Aplikacje na smartfony i gry stały się nieodłączną częścią naszej codzienności. W końcu korzystamy z nich w pracy, w domu, czy w drodze, a ich możliwości rozwijają się szybciej, niż jesteśmy w stanie nadążyć. Oferują nam coraz więcej, kuszą nowymi funkcjami, ale potrafią też skutecznie sprowadzić nas na manowce i zirytować jak mało co w cyfrowym świecie.

Jakbym mógł, to wszystko bym kupił od razu. Niestety realia są inne
Jednakże nie w takim sensie jak w pierwszej chwili może się wydawać. Nie chcę dzisiaj marudzić na to, że coś jest drogie albo że inflacja nam daje w kość. Nie będę także narzekał na brak pieniędzy, bo bynajmniej nie o to mi chodzi, a i dobrze wiemy, że geldu (jak to mawiamy w niektórych częściach Polski na pieniądze) nigdy za wiele. Skoncentruję się na tym, co raczej daje nam wszystkim w kość, czyli modelowi sprzedaży programów. To właśnie w tym sensie jakbym mógł, to kupiłbym wszystko od razu, bo nic mnie tak nie irytuje jak dominacja modeli freemium nad premium.
Jeżeli jednak ktoś jeszcze nie słyszał, to może zacznijmy od podstaw, czyli czym właściwie jest model freemium, a czym premium?
Freemium to rozwiązanie, które na pierwszy rzut oka wydaje się być atrakcyjne i które w gruncie rzeczy takim jest, ale może odcisnąć swoje piętno. Producent umożliwia pobranie aplikacji, gry, a nawet włączenie usługi zupełnie za darmo (Duolingo, Roblox i tym podobne). Jednakże korzystamy wyłącznie z podstawowych funkcji, a dopiero za dostęp do bardziej zaawansowanych opcji lub za usunięcie reklam musimy zapłacić. Zaś gdy chodzi o model premium to w zasadzie po staremu. Płacimy wyznaczoną kwotę jeden raz i mamy pełen dostęp do produktu, bez żadnych ukrytych haczyków, reklam czy całej masy innych przerywników lub ograniczeń jak "odnawialna energia" w Duolingo czy Candy Crushu.
W tym miejscu można sobie zadać więc pytanie, co właściwie mi przeszkadza? Czy za darmo to nie jest najuczciwiej, jak się da?
Okej, nie mam wątpliwości, że z perspektywy biznesowej freemium często się opłaca (dla potrzeb ułatwienia tematu, będę generalizował, to oczywiste, że nie jest tak łatwo jak się wydaje). Mamy na to szereg statystyk od ręki dostępnych w Google – wystarczy jedno pytanie. Jest to trochę sytuacja dużego ryzyka, lecz gdyby to nie działało, czy byłoby tego tak wiele? Niemniej, model pozwala przyciągnąć szerokie grono użytkowników, a potem stopniowo monetyzować ich zaangażowanie. Jednak ten tekst nie jest analizą rynku ani próbą zrozumienia mechanizmów finansowych firm. To felieton o tym, jak ja – zwykły użytkownik – czuję się w świecie, gdzie coraz trudniej kupić coś raz, a coraz częściej trzeba płacić w nieskończoność albo tolerować niekończące się reklamy.
Mam wrażenie, że jeszcze nie tak dawno świat oprogramowania wyglądał zupełnie inaczej. Kupowało się raz pakiet Microsoft Office i korzystało z niego przez lata, bez żadnych abonamentów czy ograniczeń. Podobnie było z Photoshopem, jasne, przerażał swoją, która nie wyglądała tak atrakcyjnie jak darmo z ograniczeniami. Z drugiej można było zapłacić za program dla profesjonalistów, z którego można sobie zapewnić pracę i mieć komfort psychiczny, że narzędzie jest na miejscu, dostanie wsparcie, a jak będzie trzeba, to za kilka lat się przejdzie na nowszą wersję. Dziś Office 365 i Adobe Creative Cloud wpychają nas w subskrypcje, które po roku kosztują więcej niż kiedyś cały program. Pod przykrywką tego, że przecież otrzymujemy cały czas wsparcie techniczne! Czyli inaczej by nam się nie należało?
Najbardziej irytuje mnie jednak cały proces walki z aplikacją czy grą, która tak naprawdę po prostu udaje darmową. Reklamy wyskakujące co chwilę nie są tam dla wątpliwej jakości ozdoby. Tak samo dziesiątki wirtualnych walut dostępnych za prawdziwe pieniądze lub nasz poświęcony czas, czy inne ograniczenia na każdym kroku. Mają na celu stale tworzyć nieustanną pokusę wydania prawdziwych pieniędzy, żeby na chwilę poczuć, że mam pełną kontrolę. Ta iluzja darmowości jest szalenie frustrująca, bo sama myśl o tym co mogliby deweloperzy stworzyć, zamiast poświęcać czas na wymyślanie kolejnych mechanizmów monetyzacji, sprawia, że coś się przewraca w żołądku. Naprawdę chętniej zapłacę z góry, po prostu dajcie taką możliwość i uratujcie mnie od tych śmieci prowadzących do nieintuicyjnych interfejsów.
W grach mobilnych dochodzi do tego jeszcze wiele innych problemów, lecz szczególnie jeden się wyróżnia – nawet jeśli zdecyduję się wydać ogromne pieniądze, to w każdej chwili twórcy mogą zamknąć serwery i wszystko przepada. Moje zakupy przestają mieć jakąkolwiek wartość, a ja zostaję z niczym.
Czy wszystkie aplikacje freemium są złe? Pewnie, że nie. Można się kłócić, że te "darmowe" lecz z zablokowanymi różnymi funkcjami są co najmniej znośne. Dobrym przykładem jest choćby GoodNotes (aplikacja do prowadzenia notatek/dzienników/zeszytów), która oferuje sensowny model freemium. Użytkownicy dostają wszystkie możliwości, lecz ograniczone do trzech zeszytów. Czy to jest fair? I tak, i nie. Zarówno w przypadku 5. jak i 6 edycji, zdecydowałem się na zakup pełnej wersji. Zamiast 50 złotych rocznie, od razu zapłaciłem 120. To nie jest mało, lecz używam jej od lat i już dawno się zwróciła. Od początku nie przejmuję się ciągłymi zaczepkami, a także nie muszę się zastanawiać, co się stanie, jeżeli firma upadnie. Po prostu już mam tę appkę.
Inny problem freemium, jest taki, że decyzje o kształcie tych programów, potrafią być również podejmowane w trakcie. To sprawia, że pewne funkcje mogą zniknąć, lub zostać zmienione w sposób, który się nam nie podoba. Pokusa freemium jest tak duża, że zaskakująco niektóre aplikacje potrafią się z premium zmienić we freemium.
Najbardziej cenię po prostu produkty premium, jak Procreate. Zapłaciłem raz za wybitny program do rysowania na iPadzie i mam spokój. Żadnych subskrypcji, żadnych niespodzianek, żadnych reklam. Nic mnie nigdy nie rozprasza i czuję, że jest to narzędzie, od deski do deski przemyślane i zaprojektowane tak jak na to zasługuję. Nie twierdzę, że model freemium jest zły z definicji, ale dla mnie – użytkownika, który chce po prostu korzystać z aplikacji bez zbędnych przeszkód – to rozwiązanie zdecydowanie mniej komfortowe niż klasyczne premium. Wolę zapłacić raz, mieć produkt na własność i nie martwić się, że za chwilę ktoś mi coś odbierze albo zacznie wyświetlać kolejne reklamy. Czy to naprawdę aż tak archaiczne podejście?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu