Mobile

Tak właśnie powinno wyglądać ładowanie bezprzewodowe od samego początku

Tomasz Popielarczyk
Tak właśnie powinno wyglądać ładowanie bezprzewodowe od samego początku
Reklama

Nie jestem fanem obecnej formy technologii ładowania bezprzewodowego. Owszem, jest to jakiś gadżet, który fajnie wygląda i efekciarsko działa, lecz od...

Nie jestem fanem obecnej formy technologii ładowania bezprzewodowego. Owszem, jest to jakiś gadżet, który fajnie wygląda i efekciarsko działa, lecz od strony praktycznej zysk jest moim zdaniem znikomy. Na szczęście na horyzoncie są już lepsze pomysły, które upodobnią tę technologię do WiFi czy Bluetooth.

Reklama

Za technologię odpowiada firma Ossia, a sam sposób ładowania bezprzewodowego nosi nazwę Cota. Pomysłodawcą, założycielem oraz głównym mózgiem projektu jest natomiast fizyk Hatem Zeine, który przez minione lata w tajemnicy rozwijał projekt, inwestując w niego 3,2 mln dolarów, zakładając wspomniane przedsiębiorstwo i rejestrując cztery patenty. W końcu wynalazek stał się bliski debiutu i zaprezentowano go na TechCrunch Disrupt. Uruchomiona została już nawet strona internetowa, a wdrożenie rozwiązania na rynek konsumencki zaplanowano na 2015 rok. Czy jest na co czekać? Jak najbardziej.

Cota ma działac w sposób zbliżony do tego, co oferuje aktualnie łączność bezprzewodowa pokroju WiFi czy Bluetooth. Umieszczając urządzenie emitujące w jednym miejscu, będziemy mogli się cieszyć ładowaniem w całym mieszkaniu/biurze czy innej lokalizacji. Prototyp urządzenia, który zaprezentowano jest w stanie jednak na razie pokonać jedynie barierę 3 metrów, dostarczając urządzeniu 10 proc. energii, którą otrzymuje ze źródła. Plany są jednak bardziej ambitne i mają pozwalać na zasilanie o mocy 1 W na trzykrotnie większą odległość. Całość składa się z nadajnika oraz miniaturowego odbiornika. Jego rozmiary mają być tak małe, że z powodzeniem da się go zaimplementować na płycie głównej smartfona, a nawet wmontować w baterię typu AAA.


Cota działa na tych samych częstotliwościach co WiFi w nielicencjonowanym paśmie. Ewentualny wpływ na zdrowie jest zatem taki sam jak w przypadku domowych sieci bezprzewodowych (tutaj opinie są różne...). Użytkownik może ponadto skonfigurować nadajnik tak, by ładował wszystkie urządzenia w zasięgu lub tylko określone. Nie ma zatem ryzyka, że z naszej "ładowarki" będzie korzystał sąsiad z dołu. Powinno to też wytrącić z dłoni argumenty wszystkim tym, którzy skrytykują pomysł za emisję kolejnych sygnałów bezprzewodowych. Konsumenci z całą pewnością prędzej zaakceptują technologię, która działa na takiej zasadzie jak dobrze znane sieci WiFi.

Nadajniki ładujące za pomocą technologii Cota mają kosztować około 100 dolarów, co nie jest wygórowaną kwotą. Problemem może być rozmiar, który ma sięgać obudowy desktopa. W przypadku urządzeń bez wbudowanego odbiornika możliwe ma być też zastosowania miniaturowego klucza USB. Pierwsze wersje konsumenckie mają być gotowe w ciągu najbliższych miesięcy, lecz debiut rynkowy zaplanowano dopiero na rok 2015.

Zeine tłumaczy jednocześnie, że jego produkt nie jest konkurencją dla ładowania w standardzie Qi rozwijanego przez Konsorcium Bezprzewodowego Zasilania. Oba rozwiązania bardzo dużo dzieli - chociażby sam zasięg i wykorzystana technologia. Jego wizja jest bardzo ambitna i zakłada scenariusz, w którym właściwie nigdy nie będziemy pozbawieni zasilania, gdyż nadajniki Cota będą dostępne w domach, biurach oraz miejscach publicznych. Wygląda to trochę jak piękny sen, który jednak ma szansę się ziścić.

Zdjęcia: TC

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama