Recenzja

Nintendo Switch OLED po kilku tygodniach: ta konsola powinna być taka od początku

Kamil Świtalski
Nintendo Switch OLED po kilku tygodniach: ta konsola powinna być taka od początku
Reklama

Zapowiedź Nintendo Switch OLED okazała się dla wielu ogromnym... zawodem. Nie dlatego, że to zła konsola, ale po prostu oczekiwali czegoś zupełnie innego. Po zalewających nas przez lata plotkach o Switchu Pro - mocniejszym, fajniejszym, bardziej wychuchanym — wielu zrzedła mina na widok tego co przygotowało Nintendo.

Ja, bez owijania w bawełnę, nowym Switchem się w ogóle nie ekscytowałem. Ale ze wzgląd na współpracę z polskim dystrybutorem sprzętu — nadchodzące gry mam testować na najnowszej, a nie premierowej, wersji konsoli. Od kilku tygodni korzystam z udoskonalonej hybrydowej konsolki, która... z jednej strony nie wzbudziła we mnie większych emocji (o tym dlaczego - za chwilę). Z drugiej - patrząc możliwie najbardziej obiektywnie na temat uważam, że to forma, w jakiej Switch powinien był zadebiutować na starcie, czyli w marcu 2017 roku.

Reklama

Nintendo Switch OLED: ta konsola nareszcie nie wygląda jak tania zabawka

Nintendo przez lata nie udało się zapisać na liście twórców najbardziej classy konsol. Wielu graczy, zwłaszcza tych którzy nie wychowywali się z ich sprzętem, szydzi z nich i traktuje je jak zabawki dla dzieci. Składany niczym puderniczka DS (i jego następca), Wii z kontrolerami ruchowymi, o wtopie dekady — jej następcy, Wii U — nawet nie wspominając. No i co tu dużo mówić — jakość Nintendo Switch też nie oczarowywała. Trzeszczący plastik, ciągnące się problemy z kontrolerami joy-con, technologia ekranu która już w dniu premiery była dla fanów nowoczesnych rozwiązań, przestarzałą.

...

No ale nadszedł 2021, a ten przyniósł nam nowego Switcha. Sprzęt, który z porównaniem do dwóch poprzednich wersji (mam tu na myśli pierwszego i drugiego "zwykłego" Switcha, nie Lite'a) poprawił cały szereg elementów. Pierwszym  i zarazem tym najbardziej rzucającym się w oczy, jest wyświetlacz. 7-calowy ekran OLED to zupełnie nowy poziom i jakość, której próżno szukać w poprzednich edycjach. Jest większy, a zupełnie inna technologia sprawia, że wszystkie gry prezentują się znacznie lepiej niż na biednym LCD, który oferowano wcześniej.

Zresztą jeżeli chodzi o wygląd, to nie tylko ekran prezentuje się lepiej. Mimo że joy-cony pozostały bez zmian (tak, wciąż mogą okazać się awaryjne; tak - wciąż nie są najwygodniejszym kontrolerem pod słońcem), to konstrukcja całego urządzenia wydaje się być znacznie solidniejsza i lepiej wykonana.

No i nareszcie, NARESZCIE, stopka o którą podpieramy konsolę nabrała sensu. Nie da się ukryć że ta z pierwszej wersji urządzenia była pomyłką. Niewielka, łamliwa, w oczach wielu irytująca i mało użyteczna. Tym razem dostaliśmy do dyspozycji nóżkę na długości całej konsoli: stabilną i pewną. Od pierwszych zapowiedzi pojawiały się porównania, które wspominały, że jest zrobiona na modłę tej z linii urządzeń Surface — i jeśli mieliście z nimi do czynienia, to prawdopodobnie zgodzicie się, że te porównania mają wiele sensu.

Są także rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka

Poza zmianami wizualnymi, są też zmiany wewnątrz. I nie - Switch OLED nie będzie ani mocniejszy, ani szybszy... ale przynajmniej będzie miał więcej pamięci na dane. Owszem, w czasach tanich kart micro SD nie jest to może jakaś rewolucja i rzecz która zmienia zasady gry — ale fajnie że zaoferowano dwukrotnie więcej miejsca, niż w poprzednich wariantach konsoli.

Do tego sama konstrukcja jest po prostu pewniejsza. W starym Switchu nie dość, że plastik trzeszczał, to jeszcze wpięte w konsolę joy-cony miały minimalny luz, co... no nie ukrywam, wypadało dla mnie słabo. Tutaj takich problemów nie uświadczyłem - także fajnie, że poza znacznie bardziej solidną jakością obudowy, przyłożono się również do szczegółów których nie widać, a które czuć.

Reklama

Jest także nowa stacja dokująca. Spodziewajcie się ewolucji, ale nie rewolucji

Wraz z nowym wariantem konsoli, doczekaliśmy się także nowej stacji dokującej. Ta nie jest jakoś specjalnie wymyślona na nowo — choć kapkę się w niej pozmieniało.

Najważniejszą - i najbardziej praktyczną - zmianą jest niewątpliwie dodanie portu Ethernet. Bez dokupowania dodatkowych dongli można podłączyć Switcha w trybie TV do internetu po kablu, a nie polegać wyłącznie na WiFi. Lepiej późno niż wcale i szkoda, że kosztem portu USB-A.

Reklama

Drugą ze zmian w stacji dokującej jest kwestia osłonki. Poprzednie Switche miały ją montowaną na zawiasach, tutaj "otwierając" tył — wyjmujemy osłonkę. Subiektywnie - uważam, że jest to wygodniejsze, tym bardziej, że jej ponowne dopięcie to kwestia raptem paru sekund i nigdy nie stanowi to problemu.

Wszystko jest lepsze i piękniejsze, ale dla mnie to nie ma żadnego znaczenia. Bo Switch jest dla mnie konsolą przede wszystkim stacjonarną

Chwalę Nintendo Switch OLED, bo jest za co. Inżynierowie japońskiego koncernu zadbali o to, by był to produkt znacznie bardziej dopracowany, dużo wyższy jakościowo i... myślę że nie przesadzę ani trochę pisząc, że to produkt który jest najzwyczajniej w świecie lepszy. Wnętrze mogło pozostać takie samo, ale z zewnątrz robi znacznie lepsze wrażenie i jest za co go pochwalić.

I jeżeli uwielbiacie Switcha za to jak wygodną jest konsolą przenośną, to na 100% docenicie wszystkie nowości w modelu OLED. Ten jest po prostu jeszcze piękniejszy i bardziej dopracowany. Na wstępie wspomniałem że sam nie ekscytowałem się nowym modelem ani trochę — i jest ku temu konkretny powód. Dla mnie hybrydowa konsola Nintendo w formie handhelda jest najzwyczajniej w świecie źle wyważona i za ciężka, by komfortowo na niej grać (wersja Lite to inna bajka ;). Co więcej — wersja Nintendo Switch OLED jest jeszcze cięższa niż poprzednie wersje konsoli, przez co... no owszem, doceniam starania inżynierów i wszystkie zmiany, ale przez ostatnich kilka tygodni niejako zmuszałem się, by grać w trybie handheldowym — bo na co dzień tego nie robię. Szczerze mówiąc — najczęściej i tak uruchamiałem ją z Pro Controllerem w dłoni, robiąc po prostu użytek z jej ulepszonej (i to jak!) stopki.

 Fajnie że jest, szkoda że o kilka lat za późno

Bardzo mnie cieszy to, że Nintendo zdecydowało się udoskonalić swoją konstrukcję. Switch OLED to niewątpliwie krok w fantastycznym kierunku — i sprzęt warty dopłacenia tych kilkuset złotych względem pierwotnej wersji... przynajmniej jeżeli planujecie korzystać z konsoli w wersji przenośnej. Ładniejszy, trwalszy, ze znacznie lepszym ekranem. Nie oznacza to pod żadnym pozorem, że został on pozbawiony wad — bo joy-cony wciąż są tą samą (potencjalnie: awaryjną) konstrukcją, a z mojej perspektywy — całość stała się jeszcze cięższa. Ale jeżeli planujecie zakup nowego Switcha i zastanawiacie się którą wersję konsoli wybrać — dopłaćcie, nie pożałujecie! To pod każdym względem lepszy, fajniejszy i bardziej dopracowany produkt.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama