Filmy

Świadek wypadku zamiast pomóc ofiarom, filmował je. Potem chciał na tym zarobić

Maciej Sikorski
Świadek wypadku zamiast pomóc ofiarom, filmował je. Potem chciał na tym zarobić
Reklama

Czas może i nieodpowiedni na takie historie, bo w piątkowe wieczory powinno się serwować coś lżejszego, ale temat wato wyciągnąć i trzy razy napisać, ...

Czas może i nieodpowiedni na takie historie, bo w piątkowe wieczory powinno się serwować coś lżejszego, ale temat wato wyciągnąć i trzy razy napisać, że takim zachowaniom nie można pobłażać, powinno się je piętnować. Chodzi o nadużywanie nowych technologii powiązane z kupczeniem ludzkim nieszczęściem. Amerykanin filmujący umierających nastolatków ostro przesadził, a boję się, że takich historii będzie przybywać.

Reklama

Historia w wielkim skrócie wygląda następująco: dwie młode osoby jadą szybko samochodem, kierowca traci panowanie nad pojazdem, uderza w inny samochód, dom, drzewo. Świadkowie ruszają w stronę maszyny, rusza i antybohater wpisu. Chce im pomóc? Nie, zamiast wyciągnąć ofiary (samochód staje w płomieniach), wydobywa swój telefon i zaczyna filmować zdarzenie. Przy tym komentuje zajście nazywając uczestników wypadku "idiotami". Tyle? Nie, to nadal nie koniec - facet otwiera drzwi i włazi do samochodu, by z tej perspektywy sfilmować rannych. W końcu przyjeżdżają służby, zabierają rannych, potem jedna z nich umiera.

Nasz antybohater wrzuca swoje "dzieło" do Sieci, konkretnie na Facebooka. Używa przy tym innego nazwiska, chce zarobić, szuka stacji, która kupi od niego materiał. Post już zniknął z serwisu, ale sprawa nie przestała bulwersować. Autor filmu przekonuje, że chciał po prostu stworzyć materiał w celach edukacyjnych, by przestrzec przed niebezpieczną jazdą. Wierzy w to chyba niewiele osób. Teraz spotka go surowa kara? Raczej nie - policja musiała się natrudzić, by móc go o coś oskarżyć, padło na wtargnięcie do samochodu. Wysokich kar za to nie przewidziano. Zresztą, nie o kary tu chodzi.

Przybywa rozwiązań, które pozwalają uchwycić rzeczywistość, przekazać ją dalej, podzielić się z milionami ludzi na świecie. Do telefonów komórkowych trafiły dobrej jakości aparaty fotograficzne/kamery, są media społecznościowe, szybki i powszechnie dostępny Internet, opcje streamingu. Z pomocą tych narzędzi można pokazać innym ważne wydarzenia w przeróżnych regionach świata. Pisaliśmy niejednokrotnie o Periscope, dzięki któremu przekaz treści wchodzi na zupełnie nowy poziom, możemy stać się świadkami i "nadawcami" fascynujących lub przerażających wydarzeń z perspektywy, która wcześniej stanowiła rzadkość. To ma swoje zalety. Ale...

Ale nie można przy tym zapominać, że w kryzysowych sytuacjach nie jest najważniejszy film, dobry materiał, a już z pewnością nie ewentualne zyski z niego płynące. Na pierwszym miejscu było, jest i mam nadzieję, że będzie ludzkie życie i zdrowie. Jeśli będzie przybywać oszołomów podobnych do wspomnianego Amerykanina, to źle się stanie. Bardzo źle. A boję się, że część sposób powędruje w tym kierunku, liczyć będzie się przede wszystkim zdarzenie, treść, materiał, a nie jego ewentualne skutki. Ktoś może powiedzieć, że ludzie będą się zachowywać tak, jak media, dla których liczy się sensacja i zdjęcie/film/przekaz, ale takie tłumaczenie do mnie nie trafia - tu nie można porównywać i tłumaczyć. Tu trzeba powiedzieć, że tak nie należy robić. I już.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama