Ostatnia misja rakiety Falcon 9 może nie była aż tak spektakularna i głośna, jak wyniesienie na orbitę kapsuły Crew Dragon z astronautami, ale wbrew pozorom przyniosła SpaceX kolejne ważne sukcesy. Po pierwsze, po raz kolejny skrócono okres odnawiania rakiety. Po drugie, w końcu udało się wyłapać i odzyskać obie części owiewki osłaniającej ładunek wynoszony przez Falcona.
Rekord promu kosmicznego pobity
Rakieta, która wystartowała do ostatniej misji to ten sam egzemplarz, który wyniósł wspomnianego Crew Dragona. Oznacza to, że firmie udało się skrócić czas rewitalizacji I stopnia rakiety tak, że ten mógł wystartować po 51 dniach od poprzedniej misji. SpaceX pobiło własny rekord o kilka tygodni, ale co ważniejsze padł też rekord ustanowiony jeszcze w 1985 przez wahadłowiec Atlantis, którego użyto po 54 dniach.
Celem SpaceX jest skrócić ten czas do kilku dni, co z pewnością nie będzie łatwym wyzwaniem. Z drugie strony firma pokonała już tyle „niemożliwych” przeszkód, że w ciemno można obstawiać, że i z tym się uporają. Dla firmy będzie to oznaczać jeszcze większe oszczędności oraz dużą elastyczność w przyjmowaniu zleceń. A w kwestii oszczędności to nie było ostatnie słowo firmy Muska.
Złap mnie jeśli potrafisz
Od dłuższego czasu SpaceX pracowała nad metodą odzyskiwania owiewek / osłon ładunków wynoszonych na orbitę. Chodzi o dodatkowy „nos” rakiety, który przed umieszczeniem ładunku na docelowej orbicie zostaje odrzucony. Firma opracowała system, który przy pomocy silników strumieniowych z azotem stabilizuje ich lot, a następnie korzystając z GPS, w odpowiednim momencie odpala spadochrony.
Następnie opadające owiewki są łapane w ogromne sieci rozpięte na statkach SpaceX. Jednostki te mają, jak to u Muska, bardzo ciekawe nazwy, „Mr. Steven” i „Ms Tree” i w ramch misji współpracują ze statkiem-lądowiskiem „Just Read the Instructions”. W omawianej misji pierwszy raz w historii obie owiewki udało się przechwycić bez konieczności odławiania ich z wody.
Jak podała firma, łapane w ten sposób elementy oszczędzają firmie ok. 6 mln dolarów, czyli około 1/10 całego kosztu Falcona 9. Obecny system „zwraca” je w stanie praktycznie nienaruszonym. Wcześniej zdarzało się odzyskiwać te elementy z wody, ale często owiewki były bardzo mocno uszkodzone a dodatkowo wystawiane na niszczącą działalność słonej wody.
Rakieta coraz bardziej wielokrotnego użytku
Falcon 9 to fenomen, który zmienia oblicze tego, jak wygląda i ile kosztuje zdobywanie kosmosu. Skrócenie czasu rewitalizacji i odzysk kolejnych drogich elementów uczyni ją jeszcze bardziej konkurencyjną, co z pewnością przyprawi o ból głowy konkurencję na całym świecie. Właściwie ciężko dziś znaleźć argumenty za tym, aby korzystać z usług kogokolwiek innego, szczególnie w sektorze prywatnym.
W tym momencie tracony jest już tylko drugi człon rakiety, z którego prób odzysku firma jakiś czas zrezygnowała. Było z tym sporo problemów technologicznych, czyniących operację nieopłacalną i firma odstąpiła od kolejnych prób w tym zakresie. Czy to oznacza, że ta rakieta nie ma szans na stanie się pierwszą w pełni odzyskiwalną? Osobiście myślę, że ma szanse, ostatecznie to SpaceX.
Teoretycznie, wraz ze wzrostem priorytetu projektu Starship rozwój Falcona 9 przyhamował, ale znając Muska, jeśli komuś z jego teamu wpadnie do głowy ciekawy pomysł, to go po prostu przetestują. Tym bardziej że rozwój Starshipa może się opóźniać, a Falcon to koń pociągowy firmy, który przez najbliższe lata będzie przynosił firmie żywą gotówkę. Po cichu kibicuję, żeby tak się stało, Falcon 9 zasługuje na kolejne rekordy i jeszcze mocniejsze zapisanie się w historii.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu