Mobile

Sony: smartfony się nie sprzedają. Też Sony: robi sobie pod górkę

Krzysztof Rojek
Sony: smartfony się nie sprzedają. Też Sony: robi sobie pod górkę
Reklama

Kupując telefon za 6,5 tysiąca złotych mamy prawo oczekiwać, że będziemy przez markę dobrze "zaopiekowani". Nie w przypadku Sony.

Patrząc na dzisiejszy rynek smartfonów widzimy wyraźnie, że produkty chińskich marek zdecydowanie wiodą prym, jeżeli chodzi o sprzedaż swoich urządzeń. Owszem, to Samsung jest samodzielnym liderem i to Apple zarabia najwięcej na swoich sprzętach, ale to Oppo, realme, Xiaomi i inne najczęściej widzimy w rękach ludzi na ulicy. Co więcej, na rynku wciąż pojawiają się nowe marki, jak chociażby Nothing czy Infinix, natomiast firmy spoza chin albo zamykają swoje oddziały mobilne (LG) albo stają się marginesem całościowej sprzedaży (Sony, HTC). Dużo marek spoza chin jest także wykupowanych, jak np. Motorola przez Lenovo czy Alcatel przez TCL. Wydawać by się więc mogło, że marki postawione pod ścianą będą próbowały ostrzej zawalczyć o konsumenta dając mu coś ekstra. Jak się jednak okazuje, strategia niektórych firm jest zupełnie odwrotna.

Reklama

To co, Sony? Kabel USB też już każdy ma?

Sprawa jest zdecydowanie czymś, co warto nazwać "problemem pierwszego świata" natomiast o ile sama w sobie jest błaha i banalna, to dobrze pokazuje, jakie jest nastawienie firmy do klienta końcowego. Wszystko bowiem dotyczy premiery smartfona Sony Xperia 1 IV, którego recenzowaliśmy dla was niedawno. Do jego wad można zaliczyć m.in zbyt wysoką cenę (do czego jednak Sony nas już przyzwyczaiło), przegrzewanie się, słabą jakość zdjęć w nocy czy mnóstwo błędów systemu. Jednak jest też coś, co może nie przeszkadza aż tak w codziennym użytkowaniu, ale sprawia, że telefon odstaje od reszty stawki. W pudełku z urządzeniem nie tylko bowiem nie ma ładowarki (do czego również zdążyliśmy przywyknąć) ale też... kabla USB.

I ja rozumiem, że dokładnie tę samą narrację co w kwestii ładowarek można też zastosować w przypadku kabli USB - sam mam w domu całą masę kabli i kabelków, a kupno jakiegoś w sklepie również nie stanowi problemu. Jednak w tym wypadku nie chodzi o sam fakt braku tego akcesorium, ale o to, że marka, która obecnie jest na skraju utrzymania się, a wiele osób sugeruje, że jest ponad kreską tylko przez kreatywną księgowość, decyduje się wypuścić telefon w cenie super premium (6500 zł) do którego nie dorzuca nawet podstawowej rzeczy niezbędnej do korzystania z urządzenia. Na miejscu osób, które wydały 6,5 tysiąca złotych na smartfona zdecydowanie nie chciałbym mieć poczucia, że ktokolwiek na mnie oszczędza, a brak głupiego kabelka, którego cena to w porywach jakieś 6 złotych jest oszczędnością praktycznie zerową, a niesamowicie widoczną.

Nie mam pojęcia, kto w Sony na to wpadł i kto zaakceptował ten pomysł. Albo jest to naprawdę bardzo nieprzemyślany ruch i ktoś nie widzi, jak bardzo marka marketingowo strzela sobie takimi zagrywkami w stopę, albo też - w Sony jest już tak źle, że każda złotówka oszczędności to być albo nie być dla firmy. I tak - sam kibicuje niechińskim markom, ponieważ uważam, że konkurencja i różnorodność na rynku są bardzo potrzebne. Natomiast nie oznacza to, że na błędy i nierozsądne zagrywki będę przymykał oko. I nie, brak kabelka nie wpływa na działanie samego telefonu, ale buduje uzasadnione obawy, że jeżeli firma zdecydowała się oszczędzić na tym elemencie w smartfonie za 6,5 tysiąca, to mogła mocno oszczędzić też na innych elementach wewnątrz smartfona.

Naprawdę nie wiem, co Sony sobie myślało psując odbiór flagowca niezbyt rozsądnym zagraniem.. Mam nadzieję, że te 6 zł oszczędności było tego warte.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama