Apple

Tani iPhone – czy taki smartfon miałby sens?

Tomasz Szwast
Tani iPhone – czy taki smartfon miałby sens?
63

Tani iPhone, czyli jaki? Zdecydowana większość odpowie, że z pewnością będzie to jeden z używanych, starszych modeli. Może to być chociażby iPhone 6S, 7 czy 8. Zastanówmy się przez chwilę, co by było, gdyby Apple postanowiło wypuścić typowego średniaka. Miałoby to sens?

Choć rynek smartfonów nie jest tym, którym interesuję się najbardziej, zawsze ciekawiło mnie to, jak to jest być jednym z jego analityków. Czy praca takiej osoby polega na spędzaniu dni i nocy nad analizą wyników finansowych danej firmy? Śledzeniu komunikatów dla inwestorów? Uważnym przeszukiwaniu prasowych doniesień? Z całą pewnością jest w tym ziarnko prawdy. A może jednak taki analityk ma nieco więcej swobody i może dorzucić coś od siebie? Może gdzieś jest miejsce na nieco kreatywności i indywidualnych przewidywań opartych na intuicji? Analitykiem nie jestem, choć w niniejszym materiale postaram się wcielić właśnie w taką rolę. Od jakiegoś czasu zastanawia mnie bowiem, czy Apple nie mogłoby wprowadzić do swojej oferty smartfona, którego jeszcze nie było? Takiego duchowego następcę iPhone'a 5C, tyle że jeszcze tańszego w porównaniu do obecnych konstrukcji flagowych?

Zacząłem się nad tym zastanawiać, ponieważ dość często jestem pytany o to, który smartfon od Apple kupić. Nie są to jednak pytania bez limitu cenowego, rozterki typu iPhone 13 czy iPhone 13 Pro, a prośby o rekomendację urządzenia za 500, 1000 czy 1500 złotych. Wiadomo, obecnie w takim budżecie można kupić wyłącznie używany smartfon Apple. Do 500 złotych będzie to iPhone 6S czy iPhone 7, do 1000 złotych – iPhone 8, a za jeszcze więcej iPhone X czy SE 2020. O nowym można zapomnieć. Obecnie najtańszym modelem na rynku jest iPhone SE (2o22), który kosztuje około 2300 złotych. W świecie smartfonów z Androidem tak wyceniony model byłby nazwany junior flagowcem albo przedstawicielem szczytu średniej półki cenowej. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś poszukuje smartfona Apple, jednak wcale nie chce flagowca, a wystarczyłby mu do bólu typowy średniak? Jak mógłby wyglądać tego typu smartfon? Z czego Apple mogłoby zrezygnować? Oto moja wizja średniaka, tyle że z jabłkiem na obudowie.

iPhone 5C nie został ciepło przyjęty przez rynek

Tani iPhone już był i nikt go nie chciał

Na dobrą sprawę, na powyższym zdaniu można by było zakończyć ten artykuł. Jak doskonale pamiętamy, firma Apple zaliczyła już jedną próbę wprowadzenia taniego smartfona na rynek. Był to iPhone 5C, czyli nic innego, jak iPhone 5, tyle że umieszczony w plastikowej obudowie. Przepis na ten smartfon był do bólu prosty: by nie ponosić ponownych kosztów projektowania i rozwoju danej konstrukcji weźmiemy smartfon z ubiegłego roku i włożymy go do znacznie tańszej obudowy. Ma to sens? W teorii, jak najbardziej. W praktyce – wcale. iPhone 5C zniknął z rynku błyskawicznie, a o następcy nigdy nie było mowy.

Co ciekawe, nie była to jedyna tego typu próba w wykonaniu Apple. Recykling smartfonów trwał na dobre, tyle że już nigdy nie zdecydowano się na plastikową obudowę. Przykładem tańszego iPhone'a był również iPhone SE, w którym skorzystano z uwielbianej obudowy iPhone'a 5S, umieszczając we wnętrzu podzespoły z iPhone'a 6S. Pierwszy iPhone SE doczekał się dwóch następców, którzy ujrzeli światło dzienne odpowiednio w 2020 i 2022 roku. Tym razem wykorzystano jednak obudowę znaną z iPhone'a 8, a we wnętrzu znalazły się komponenty odpowiednio z iPhone'a 11 (SE 2020) i iPhone'a 13 (SE 2022). Za przedstawiciela tańszych iPhone'ów uchodził również iPhone Xr, w którym producent poskąpił ekranu OLED, a także jego następca, czyli iPhone 11. Tu również budżet nie pozwolił na implementację zdecydowanie droższego typu wyświetlacza.

O ile iPhone 5C nie był pomysłem trafionym, tak kolejne tanie iPhone'y sprzedawały się bardzo dobrze. Co to oznacza w praktyce? Moim zdaniem to, że zapotrzebowanie na zdecydowanie tańsze urządzenie od Apple jest bardzo duże. Dlaczego zatem firma nie pokusi się o coś szalonego i nie wprowadzi rynek iPhone'a, który będzie kosztował tyle, co typowy średniak z Androidem?

iPhone 5S był z kolei jednym z fajniejszych smartfonów od Apple

Apple musi być premium?

W najbardziej prześmiewczych komentarzach dotyczących firmy Apple można usłyszeć, że niektórzy kupują jej produkty tylko i wyłącznie dlatego, że są drogie. Ile w tym prawdy? Z pewnością znajdą się takie osoby, jednak śmiem twierdzić, że to pojedyncze przypadki. Zdecydowana większość nabywców Apple to miłośnicy nowych technologii, którzy godzą się zapłacić odpowiednio więcej za to, by ich urządzenia tworzyły ze sobą zgrany ekosystem. Moim zdaniem to wcale nie oznacza, że Apple ma jakiś niepisany obowiązek bycia marką premium. Przecież Timowi Cookowi i spółce zależy na tym, by z produktów i usług Apple korzystało jak najwięcej ludzi. By to osiągnąć nie można odciąć się od największej z potencjalnych grup klientów.

Uważam, że zdecydowanie tańszy smartfon od Apple wcale nie wywołałby negatywnych komentarzy, a wręcz przeciwnie, zostałby przez rynek przyjęty z wielką radością. iPhone w segmencie, w którym do tej pory można było kupić wyłącznie urządzenia z Androidem? Przecież to byłby strzał w dziesiątkę!

Swoją drogą, w ostatnim czasie wiele produktów od Apple wcale nie odstaje cenowo od rynkowej konkurencji. Przepłaconymi z pewnością nie można nazwać podstawowego modelu słuchawek AirPods, zegarka Apple Watch SE, głośnika HomePod mini (w krajach, w których jest oficjalnie dostępny) czy MacBooka Air z procesorem M1, który jeszcze nie dawno kosztował w Polsce nieco ponad 4000 złotych. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że MacBook Air z M1 był cenowo praktycznie bezkonkurencyjny. Czy w cenie tego komputera można było kupić maszynę z Windowsem, która wylegitymuje się taką jakością wyświetlacza, taką wydajnością, taką obudową, a zwłaszcza takim czasem pracy na baterii? Sprawdziłem to dokładnie – nie było można.

Czy zatem wszystko, co od Apple, musi być premium? Wcale nie.

Jakość wykonania, która musi swoje kosztować

Moja wizja taniego iPhone'a

Jak moim zdaniem powinien wyglądać tani iPhone, by zdobyć serca klientów w 2022 roku? Wbrew pozorom nie kombinowałbym wcale tylko poszedł po najmniejszej linii oporu, tak jak Apple zrobiło w przypadku iPhone'a 5C. Nie sięgałbym jednak do iPhone'a 12, który był relatywnie drogim smartfonem, a jeszcze wcześniej. Skoro iPhone 11 okazał się absolutnym hitem sprzedażowym w skali całego świata, czerpałbym całymi garściami właśnie z niego. Komponenty żywcem wyjęte z podstawowego iPhone'a z 2019 roku (któremu skądinąd wcale nie brakuje wydajności mimo upływu lat), włożyłbym do nieco tańszej obudowy. Na miejscu Apple ponownie zaryzykowałbym z plastikiem, jednak tym razem o zupełnie innej jakości, niż w przypadku nieudanej próby w 2013 roku. W mojej koncepcji obudowa taniego iPhone'a byłaby wykonana z podobnych tworzyw, jakie Samsung używa do produkcji swoich smartfonów z serii Galaxy A52.

Jakieś jeszcze modyfikacje? Jeżeli istotnie czytnik Face ID jest jednym z najdroższych elementów wyposażenia iPhone'a, zrezygnowałbym z niego na rzecz skanera Touch ID, ukrytego we włączniku smartfona. Byłaby to również okazja do pozbycia się charakterystycznego wycięcia w ekranie na rzecz czegoś zdecydowanie mniejszego.

iPhone 11 - baza dla taniego smartfona Apple

Ile taki smartfon powinien kosztować? Otóż miałby sens tylko i wyłącznie wtedy, gdyby udawało się go sprzedawać w cenie niższej, niż obecny model iPhone SE 2022. Owszem, to w teorii miałby być średniak, jednak siłą rzeczy musimy wziąć pod uwagę takie czynniki jak galopująca inflacja czy skrajnie niekorzystny kurs dolara wobec polskiej złotówki. Oczyma wyobraźni widziałbym taniego iPhone'a kosztującego mniej niż 2000 złotych już na start. Oczywiście z perspektywą na ewentualne dalsze obniżki w poszczególnych sklepach. Nierealne? Przecież wielu producentów działa w ten sposób, że sprzedaje swoje urządzenia poniżej kosztów produkcji, by w późniejszym czasie odkuć się z nawiązką. W ten sposób sprzedawane są chociażby konsole do gier, kapsułkowe ekspresy do kawy czy najtańsze drukarki. Ktoś, kto kupi smartfon, dokupi również akcesoria, płatne aplikacje i subskrypcje. Już teraz Apple zarabia krocie na usługach. Gdyby terminali zapewniających dostęp do nich było jeszcze więcej, zyski z usług urosłyby w szybkim tempie.

Podsumowując, mam wrażenie, że popyt na taniego iPhone'a byłby potężny. Skoro obecnie ludzie decydują się na zakup niedrogich, używanych modeli, byle tylko móc korzystać ze sprzętu od właśnie tego producenta, z tymi rozwiązaniami w warstwie oprogramowania, z pewnością rzuciliby się na nowy egzemplarz. Istnieje jednak poważny problem, którego wielkość trudno skalkulować nie będąc jednym z księgowych Apple. Mowa o kanibalizacji droższych modeli. Gdyby tani iPhone okazał się strzałem w dziesiątkę, sprzedaż tych droższych mogłaby się załamać, a na to nikt z firmy nie może sobie pozwolić.

Swoją drogą, istnieją przewidywania, że następny model z serii iPhone SE będzie bazował właśnie na iPhonie 11. Czyżby moje przypuszczenia miały się w jakimś stopniu sprawdzić? Zapewne przekonamy się o tym dopiero w przyszłym roku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu