Wszyscy mówią głośno o tym jak to koronawirus mocno uderzył w fryzjerów i restauracje. Prawda jest tak, że dotyka on niemal każdej branży i firm o dow...
Wszyscy mówią głośno o tym jak to koronawirus mocno uderzył w fryzjerów i restauracje. Prawda jest tak, że dotyka on niemal każdej branży i firm o dowolnej skali. Wirus nie wybiera. Dużo mniej, a przynajmniej mi się tak wydaje, mówi się o sporcie i rekreacji. O tym, ile tracą/traciły poszczególne ligi i promotorzy.
Jednak biznes – bo tym właśnie jest współczesny sport zawodowy – nie akceptuje próżni i prędzej czy później wypełni każdą dziurę. Tak samo jest i w tym wypadku. W trakcie lockdownu wiele dyscyplin z fizycznych aren przeniosło się na ich wirtualne odpowiedniki. Dało to szanse nam, zwykłym śmiertelnikom, rywalizować z gwiazdami, które znamy z pierwszych stron gazet. Niemiecki startup pozwolił na kibicowanie zespołom na zamkniętych stadionach. Liga angielska przenosi się na Twitch, aby być bardziej dostępna. A teraz to!
Wirtualni kibice
Powiem szczerze, że aż ciężko mi powiedzieć jednoznacznie czy to fajne czy raczej…przerażające. Jedno jest pewne, to doskonały dowód na to, że każda dziura zostanie załatana. Zanim przejdziemy dalej od razu powiem, że głównymi bohaterami tej wiadomości są Microsoft i NBA, ale spokojnie, jeśli nie jesteś fanem amerykańskiej koszykówki to nic nie szkodzi, NBA to tylko kontekst. Do rzeczy!
Na początku tego roku Microsoft ogłosił strategiczne partnerstwo z ligą NBA. Celem całego przedsięwzięcia była zmiana tego jak mecze są transmitowane. Dzięki nowym technologiom i zapleczu giganta z Redmond, całe widowisko miało wejść na wyższy poziom. Do tej pory było ciekawie! Teraz trochę nudniej, do osiągnięcia celu wykorzystane zostaną Azure, uczenie maszynowe, sztuczna inteligencja…chyba na tej liście buzzwordów brakuje tylko blockchain.
No dobra, tak wyglądała sytuacja na początku roku. Potem przyszedł koronawirus i trochę w tych planach namieszał. Liga została zawieszona, a wznowione rozgrywki odbywają się bez kibiców. Jakby nie kombinować to pusta hala raczej wrażenia wielkiego widowiska nie zbuduje. Jednak to ich nie zatrzymało!
Microsoft Teams na ratunek!
Skoro nie możemy mieć kibiców fizycznie, miejmy ich wirtualnie. Co w tym trudnego? Wychodzi na to, że nic. Trzeba tylko zdemontować cześć trybun, na ich miejsce wpakować gigantyczne ekrany LED, całość podpiąć do komputera i odpalić na nich MS Teams. Następnie kibice podłączają się do widowiska, a całość okraszona jest trybem Together, który dzięki wsparciu AI sprawia tło jest spójne i zapewnia, że wszystko wygląda…no właśnie. Sami oceńcie. Oczywiście to tylko przedsmak bo całość ma ruszyć 30 lipca.
[okladka rozmiar=srednia]
[/okladka]
[okladka rozmiar=srednia]
[/okladka]
Niby całe rozwiązanie jest fajne. Zawodnicy mają kibiców, hala wygląda „normalnie”, trybuny są „pełne”. Co więcej wykorzystując aplikację mobilną kibice mogą wchodzić w interakcje, które będą emitowane przez wewnętrzny system stereo. Ale powiem Wam szczerze, że jak patrzę na te zdjęcia to aż mnie ciarki przechodzą i po cichu liczę, że to się po prostu nie przyjmie.
Nie sądziłem, że kiedyś to powiem. Uwielbiam NBA, kibicuję Microsoftowi, bo robią fajne rzeczy, uwielbiam nowinki technologiczne i niecodzienne rozwiązania, ale ta proteza mnie przeraża. W pełni rozumiem intencje jakie za tym stoją i pochwalam, że w tych trudnych czasach ludzie nie boją się odważnych pomysłów. Jednak to wydaje mi się tak sztuczne, bezduszne i pozbawione pierwiastka ludzkiego jak tylko można to sobie wyobrazić.
Zabija to całą ideę oglądania meczu, przeżywania tych wspólnych emocji, chłonięcia atmosfery. Z mojej perspektywy nawet lokalne rozgrywki Ultimate Frisbee dadzą nieporównywalnie więcej emocji niż mecz All-Star na MS Teams.
A Wy co myślicie o takim rozwiązaniu? Chcecie, aby tego typu rozwiązania zagościły w naszej rzeczywistości na stałe?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu