Microsoft

Ten składak był tak zły, że nawet sam Microsoft w niego nie wierzył

Jakub Szczęsny
Ten składak był tak zły, że nawet sam Microsoft w niego nie wierzył
19

Coś, co działa w przypadku mniejszych urządzeń... wcale nie musi być takie dobre, gdy mowa o nieco większym Surface'ie. Zaprezentowany trzy lata temu tableto-komputero-składak okazał się zbyt problematyczny i zbyt mało przemyślany. Niekoniecznie trafna okazała się także idea stojąca za Surface Neo: czy istnieje jakaś szczególna zaleta dwóch dziewięciocalowych ekranów? Hm, wygląda to w miarę ładnie i ciekawie - ale od takiej klasy sprzętu oczekuje się głównie użyteczności.

Po trzech latach od prezentacji Surface Neo, nie doczekaliśmy się nawet choćby duchowego spadkobiercy. Microsoft ujawnił go wtedy razem z Duo, już dużo bardziej zrozumiałej z punktu widzenia konstrukcji (Duo jest sprzętem mobilnym z Androidem łączącym zalety telefonu komórkowego i tabletu. Obydwaj przedstawiciele najbardziej mobilnych Surface'ów byli reklamowani jako "mistrzostwo produktywności", co miało wynikać z użycia dwóch osobnych ekranów. W 2019 roku, kiedy jeszcze technologia elastycznych ekranów w "składakach" była relatywnie świeża, uznawano to za zaletę z uwagi na większą niezawodność. Właściwie, to nawet dzisiaj wiele mówi się o masowych awariach telefonów, w których stosuje się elastyczne wyświetlacze. Microsoft, po nie do końca zdecydowanym przyjęciu komentatorów nabrał wody w usta: ani oficjalnie nie "zabił" tego produktu, ani też nie doprecyzował kiedy można się go spodziewać.

Surface Neo miał charakteryzować się dwoma ekranami o rozdzielczości 1440 x 1928 pikseli. Na pokładzie miał znaleźć się procesor Intel Core i5-L16G7, przeznaczony do użycia w "naprawdę mobilnych" komputerach. Ilość pamięci RAM to 8 GB, natomiast ilość przestrzeni na dane - 128 GB. Jak przystało na szczególnie przenośną konstrukcję, obecna w Surface Neo miała być łączność LTE - obok WiFi i Bluetooth. I ostatni punkt specyfikacji: Windows 10X - prawdopodobnie pięta achillesowa urządzenia. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że prezentowany wtedy na renderach "specjalny Windows" był bardzo podobny do tego, co obecnie melduje się na rynku jako Windows 11.

Problematyczny Intel, dyskusyjny design

Problematyczny głównie dla tego urządzenia. Microsoft chwalił się, iż będzie to naprawdę cienki kawałek technologii (5,6 mm) - takie konstrukcje zazwyczaj mają problemy z kulturą pracy. Najmniejszym jego problemem byłoby to, że całkiem prędko nieprzyjemnie nagrzewałby dłonie w trakcie nieco bardziej skomplikowanych zadań. Testy miały wykazać, że... urządzenie lubi się przegrzewać - a to prosta droga do throttlingu i osłabienia komfortu korzystania z takiej maszyny. Sprzęty z serii Surface nigdy nie należały do tanich, jednak ich użytkownicy cenią je za często bardzo dobrą - także i tą subiektywnie odczuwaną - wydajność. Zwalniający obroty Neo już na starcie byłby skazany na niezadowolenie wielu klientów. Wykorzystanie układu ARM byłoby tutaj znacznie zdrowszym podejściem, ale... Microsoft o tym nie pomyślał.

W trakcie konferencji stanowiącej zapowiedź wprowadzenia Neo na rynek, Microsoft pokazał dwa tryby pracy: jako tablet i laptop. W tym drugim przypadku, naturalne było użycie magnetycznej klawiatury "montowanej" na jeden z ekranów - jednak w taki sposób, że nie zasłanialiśmy w ten sposób całości drugiego wyświetlacza. Taką "ekstra" przestrzeń roboczą mogliśmy wykorzystać na pole operacyjne dla rysika. Jednak wewnętrzne testy wykazały, iż cała klawiatura jest mało wygodna ze względu na jej ciasnotę. 9-calowy laptop to stanowczo zbyt mało, aby umieścić tam cokolwiek na czym będzie się komfortowo pisać.

I najważniejsze - Microsoft nie nauczył się niczego od czasów Windows RT

Dobry Windows to uniwersalny Windows, a 10X wyglądał jak co najwyżej proteza pełnego wydania. Natywnie nie obsługiwał on aplikacji Win32 - jednak nie popełniono wszystkich możliwych błędów z czasów RT i... zaimplementowano maszynę wirtualną pozwalającą na ich używanie. To już był absurd dużego kalibru: Microsoft postanowił użyć procesora doprowadzającego do przegrzewania się konstrukcji, przygotowywał pod Neo wybrakowanego Windowsa, a do przykrycia jego braków przeznaczył... maszynę wirtualną. Nie trzeba chyba tłumaczyć tego, że zaprzęgnięcie VM w każdej sytuacji, która wymagała włączenia aplikacji Win32 byłoby prostą drogą do: słabej wydajności, szybko wydrenowanej baterii oraz... szaleństwa użytkownika Neo. Mało tego, każdy program Win32 był usypiany po kilku minutach od przejścia do innego programu - co mogło powodować jeszcze inne problemy.

Generalnie rzecz ujmując - Microsoft, postanowił bohatersko zawalczyć z własnoręcznie wytworzonymi problemami i poległ - czego efektem jest brak obecności Neo na rynku. I bardzo dobrze, bo byłby to niesamowity koszmarek, którego po pierwsze - nikt by nie chciał. Po drugie - stanowiłby obiekt drwin. Po trzecie - skończyłby jako jeden z tych projektów, w które wpompowano mnóstwo pieniędzy (choć i tak nie wydano ich mało na design oraz testy, także i w kontekście Windows 10X) i ostatecznie się nie udały. Duchowego spadkobiercy też nie ma co oczekiwać, bo kłopotliwy był nie tylko sprzęt i oprogramowanie, ale także i ogólny zamysł.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu