Świat

Stone robi film o Snowdenie. Nie kupuję tego

Maciej Sikorski
Stone robi film o Snowdenie. Nie kupuję tego
Reklama

Rano Konrad Kozłowski podrzucił temat: Joseph Gordon-Levitt zagra Snowdena. Do tego momentu nie wiedziałem nawet, że kręcony jest film na temat amerykańskiego analityka. Albo inaczej – nie przywiązywałem do tej informacji większej wagi. W końcu jednak przyszedł czas na refleksję. Zwłaszcza, że o uwagę widza będą walczyć dwa obrazy poświęcone słynnemu Edwardowi.

Zacznijmy od wspomnianego aktora. To nie jest hollywoodzka pierwsza liga, wielu z Was może go nie kojarzyć. Jeśli jednak oglądaliście Incepcję czy Mroczny Rycerz powstaje, to zapewne znacie człowieka. Jego udział w filmie nie jest pewną informacją – na razie to kandydat, który musi dogadać się z twórcami obrazu. Pierwsze skrzypce gra tu autor scenariusza i reżyser, czyli Oliver Stone. Twórca legendarny, posiadający na koncie kilka naprawdę dobrych i mocnych tytułów. Teraz bierze na warsztat historię Snowdena. Tu zaczyna się mój problem z całym przedsięwzięciem.

Reklama

Z doniesień wynika, że Stone widzi w Snowdenie bohatera i tym tropem zamierza podążać w swoim filmie. Przy tworzeniu scenariusza wykorzysta dwie książki poświęcone Amerykaninowi. Autorem pierwszej, Time of the Octopus, jest Anatolij Kuczerena – rosyjski adwokat Snowdena. Za drugą stoi Luke Harding piszący dla Guardiana. Nosi tytuł The Snowden Files: The Inside Story of the World’s Most Wanted Man. Stone podobno zamierza zatytułować swój film The Snowden Files. Nie czytałem wspomnianych pozycji, ale amerykański whistleblower został w nich chyba ukazany jako postać bardzo pozytywna. I tak będzie w filmie: bohater naszych czasów, człowiek, który przeciwstawił się systemowi i został przez ów system wygnany (do złej Rosji – tragicznie do kwadratu).

Czytając doniesienia na ten temat przypomniał mi się pewien tekst z Gazety Wyborczej, na który trafiłem podczas urlopu. Ukazał się w maju, Autorką jest Pani Ewa Siedlecka, a artykuł nosi tytuł Don Kichot w świecie konformizmu. Nie ukrywam, że robiłem wielkie oczy podczas jego lektury. Zaczyna się od słów Edward Snowden nie jest idiotą, narcyzem, szpiegiem czy politycznym graczem. Jest młodym człowiekiem usiłującym chronić wartości.

Potem jest jeszcze mocniej:

Być może Snowden zrobił to, co zrobił, bo należy do jedynego pokolenia, dla którego internet jest jak ojczyzna, a które jednocześnie rozumie, co to prywatność. Poszedł na wojnę w obronie praw podstawowych. Starsze i młodsze pokolenia już tego nie rozumieją. Dla starszego internet jest tylko narzędziem. Młodsze, wychowane na portalach społecznościowych, nie rozumie prywatności. Być może tylko trzydziestolatek mógł się zdobyć na heroizm w obronie obu tych wartości. A dlaczego to akurat był Snowden? Bo jest moralnym arystokratą, szlachetnym idealistą. Ale świat uważa idealizm za naiwność lub przejaw zaburzenia osobowości. Albo za ładne opakowanie dla brzydkich motywacji.

W dalszej części znajdziemy też taki fragment:

Greenwald próbował zrozumieć, skąd u Snowdena taka gotowość do buntu w imię naprawiania świata. Przecież nieobca była mu lojalność wobec władzy, bo już jego ojciec pracował dla rządu, a on sam zgłosił się na ochotnika, by walczyć w Iraku. Okazało się, że lekcją moralności były dla Snowdena mity greckie i... gry wideo. W świecie tych mitów i gier jednostka stawała przed prostymi wyborami: pomiędzy dobrem a złem. A poświęcenie było wartością. I miało sens, bo potrafiło zmienić bieg historii.

Wydźwięk dość jednoznaczny: Snowden to bohater, jeśli ktoś go krytykuje albo podejrzewa, to powinien się zastanowić nad swoim zachowaniem. I ja po lekturze naprawdę zacząłem się zastanawiać: czy przywołany w tytule konformizm zatruł mi już mózg i stałem się nieczuły na czyny prawdziwego bohatera czy też Pani Siedlecka podeszła do sprawy tak naiwnie, że bardziej już się nie dało? To nie dotyczy jedynie bohaterskiej postawy Snowdena, ale też jego rzekomego wpływu na świat. Autorka przekonuje, że nie został zignorowany i skłonił nas do dyskusji na temat inwigilacji oraz łamania prawa przez służby/państwo. Faktycznie tak jest?

Reklama

Po wielkim szumie, jaki nastąpił zaraz po ujawnieniu rewelacji Snowdena, temat trochę przygasł. Ludziom po prostu się znudził. Jedni już wcześniej domyślali się, jak sprawa wygląda, drugich to nie interesuje, jeszcze inni powiedzą (trudno im odmówić racji), że w tej materii niewiele da się zrobić. Twierdzenie, że "ofiara" Snowdena nie poszła na marne wskazuje na to, iż ktoś funkcjonuje w innej rzeczywistości. Podejrzewam, że pracownicy NSA nie zajmują się teraz wyszukiwaniem najfajniejszych zdjęć kotów w Sieci, ale robią to samo, co przed ucieczką Snowdena (ciekawe, czy jego fani liczą w ten sposób czas? Prawie jak muzułmańska Hidżra).

Teraz odnośnie samej "ofiary". Czy uznaję Snowdena za bohatera? Nie. Czy uznaję go za zdrajcę albo narcyza? Też nie. Przynajmniej nie jednoznacznie – dla mnie sprawa ma wiele odcieni, a od podszewki zna ją Snowden. Chyba, że jest marionetką i sam nie wie, w czym bierze udział. Zdaję sobie sprawę, że brzmi jak teoria spiskowa, ale przypominam, że w sprawę wplątane są służby, mnóstwo w tym wielkiej polityki i gospodarki – można mieć wątpliwości, czy amerykański analityk faktycznie jest tym Don Kichotem.

Reklama

Na tym polega mój problem z filmem Stone’a – podejrzewam, że dostanę historię bohatera, który "stracił wszystko, by otworzyć ludziom oczy". Nie do końca to kupuję. Chciałbym zobaczyć obraz, w którym reżyser nie tyle idealizuje jedną postać, co pokazuje mechanizm inwigilacji, ludzi, którzy za tym stoją, firmy, które współpracują z władzami i przekonują, że nic nie robią. Może go dostanę – zdjęcia jeszcze nie ruszyły, nie wiem, czego się spodziewać. Po prostu wyrażam swoje obawy. Obrazów o prawdziwym amerykańskim bohaterze przecież nie brakuje i ten może się wpisywać w ten nurt.

Na koniec jeszcze jedna informacja: nie tyko Stone zabrał się za historię Snowdena. Ma powstać konkurencyjny obraz. Tym razem na podstawie książki Glenna Greenwalda: No place to Hide. Producentami obrazu będą podobno ludzie od Bonda. Jeśli i oni pójdą tropem analityka-bohatera, to mam przynajmniej nadzieję, że zrobią z tego solidny amerykański blockbuster i zapewnią dobrą rozrywkę w kinie…

PS Nie wiem, jakie gry i mity ukształtowały Snowdena, ale ja znam kilka takich, w których świat nie jest czarno-biały i nie ma prostego podziału na dobro i zło...

PPS Na miejscu Stone'a zrobiłbym z tego musical - ten aktor potrafi śpiewać:

Źródło grafiki: youtube.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama