Recenzje gier

Zawsze chciałem być pilotem mecha. Armored Core VI wybiło mi tę myśl z głowy

Piotr Kurek
Zawsze chciałem być pilotem mecha. Armored Core VI wybiło mi tę myśl z głowy
Reklama

Pilotowanie mecha to nie bułka z masłem. Armored Core VI: Fires of Rubicon pokazuje, że to bardzo trudne zadanie. To także bardzo trudna gra, która wystawia nerwy gracza na próbę.

Rubicon 3, odległa planeta skrywająca w sobie jeszcze większą tajemnicę - substancję nazywaną Koral (Coral), która może zmienić losy świata będąc niemal niewyczerpalnym źródłem zasilania. Nie dziwi więc, że każdy chce mieć ją dla siebie. Gracz, jako najemnik, zatrudniany jest przez różne korporacje do inwigilowania planety oraz walki z przeciwnikami chcącymi zagarnąć tajemnicze źródło energii wyłącznie dla siebie. Szybko jednak okazuje się, że Koral to coś więcej niż "paliwo" i to my będziemy odpowiedzialni za to, by dowiedzieć się o nim prawdy. Tak właśnie zaczyna się przygoda w Armored Core VI: Fires of Rubicon - najnowszej odsłonie serii, która pamięta czasy pierwszego PlayStation. To produkcja studia FromSoftware, która obecnie bardziej kojarzy się z tytułami typu Soulslike niż produkcjami akcji z wielkimi na kilka pięter mechami w roli głównej.

Reklama

Ostatnia odsłona Armored Core zadebiutowała na konsolach PlayStation 3 i Xbox 360 w 2012 r. Fani serii musieli czekać ponad 10 lat, by znów mogli zasiąść za sterami potężnych robotów. Ci, którzy czekali z wypiekami na twarzy, z pewnością bedą zachwyceni. Pod warunkiem, że się przygotują i do Armored Core VI: Fires of Rubicon podejdą w... odpowiedni sposób. Bo trzeba przyznać, że FromSoftware nie wyszło z wprawy i ich najnowsza produkcja jest równie wymagająca, co cała reszta ich gier.

Armored Core VI: Fires of Rubicon nie oferuje otwartego świata, na który mogły liczyć rzesze świeżo upieczonych fanów studia. Takie było Elden Ring, takie jest Dark Souls, ale nie Armored Core. Armored Core stawia na pojedyncze misje, do których przechodzimy bezpośrednio z menu. Nie mamy więc do czynienia z przemierzaniem rozległych, futurystycznych lokacji planety Rubicon 3 - nie oznacza to jednak, że nie będziemy mogli jej zwiedzać.

Wsiadaj do robota Shinji...a raczej C4-621

Misje, a jest ich w sumie 59 (na przestrzeni trzech przejść), rzucają gracza w rozległe, choć ograniczone przez niewidzialne ściany, plansze, pełne futurystycznych, industrialnych budowli i opuszczonych miast przyszłości. Jako, że w grze mamy do czynienia z wielkimi na kilka pięter mechami, sterowanymi przez "ulepszonego człowieka" o numerze seryjnym C4-621 oczywistym jest, że nie ma tu mowy o tradycyjnym zwiedzaniu świata. W trakcie zaliczania kolejnych celów i eliminowaniu całym zastępów wrogów nie będziemy mieć czasu na podziwianie krajobrazu, jednak twórcy często pozwalają nam się porozglądać po okolicy - ale tylko wtedy, gdy wymagać będzie tego fabuła.

To nic złego, jednak patrząc na obecne trendy otwartych światów, Armored Core VI wydaje się bardzo hermetyczne. Podobnie jak prowadzenie narracji. Nie ma tu tradycyjnych scenek przerywnikowych, w których bohaterowie rozmawiają między sobą. Lwia część fabuły przedstawiana jest w formie wiadomości głosowych wysyłanych bezpośrednio do komputera pokładowego naszego mecha - tytułowego Armored Core. I choć na przestrzeni pięciu rozdziałów spotykamy wielu bohaterów, żaden nie jest obecny fizycznie. Chyba, że mówimy o innym pilocie, który akurat pomaga nam w misji. Z początku wydaje się to dziwne, ale szybko się przyzwyczaiłem do takiego przedstawiania świata. A ten jest rozbudowany, skomplikowany, pełny skorumpowanych korporacji i wojska, które za wszelką cenę chce zapanować nad Rubicon 3 i znajdującym się tam Koralem.

Odpicowane mechy. Czyli pół gry spędzimy w warsztacie

Misje, choć w większości sprowadzają się do krótkich potyczek i zadań typu "znajdź i zniszcz", to także rozbudowane walki z bossami. Prawdziwa gratka dla fanów tytułów FromSoftware. A ci przetestują nasze umiejętności na wszystkie sposoby. Dlatego tak ważne jest odpowiednie przygotowanie się do wypadu, jak nazywane są misje w Armored Core. Przed każdą z nich warto zajrzeć do warsztatu i sklepu z częściami do naszego mecha. Broń do lewej ręki, broń do prawej ręki? Jest. Uzbrojenie na prawe i lewe ramię? Też jest. A co z głową? Do wyboru do koloru. Same ramiona? Korpus? Nogi? Dopalacz? SKO (wspomaganie)? Generator? Te elementy też trzeba odpowiednio dopasować do danej sytuacji. Twórcy rzucili graczom do wyboru dziesiątki różnych części zamiennych, które łącząc w całość dają inny efekt.

Chcemy mecha zwinnego, skocznego, wyposażonego w laserowe miecze i karabiny maszynowe? Nie ma problemu. Chcemy uzbrojony po zęby czołg? Czemu nie. Każdy boss to inne wyzwanie, dlatego warto kombinować lub szukać pomocy w sieci. A jeśli chcemy skorzystać z gotowców, możemy udać się na Arenę, gdzie czekają na nas potyczki z "prodefiniowanymi" modelami AC z różnym uzbrojeniem, w różnych kolorystykach i z różnymi dodatkami. O ile kupiliśmy odpowiednie części, będziemy mogli przyjąć ich formę i wyposażenie. To powinno wystarczyć, by spokojnie zaliczyć misje, zbierać środki na zakup kolejnych elementów i przygotować się na starcia z gigantycznymi robotami, które zwiastują koniec rozdziału.

W grze jest też tryb PvP, ale żeby go odblokować trzeba się nieco namęczyć. Twórcy stwierdzili, że tylko najbardziej wytrwali gracze będą mogli mierzyć się z innymi graczami w potyczkach jeden na jednego oraz trzech na trzech. By móc to zrobić trzeba skończyć wszystkie misje drugiego rozdziału, a nie będzie to takie łatwe. Jak już się uda, odblokowany zostanie tryb NEST - nowa zakładka w menu głównym gry, gdzie na pilotów AC będą czekać dodatkowe wyzwania, w których mierzyć się będą z innymi graczami.

Reklama

Mam jednak wrażenie, że został on wprowadzony na szybko i bez większego pomysłu. Być może w przyszłości pojawi się jakieś rozszerzenie, w tym tablice wyników, dodatkowe tryby zachęcające do zostania z tym tytułem na dłużej. Na ten moment możemy tworzyć swoje własne lobby, do którego dołączą inni gracze lub wyszukać istniejące pokoje, w którym ktoś czeka na walkę. Bez większych nagród, rankingów i satysfakcji. Mamy co najwyżej możliwość zobaczenia, jak przeciwnik gra i jak wygląda jego AC - taka ciekawostka.

Armored Core VI: Fires of Rubicon. Czy warto?

Armored Core VI: Fires of Rubicon dostępny jest na konsole Xbox Series X|S, PlayStation 4 i 5 oraz komputery PC. Ja grałem w wersję na PS5 i większych problemów z optymalizacją nie dostrzegłem. Gra oferuje dwa tryby graficzne: jakości i wydajności. Pierwszy celuje w 4K i 30 klatek na sekundę, drugi ma zapewnić do 60 klatek z dynamicznie zmieniającą się rozdzielczością. Grałem w tym drugim trybie, gdyż dynamiczna rozgrywka aż prosi się 60 klatek. Te utrzymywane były niemal zawsze, choć w niektórych momentach czuć było wyraźne spadki. W opcjach jest jeszcze opcja Ray tracingu, która wymusza tryb jakości, jednak samo śledzenie promieni dostępne jest wyłącznie w warsztacie. Gra jest też dostępna po polsku - z napisami. Ścieżka dźwiękowa jest jedynie po angielsku lub japońsku.

Reklama

Nie da się jednak ukryć, że Armored Core VI nie jest grą dla wszystkich fanów wielkich robotów, ani wszystkich fanów gier wideo. To wciąż produkcja FromSoftware, która dla części graczy może okazać się zbyt wymagająca. Próg wejścia jest bardzo wysoki i już pierwsza misja "Samouczek" wkurzy wielu graczy. Jeśli jednak lubicie trudne wyzwania, nie macie problemu z rosnącą irytacją i jeszcze większą satysfakcją, warto jej dać szansę. Tym bardziej, że to produkcja, która ma szansę ponownie przetrzeć szlaki dla tego typu gier, w których gracze siadają za sterami wielkich maszyn kroczących o niesamowitej sile rażenia.

Armored Core VI - plusy i minusy
plusy
  • Zróżnicowane misje
  • mnogość opcji dostosowania mecha
  • New Game+ oraz New Game++ z nowymi misjami
  • oprawa graficzna (z drobnymi zastrzeżeniami)
  • oprawa dźwiękowa
minusy
  • wysoki próg wejścia
  • brak opcji dostępności
  • sporadyczne błędy w tłumaczeniu
  • tryb PvP

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama