Tablety z impetem podbijają rynek - również Polski. Nad Wisłą kupujemy je w coraz większych ilościach, ale nie interesują nas super gadżety za kilka t...
Tablety z impetem podbijają rynek - również Polski. Nad Wisłą kupujemy je w coraz większych ilościach, ale nie interesują nas super gadżety za kilka tys. złotych, które oferują niesamowitą moc obliczeniową, wysokie rozdzielczości i wyśrubowane parametry. Nie możemy czy może nie chcemy sobie pozwolić na takie luksusy?
W pierwszym półroczu bieżącego roku sprzedaż tabletów w Polsce wg badania Gfk Polonia wzrosła o 141,4 proc. Nie daliśmy jednak zarobić tym czołowym producentom. Prym wiodły low-endy, a więc takie marki, jak Manta, Kruger&Matz, Prestigio, Modecom, Goclever i inne.
Statystyczny Polak najczęściej kupuje tablet za maksymalnie 700 złotych i to właśnie cena jest kryterium, które odgrywa największą rolę podczas zakupów tego typu urządzenia. Widzą to duzi producenci, którzy uzupełniają swoją ofertę o urządzenia typowo low-endowe. Sprzęty z procesorami MediaTek typowymi dla tej kategorii znajdziemy m.in. w ofertach Lenovo czy Acera (czego przykładem jest ostatnio testowany model Iconia A1-810). Podobne dane podaje ASUS, którego 70 proc. sprzedaży to gadżety z przedziału cenowego 699 - 1199 zł.
Do końca roku sprzedaż tabletów w Polsce ma wynieść od 900 do 1,1 mln egzemplarzy. Momentem kulminacyjnym będą oczywiście święta i wyprzedaże, które wycisną soki z niejednego portfela. Jednak cały IV kwartał bieżącego roku zanosi się na okres niezwykle intensywny. Na rynku debiutują bowiem tablet z Intel Atom BayTrail, których ceny wypadają nadzwyczaj korzystnie.
Spójrzmy chociażby na ASUS Transformer Booka T100, który za 1499 zł oferuje nam czterordzeniowy procesor, 2 GB RAM-u, Windows 8.1, licencję na Office'a 2013, a także stację dokującą z klawiaturą w zestawie. Brzmi jak bajka? Okazuje się, że takich ofert będziemy oglądali więcej, a co istotne - powoli zmniejszy to różnice cen w stosunku do zachodu. Przykładowo wspomniany T100 w Niemczech jest do kupienia za równowartość 1550 zł.
Tablet nie jest standardem, bez którego trudno się obejść. To nie telefon, którego zakup tłumaczymy koniecznością posiadania urządzenia niezawodnego, które zapewni nam możliwości bezproblemowej komunikacji. Tablet ma pozwalać na surfowanie po sieci, granie w gry, oglądanie filmów na YouTube i inne niezobowiązujące czynności. Sęk w tym, że dobrze nadaje się do tego zarówno model za 700 jak i za 1700 złotych, a dla Kowalskiego imponująca gęstość pikseli, czterordzeniowy Snapdragon czy nowiusieńki Android 4.3 nie mają większego znaczenia. Ma być 7 albo 10 cali i płynnie działać. Pikanterii dodaje tutaj fakt, że w tym najtańszym segmencie coraz częściej obserwuje się występowanie modemów 3G.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu