Recenzje gier

Stellar Blade - recenzja. Piękna bohaterka to nie wszystko, co gra ma do zaoferowania

Kamil Świtalski
Stellar Blade - recenzja. Piękna bohaterka to nie wszystko, co gra ma do zaoferowania
1

Stellar Blade budziło kontrowersję od dawna. Jak w praktyce wypada najnowszy hit AAA na wyłączność PlayStation 5?

Stellar Blade to tytuł o którym dużo mówiło się już przed samą premierą. Po premierze również nie brakowało kontrowersji. Ale wokół tych wszystkich dyskusji można było odnieść wrażenie, że sama gra... zeszła na drugi plan. Bo liczyły się wdzięki głównej bohaterki której za wzór posłużyła koreańska top modelka i okropne grafitti, które zniknęło z gry wraz z wypuszczoną w dniu premiery łatką. Jak jednak w praktyce wypada sama zabawa, która inspirowana jest jednym z najlepszych cyberpunkowych komiksów wszech czasów — czyli Battle Angel Alita?

Między Soulsami, a Bayonettą. Niestety, nie licz na wciągającą historię

Po wypuszczeniu wersji demonstracyjnej gry internet był podzielony. Dla jednych Stellar Blade to taka Bayonetta w przebraniu. Dla innych — nowy, może nieco łatwiejszy, tytuł soulslike, czyli opierający się na uwielbianej serii gier From Software. Prawda jest taka, że w świecie w którym wszystko już było, gra jest zlepkiem kilku motywów i pomysłów, do tego umieszczonym w dystopijnym, cyberpunkowym świecie.

Gra zabiera nas do przyszłości, w której Ziemianie zostali z powierzchni przez przybyszów z innych planet. W grze wcielamy się w piękną Eve, która przybywa na wyniszczoną planetę z kosmicznej kolonii. Celem jej, jak i jej towarzyszy, jest pozbycie się istot znanych jak naytiba. Sytuacja jednak nie jest tak prosta, jak to na początku zakładano. Cała ekipa zostaje zgładzona przez wrogie istoty i tylko nam udaje się przetrwać. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak połączyć siły z ocalałymi ludźmi i kontynuować misję.

Jeżeli jednak liczysz na trzymającą w napięciu historię, wciągający świat i niezapomnianych bohaterów to... niestety, nie tym razem. Jest dość mdło i nudno. Świat może i jest uroczy wizualnie, ale to byłoby na tyle. Jego konstrukcja i dopisana historia, niestety, nie wypada już tak dobrze. Całości nie pomaga także fakt, że nasza bohaterka jest dosłownie żadna. Nie wiem czy miał to być zabieg rodem z Zeldy, by każdy z graczy mógł sobie samodzielnie określić kim jest bohaterka, ale no było jej tam zdecydowanie za mało.

I wszystko to co wyżej napisałem dotyczy głównych wątków i głównych postaci. W przypadku tych pobocznych sprawy mają się nawet gorzej...

Początki są jakie są. Im dalej w las, tym... lepiej!

Skoro nie historia, to wiadomo — walka. Jak wynikało z zapowiedzi, to właśnie na niej skupiać się będzie gra — i w dużej mierze tak właśnie jest. Jednak jak na coś pomiędzy Bayonettą a Soulsami — można odnieść wrażenie, że za dużo w tym wszystkim eksploracji i elementów zręcznościowych. Dlatego do tego porównania dodałbym jeszcze przygody nieustraszonej Lary Croft. W tym konkretnym przypadku nie jest to jednak komplement, wręcz przeciwnie. Bo te zręcznościowe elementy wcale nie wypadają dobrze, a wręcz przeciwnie. Są irytujące, miernie wykonane i niejednokrotnie zdarzyło mi się spaść w przepaść nie z mojej winy. Eve po prostu niespecjalnie rozumiała wydawane przeze mnie komendy.

Z tych wszystkich wymienionych gier, samej walce najbliżej do gier FromSoftware ze względu na to, że same ataki na niewiele się zdadzą. Szybko okaże się bowiem, że bez odpowiednich uników i parowania ciosów za daleko nie zajdziemy. Plusem jednak jest to, że w przeciwieństwie do wszelkiej maści Soulsów, nic wielkiego się nie dzieje. Nie tracimy postępu, nie tracimy przedmiotów, tracimy tylko czas — by kolejny raz stawić czoła wrogom. Kolejnym wspólnym elementem jest także fakt, iż "zwykli" wrogowie potrafią dać w kość. Ale prawdziwym wyzwaniem jest pozbycie się bossów.

O ile na początku wszystko wydaje się dość przytłaczające, o tyle z czasem — gdy nauczymy się już jak działa walka w tamtejszym świecie — sprawy stają się znacznie przyjemniejsze. Do tego dochodzi jeszcze rozwój postaci, za zdobywane punkty możemy rozwijać umiejętności Eve, przez co walka staje się jeszcze bardziej urozmaicona. Warto też mieć na uwadze, że wszczepy które nabywamy pozwolą rozwinąć umiejętności Eve zarówno podczas walki, jak i poza nią.

Stellar Blade rusza się dobrze. Wygląd to kwestia gustu. A jak brzmi?

Stellar Blade jest grą na wyłączność PlayStation 5 — i jak można się spodziewać po takiej grze, dokonano wszelkich starań by wyglądała i ruszała się dobrze. I tak faktycznie jest. O ile Eve jest śliczna i wygląda, o tyle napotykani bohaterowie... cóż. Czasem wyglądają jak wyjęci z horroru — i nie mam tu na myśli mutujących wrogów. Brak mimiki, dość upiorne projekty twarzy. Ja rozumiem że ta dystopia to nic dobrego, ale... powiem wprost: do mnie ta wizja nie trafiła.

Osobną kwestią jest ścieżka dźwiękowa. Stellar Blade nie jest pierwszą grą wideo stawiającą na piosenki w tle. I jest to zabieg dość niebezpieczny i miecz obosieczny. Bo z jednej strony — pozwala się to grze wyróżnić. O ile jednak seria Persona wykorzystuje ten zabieg niezwykle zręcznie i z sukcesem, tutaj... piosenki były fajne. Przez pierwsze dwa-trzy razy. Później najzwyczajniej w świecie mnie irytowały. Myślę jednak, że ten konkretny element rozbijać się będzie o kwestie gustu, podobnie jak upiorny w mojej opinii wygląd napotykanych postaci.

Za wiele srok za ogon. Najmocniejszym elementem Stellar Blade jest walka

Stellar Blade to jedna z najgłośniejszych premier w świecie gier ostatnich tygodni. I trudno się dziwić. Po pierwsze — to jedna z niewielu naprawdę dużych gier, które mają premierę w tym okresie. Po drugie — sporo kontrowersji przed premierą i po premierze. A po trzecie — gra jest po prostu... nierówna i sporo o niej dyskusji. Potrafi być urocza wizualnie, ale potrafi odstraszyć wyglądem napotykanych postaci. Potrafi zachwycić przepięknym światem, ale odstraszyć tym jaki jest nudny i żaden. Potrafi zachwycić walką tylko po to, by kilka minut później zirytować sekwencjami zręcznościowymi związanymi z eksploracją.

Na swój sposób świetna, na swój sposób zła i irytująca. Mimo wszystko Stellar Blade ma "to coś", co sprawia że i tak ponownie podejmuje się wyzwanie i ponownie wraca do tamtejszego świata. Jedno jest pewne — to nie jest ani Bayonetta, ani Soulsy, ani Tomb Raider. Gra czerpie po trochu z każdego wymienionych światów, ale jest unikalną mieszanką skąpaną w przepysznym wizualnie sosie. Jeżeli lubicie powyższe tytuły i taki miks brzmi dla Was interesująco - to wpiszcie na listę zakupów, ale... szczerze? Polecam poczekać do pierwszych obniżek.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu