Recenzje gier

Recenzja Immortals of Aveum – magiczny shooter pełen rozczarowań

Patryk Koncewicz
Recenzja Immortals of Aveum – magiczny shooter pełen rozczarowań
Reklama

Plan był świetny, ale realizacja pozostawia wiele do życzenia. Immortals of Aveum mogło być wyjątkowym shooterem, a skończyło jako pozornie piękna wydmuszka.

Czy da się stworzyć pierwszoosobowy shooter bez broni? Ascendant Studios pokazało, że można, ale czy grze wszyło to na dobre? To już znacznie trudniejsze pytanie, bo choć Immortals of Aveum ratuje się całkiem przyjemnym gameplayem i ciekawymi mechanikami, to fabuła, bohaterowie oraz pewna bezpłciowość świata ciągną grę na dno, przez co z ambitnego projektu wyszedł przeciętniak, o którym szybko się zapomina. A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze…

Reklama

Wszechwojna o magię

Strzelanek na rynku gier jest od groma dlatego idea shootera stawiającego na magię i efektowne umiejętności była długo wyczekiwanym powiewem świeżości. Immortals of Aveum to bowiem produkcja, w której dynamicznych wymian ognia nie brakuje, ale nie uświadczycie tam karabinów szturmowych, granatów czy rewolwerów. Bronią są natomiast dłonie głównego bohatera i przepływająca przez nie moc, ale żeby to wyjaśnić, musimy najpierw zarysować historię Zakonu Nieśmiertelnych.

Pod względem fabuły i świata gry twórcy nie wykazali się szczególną ambicją. Mamy tutaj bowiem trwający od lat konflikt między dobrem a złem, uciśniony proletariat i egocentryczną klasę wyższą, która wojenne ambicje realizuje poprzez tragedię najuboższych. To właśnie do tej społeczności należy główny bohater – rezoluty Jak – czyli postać przed walką broniąca się początkowo rękami i nogami. Rola mięsa armatniego w starciu z potężnymi magami wroga nieszczególnie mu się widzi, jednak z powodu tragicznych wydarzeń i utraty bliskich zostanie niejako zmuszony do zaangażowania się w konflikt. Tu warto zaznaczyć, że główne postacie nie są losowo wygenerowane, a wzorowane na prawdziwych aktorach, między innymi na znanej z serialu Suits Ginie Torres. Miało to w zamyśle dodać im głębi, naturalności i charakteru, ale już na tym polu Immortals of Aveum kompletnie zawodzi.

Bohaterów, którzy niezwykle często – w przydługich przerywnikach filmowych – pojawiają się na ekranie, po prostu ciężko polubić. Są banalni, nierzadko infantylni i wyjątkowo nieśmieszni w sytuacjach, wymagających powagi. Zastanawia mnie, jaki efekt twórcy chcieli osiągnąć, wkładając na siłę mnóstwo słownych żartów i sarkastycznych przepychanek w momencie, gdy wokół giną mężczyźni, kobiety i dzieci. Postacie niejednokrotnie zachowują się jak zgraja edgy nastolatków, niepotrafiących zachować powagi na rodzinnym pogrzebie. Bardzo psuje to immersje i nie pozwala traktować przedstawionych w grze problemów poważnie, balansując momentami na granicy żenady.

A jakież to problemy? No cóż, całkiem niemałe, bo stawką Wszechwojny jest panowanie nad potężną magią, która – pozwolę sobie zacytować – pokrywa świat Aveum niczym sieć. Ostrzą sobie na nią zęby przedstawiciele dwóch skrajnych ugrupowań czułych na moc maginów, a zawłaszczenie jej przez „tych złych” wiąże się eksterminacją oponentów. Młody Jak dołącza więc do ruchu oporu, choć z własnymi ambicjami pomszczenia bliskich. I tak oto nasz bohater wchodzi w posiadanie potężnego arsenału trzech kolorów mocy, a każda z nich ma swoje specyficzne zastosowanie.

Zamiast broni trzy kolory mocy

To, w czym Aveum jest naprawdę dobre, to totalna rozwałka na ekranie. Choć początkowo – gdy do dyspozycji mam ograniczoną liczbę umiejętności – walka może wydawać się nieco nudnawa, tak po kilku godzinach dysponujemy już całkiem potężną gamą magicznych zdolności, u podstaw których leżą trzy kolory mocy, zwane pieczęciami. Czerwony to coś w rodzaju krótkodystansowej strzelby (pozwólcie, że tak to zwizualizuje), która zadaje duże obrażenia z bliska, ale jest średnio skuteczna na dystans. Zielony to szybkie naprowadzane pociski, zadające co prawda mniej obrażeń, ale za to zasypujące wrogów gradem odłamków, pozwalając na rażenie kilku przeciwników na raz. Niebieski porównałbym zaś do karabinu wyborowego – zadaje duże obrażenia dystansowe, ale pojemność „magazynka” jest niewielka, więc wymaga wypracowania celności.

Każdą z pieczęci można dowolnie mieszać podczas walki i przełączać się między nimi w zależności od rodzajów nacierających oponentów. Kwestie ofensywne zarezerwowane są dla prawej dłoni – lewa zaś pełni rolę… hmm, funkcjonalnych dodatków? Skrywają się w niej bowiem możliwości używania tarczy, przyciągania wrogów energetycznym biczem czy rażenia laserem, spowalniającym ruch przeciwników. Każdą z opisanych umiejętności można zaś rozwijać i ulepszać w dedykowanym drzewku, zwiększając obrażania czy szybkostrzelność.

Trzeba przyznać, że zabawy jest z tym całkiem sporo, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że zdobywany ze skrzyń lub wrogów ekwipunek w postaci karwaszy może też modyfikować ofensywne aspekty pieczęci, dla przykładu zamieniając pojedynczy pocisk na energetyczną lancę, która krytycznie razi wrogów.

Reklama

Z czasem otrzymujemy także dostęp do ataków specjalnych, znacząco wyczerpujących zasoby magii, które uzupełniamy kryształami. Dodatkowo każda z kolorowych pieczęci daje też dostęp do trzech rodzajów zdolności kontroli tłumu – czerwona tworzy płomienną falę, pozwalającą odeprzeć od siebie bliskich wrogów, zielona tworzy serię samonaprowadzających pocisków a niebieska impuls uderzeniowy, niszczący tarczę wroga. Jak więc widzicie, kombinacji jest wiele, a po opanowaniu wszystkich combosów i dostosowaniu ich do własnych preferencji walka staje się satysfakcjonująca dzięki dużej dynamice.

W Aveum przyjdzie nam zmierzyć się z całkiem sporą gromadą zróżnicowanych wrogów, okazjonalnych bossów i oczywiście innych magów bitewnych, ale nie oczekujcie szczególnych wyzwań – trzeba się naprawdę postarać, żeby zginąć. Wszystko to zaś w kolorowym świecie, który niestety poza samymi kolorami niewiele ma do zaoferowania.

Reklama

Pusty świat Aveum nie zachęca do eksploracji

Immortals of Aveum miesza zamknięte i liniowe lokacje z otwartymi przestrzeniami. Choć niektóre z nich potrafią cieszyć oko, to do faktycznego czerpania przyjemności z widoków będziecie potrzebować potężnego peceta. Na konsolach bowiem bardzo mocno czuć skalowanie obrazu i choć gra powstała na silniku Unreal Engine 5.1, to częściej będziecie krzywić się z powodu rozmazanych tekstur i zasięgu ich rysowania, niż piać z zachwytu nad ładną grafiką.

Twórcy poszli na bardzo wiele kompromisów, by zoptymalizować grę pod kątem konsol obecnej generacji. Nad wyraz często tekstury po prostu się nie wczytują, tworząc rozmazane mozaiki niczym w produkcjach sprzed dekady. Czasem wręcz chce się krzyknąć, że wydanie gry w takim stanie jest niedopuszczalne i jedyną linią obrony jest tutaj fakt utrzymania 60 klatek na sekundę.

Nie można też powiedzieć, że świat Aveum jest szczególnie przekonujący. Fakt – jest tu kilka ciekawie zaprojektowanych lokacji, pełnych starożytnych artefaktów i monumentalnych budowali. Niestety brakuje w tym wszystkim duszy – czegoś, co zachęciłoby gracza do eksploracji, bo powiedzmy sobie wprost – skrzynki z materiałami do cratfingu i okazjonalne znajdźki w postaci listów czy notatek to za mało, by zagłębić się w zwiedzanie. Nawet miasta, które odwiedzamy w celu odebrania misji, nie tętnią życiem. Wybaczcie mi kolokwialne określenie, ale NPC to po prostu nieinteraktywne kloce, stojące na ulicy dla urozmaicenia środowiska.

W miastach można się zatrzymać tylko po to, by skorzystać z kuźni do ulepszania ekwipunku, a następnie wybiec przez bramę i raz na zawsze zapomnieć, bo nie ma w nich niczego, co skusiłoby gracza do jakiejkolwiek aktywności.

Tej generalnie też poza walką jest niewiele. Od czasu do czasu zdarzy się jakaś prosta zagadka logiczna, polegająca na przesunięciu mocą danego elementu, lub strzeleniu w kryształ określonego koloru, ale to niestety tyle. W konsekwencji poza – bądź co bądź przyjemnym – strzelaniem niewiele jest w Immortals of Aveum do roboty.

Reklama

Ładna wydmuszka, ale poza sekwencjami walki niewiele ma do zaoferowania

Patrząc na fragmenty rozgrywki w sieci można zadawać sobie pytanie, skąd tyle narzekania na Immortals of Aveum? Przecież walka wygląda tak widowiskowo, dynamicznie i kolorowo, że aż trudno wyobrazić sobie, że można źle się przy tym tytule bawić. Owszem, bo bez rozegrania kilkudziesięciu godzin trudno dostrzec liczne wady. Twórcy starali się stworzyć grę-opowieść, mocno nastawioną na fabułę i filmowe przerywniki. Niestety historia Aveum jest tak banalna, nużąca i przewidywalna, że główne założenie bardzo szybko legło w gruzach. Zaprzęgnięcie do pracy znanych aktorów? Super, ale pod warunkiem, że ktoś najpierw te postacie dobrze rozpisze, a tu mamy do czynienia z bohaterami błahymi, sztampowymi i bazującymi na utartych schematach rodem z tanich filmów o superbohaterach.

Ciekawy pomysł na świat rozbija się zaś o mur niewielkiej ilości aktywności, a same lokacje nie zachęcają do eksploracji. Nie można opierać gry tylko i wyłącznie na dobrych sekwencjach walki, bo cała reszta staje się tylko niepotrzebnym dodatkiem. Grając w Immortals of Aveum marzyłem o nieustanym wciskaniu przycisku pomiń, pomiń, pomiń i daj mi w końcu postrzelać! Niestety taki przycisk nie istnieje, podobnie jak nie istnieją żadne nadzieje na to, że będę o Aveum pamiętać za pół roku.

Immortals of Aveum– 5.5/10
plusy
  • Dynamiczna i widowiskowa walka
  • Dużo możliwości kombinacyjnych ataków
minusy
  • Banalny i przewidywalny wątek fabularny
  • Irytujący bohaterowie
  • Przydługie przerywniki filmowe
  • Pusty świat, który nie zachęca do eksploracji
  • Grafika na konsolach
  • Nieistotne aktywności poboczne

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama