
Zespół naziemny stojący za astronautami (i który doglądał astronautów w trakcie eksperymentu) nie tylko monitoruje postępy, ale sprawdza, czy procedury "pasują do aktualnej rzeczywistości". Wiecie, procedury tworzy się łatwo. Inaczej jest jednak gdy człowiek siada na fotelu z czujnikami tętna i ciśnienia. Procedury nie uwzględniają czynnika ludzkiego, a to on jest najważniejszy w trakcie misji.
I tu nawet nie o komfort chodzi, a o pewność: że ludzie nie spanikują i będą wiedzieli, co zrobić w trakcie nawet najgorszej możliwej awarii. Uczestnicy misji Apollo 13 wiedzieli i przetrwali, z niemałą pomocą z Ziemi. Za każdą decyzją stoi człowiek, który nie ma przestrzeni do popełnienia błędu, i zespół, który ten błąd musi przewidzieć, zanim w ogóle się wydarzy.
Czytaj również: Apollo 12 zostawił na Księżycu małe dzieło sztuki. Jakie?
Artemis II to więc już operacja w toku. To już się dzieje, ktoś już nad tym pracuje i pilnuje, żeby to zadziałało. Od tego, co będzie działo się teraz, będzie zależeć wszystko. Testy się powiodły, zapewne wprowadzono pewne zmiany, poprawiono niektóre rzeczy. Z dnia na dzień, astronauci są wyszkoleni coraz lepiej, wręcz mechanicznie wykonują pewne rzeczy. I o to chodzi. W kosmosie wcale nie będzie łatwiej: dojdzie stres i stan nieważkości. Trzymanie na barkach przyszłości całej cywilizacji to wysiłek nadludzki i powinniśmy go absolutnie szanować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu