Felietony

"Syndrom gier/filmów 4+". Dlaczego nie czekam na kolejnego Wiedźmina?

Krzysztof Rojek
"Syndrom gier/filmów 4+". Dlaczego nie czekam na kolejnego Wiedźmina?
Reklama

Kiedy kończy się spójna fabuła a zaczyna wyciskanie pieniędzy ze znanej marki? W moim mniemaniu - przy czwartej części serii.

Każdy z nas szuka w elektronicznej rozrywce czegoś nieco innego. Jednych w grach porywa niesamowity gameplay, ogrom możliwości czy otwartość świata. Inni szukają dobrych historii, ciekawie napisanych postaci czy nieoczywistych wątków fabularnych. To samo w filmach - dla jednych liczy się wartka akcja i świetne efekty specjalne, dla innych - sensowność fabuły i motywacje bohaterów. Oczywiście, większość z nas, odbiorców, jest gdzieś pośrodku tego wszystkiego, raz doceniając w filmach i grach jedno, raz drugie, zależnie od nastroju i gatunku. Jednak nawet w tak zróżnicowanym społeczeństwie któraś z grup odbiorców musi być najliczniejsza i choć my nie mamy narzędzi by sprawdzić która, to największe firmy stojące za wysokobudżetowymi tytułami - już tak.

Reklama

Wypuszczenie kasowego filmu czy gry z pewnością poprzedza analiza tego, czy uderza on do wystarczająco szerokiej grupy odbiorców, by zapewnić sobie budżetowy sukces. Jeżeli wspomniany sukces zostanie odniesiony, szanse na sequel drastycznie rosną. A potem na kolejny. I kolejny. I kolejny.

I tak dochodzimy do "syndromu gier/filmów 4+", czyli momentu, w którym zaczyna się wyciskanie kasy ze znanych marek

Nie przeczę, że wiele historii od samego początku pisane było w taki sposób, by nie zostać zawarte w jednej grze czy filmie. I absolutnie nie mam z tym problemu. Wiedźmin 1,2 i 3, Pierwsze trzy filmy o Piratach z Karaibów, przygodach Neo czy nawet Terminator 1,2 i 3 to pokazują. I dziwnym trafem, fabuła większości takich produkcji zamyka się w właśnie w trylogii. Sami przyznacie, że tak sławnych tetralogii zwyczajnie się nie widuje. To z kolei już od jakiegoś czasu sprawiło, że w mojej świadomości funkcjonuje coś, co nazywa się "syndromem gier i filmów 4+". Objawia się to tym, że jeżeli widzę, że saga jest kontynuowana powyżej trylogii, automatycznie zakładam, że jest to moment, w którym dalsza historia bohaterów dopisywana jest bardziej, żeby zera na kontach producentów się zgadzały, niż żeby dostarczyć odbiorcom ciekawą i interesującą historię.

Przykładów, które umacniają moje przekonanie, że "syndrom 4+" faktycznie się sprawdza można mnożyć. Kolejne Terminatory, Piraci z Karaibów, czy niedawno wydany Matrix 4 zwyczajnie potwierdzają, że jeżeli jakaś seria zaczyna wychodzić poza trylogię, zazwyczaj jakościowo kieruje się raczej ku dołowi niż ku górze. Którą to już część Szybkich i Wściekłych będziemy mieli za chwilę w kinach? Jak bardzo Heroes VII mają się do poprzednich odsłon? Jak ciepło przez graczy przyjęty został Mass Effect Andromeda? Ile w najnowszych Assasynach zostało z początkowych produkcji Ubisoft? TAXI? Faceci w czerni 4? Przykładów na serie, które zwyczajnie powinny się skończyć na 3 części można przytaczać bardzo, bardzo dużo.

Oczywiście - nie znaczy to, że nie ma dobrych produkcji

Czy tego chcemy czy nie, żyjemy w erze rebootów. Dlatego też duża część gier czy filmów nie dostaje kolejnych numerów, choć teoretycznie powinna. Tak dostaliśmy nowego Dooma, Mad Maxa, God of Wara czy chociażby nową trylogię przygód Lary Croft. Są tez serie, które nie miały mieć nigdy spójnej fabuły czy od początku były projektowane jako np. sieciowe doświadczenie. Tutaj wpadają takie tasiemce jak Call of Duty, Battlefield czy wszystkie FIFY. To jest jednak temat na zupełnie inny tekst. Tak samo jak istnieją wyjątki od reguły i świetne gry będące 4 częścią jakiejś fabularnej serii, jak chociażby Uncharted 4.

Jak więc widzicie, jak każde założenie, także i "syndrom 4+"  nie zawsze się sprawdza. Natomiast dla mnie sprawdza się w znakomitej większości przypadków (obstawiałbym, że tak w 90 proc.). Zwyczajnie za dużo przykładów potwierdza dla mnie fakt, że najlepsze sagi filmowe i growe kończą się na trzeciej części, a we wszystko, co następuje później, zwyczajnie nie ma sensu inwestować czasu i pieniędzy, chyba że społeczność da znać, że jest inaczej.

Z tego też względu po ogłoszeniu, że trylogia o Wiedźminie będzie kontynuowana przez CD Projekt RED, nie mogę nie mieć wrażenia, że oto kolejna duża i bardzo lubiana marka wpadnie zaraz w "syndrom gier 4+". Gry o Wiedźminie zawsze stały bardziej fabułą niż mechaniką, a historia zamknięta w trylogii jest dla mnie kompletna, spójna i skończona. Nie potrzebuje prequela, sequela, interquella bądź opowiedzenia z perspektywy innej postaci. Owszem, może to jakoś rozbudować uniwersum, ale zapytajcie fanów Star Wars, czy potrzebowali trzech najnowszych części sagi. Czy to oznacza, że nie ufam CD Projekt? Owszem. Oczywiście, Cyberpunk pokazał, że sprzedaż jest ważniejsza od jakości doświadczenia, ale i bez tego wolałbym, by po zakończeniu nikt się już do historii Białego Wilka nie dotykał.

Bo ulepszyć już jej nie ulepszy, a zwyczajnie zbyt wiele można tam popsuć.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama