Spotify

Spotify to najgorsza i najlepsza aplikacja, z jakiej obecnie korzystam

Weronika Makuch
Spotify to najgorsza i najlepsza aplikacja, z jakiej obecnie korzystam
Reklama

Spotify zdecydowanie należy do moich ulubionych aplikacji, jednak mamy też momenty, w których nasza relacja narażona jest na szwank. Aplikacja wciąż nie jest niestety doskonała i nie zapowiada się, aby miała się do tej doskonałości zbliżyć.

Od jakiegoś czasu nie wyobrażam sobie dnia bez Spotify. To dla mnie najszybszy i najwygodniejszy dostęp do muzyki, z którego po prostu czerpię przyjemność. A przynajmniej zazwyczaj. Pracuję przy komputerze, często w trakcie zmiany słucham muzyki. Korzystam z samodzielnie stworzonych playlist, czasami sprawdzam te przygotowane przez innych użytkowników jak i samo Spotify. Kiedy po prostu włączam daną listę i pozwalam muzyce płynąć, nie zwracając w ogóle uwagi na apkę, nie miewam żadnych zastrzeżeń. Problemy zaczynają się dopiero w chwili, gdy zaczynam się przyglądać programowi.

Reklama

Kochać czy nienawidzić?


Spotify miewa swoje problemy i pewnie każdy znalazłby jakiś jeden, który najbardziej mu przeszkadza. Czasami to kwestia niepełnych albumów, czasami pijanego algorytmu. Trudno nie zgodzić się z faktem, że aplikacja na PC jest dużo gorzej dopracowana niż ta na smartfony. Na komputerach nie możemy w łatwy sposób oznaczać nielubianych utworów, na komputerach częściej zdarzają się zwiechy. Serwis powinien działać tak samo dobrze na każdym sprzęcie, nie urządzając żadnych cyrków bez powodu. Dlaczego którykolwiek użytkownik miałby być pokrzywdzony, niezależnie od urządzeniowych preferencji? Tego niestety nie wiem, ale muszę jakoś z tym żyć, skoro nadal chcę być wierna Spotify.

Spotify to również algorytm, który z czasem stał się wręcz legendarny. „Odkrycia” oraz „premiery” potrafią prezentować takie cuda, że to głowa mała. Przez jakiś czas starałam się używać personalizowanej playlisty „Odkryj w tym tygodniu”, ale w końcu się poddałam. Z jakiegoś powodu algorytm nie tylko nie pojmuje gustu użytkowników, ale wręcz tworzy im zbiór utworów stanowiących jego przeciwieństwo. Weszłam właśnie w playlistę, przeglądając ją po raz pierwszy od miesięcy i kompletnie nie rozumiem, co się na niej wyprawia. Pomiędzy utworami, które już znam i ich słuchałam (i nawet mam na swoich playlistach!), znajdują się zarówno te pasujące do mojego gustu jak i te kompletnie od niego oderwane. Te ostatnie są oczywiście nagrane w jakichś językach, w których muzyki nigdy nie słucham. Słowem – klasyka.

Wciąż regularnie odwiedzam zakładkę „Nowe wydania”. Codziennie wychodzi cała masa płyt i utworów wartych uwagi, śledzenie tego jest bardzo trudne. Część artystów obserwuję w social mediach, subskrybuje ich kanały na YouTubie. O niektórych piosenkach dowiaduje się z artykułów na znanych mi portalach o tematyce muzycznej. Wiele rzeczy mi jednak ucieka. Powinnam móc je odnajdować w tej zakładce, ale... nie jest tak. Nowe albumy i single, które proponuje aplikacja, rzadko są faktycznie nowe. Jeśli nawet pojawią się tam w dniu premiery, to zdążą się tam porządnie zastać. Na ten moment w dwóch pierwszych rzędach mam płyty, które miały premiery w pierwszych dniach sierpnia. Czy faktycznie od 4-5 nie pojawiło się kompletnie nic nowego, co mogłoby mnie zainteresować? Śmiem wątpić.


Reklama

Historie pojawiających się i znikających płyt czy całej twórczości danych artystów to też już klasyka. Lubię zarówno Toola jak i Taylor Swift, a Spotify nieraz już utrudniało mi relacje z tymi muzykami. Komputerowa wersja czasami wciąż pozwala sobie na pokazywanie mi czarnego ekranu. Trudno też nie zauważyć, że im więcej utworów na danej liście, tym gorsza losowość ich odtwarzania. Czasami wręcz można mieć dość danego utworu, a o istnieniu innego zapomnieć, bo Spotify nie podsuwa ich z choćby przybliżoną częstotliwością.

Nie porzucę Spotify tak łatwo

Spotify zdaje się teraz skupiać na podcastach, które są po prostu rentowne. Rozumiem to, ale wolałabym żeby przy okazji nie zapominali o swoich podstawowych funkcjach. Cieszy mnie rozwój aplikacji mobilnej, smuci zapominanie o tej desktopowej. Narzekam na aplikację, ale wciąż trudno mi bez niej żyć. Może pewnego dnia czara goryczy się przeleje, zmuszę się wreszcie do przeniesienia kilkunastu playlist do innej usługi i pożegnam wieloletniego przyjaciela? Być może. Na razie jednak Spotify wciąż ma za dużo zalet, by porzucać go przez te wady. Kiedyś na pewno się pogodzimy, kiedyś przestanie mnie wkurzać!

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama