Świat konsol obiegają informacje o wniosku patentowym Sony, który ma zabić rynek używanych gier na konsolach. Oczywiście japońska firma jest teraz głó...
Świat konsol obiegają informacje o wniosku patentowym Sony, który ma zabić rynek używanych gier na konsolach. Oczywiście japońska firma jest teraz głównym czarnym charakterem w mediach i komentarzach czytelników. A tymczasem warto się zastanowić, czy aby to nie sami gracze wybrali taką przyszłość? Słowem kluczem w całej tej sprawie jest - Steam.
Dlaczego szukam tutaj analogii do platformy Valve? Z bardzo prostego powodu - działa ona w sposób bardzo zbliżony do proponowanego przez Sony rozwiązania. Mianowicie Japończycy chcą zabezpieczyć nośniki z grami tak, by po włożeniu do konsoli, były przypisywane do danego konta użytkownika (lub sprzętu - nie zostało to jednoznacznie określone, ale w to akurat wątpię, bo w przypadku uszkodzenia konsoli oznaczałoby to stratę wszystkich gier). Taki rodzaj zabezpieczenia "pokochali" pecetowcy, których biblioteki gier na Steam pękają w szwach. Również mają gry przypisane do swoich kont i czują się z tym najwidoczniej dobrze, bo platforma Valve prężnie się rozwija i bije kolejne rekordy popularności. W czym zatem problem?
Widzę tutaj dwie główne różnice. Pierwsza to ceny gier na konsole, które są często nieporównywalnie wyższe niż w przypadku produkcji pecetowych. Nic zatem dziwnego, że handel używanymi egzemplarzami kwitnie. Ponadto platformy konsolowe nie oferują tylu udogodnień, co Steam, czyli rozbudowanej społeczności, świetnego systemu osiągnięć i ogromu dodatków, które znacznie uprzyjemniają rozgrywkę.
Nie da się jednak ukryć, że Sony, ubiegając się o nowy patent reaguje na to, co aktualnie dzieje się na rynku gier. Na Steam i jego zabezpieczenia zgodzili się sami gracze. Wszyscy jesteśmy świadomi konsekwencji tego - nie pożyczymy nikomu gier przypisanych do naszego konta, nie odsprzedamy ich, ani nie zagramy jednocześnie na dwóch komputerach, posiadając jeden nośnik z grą. Pomysł Sony będzie niósł za sobą identyczne efekty.
W praktyce rozwiązanie to ma wykorzystywać nadajniki NFC, które będą się komunikowały z konsolą oraz przypisywały do niej płytę. Nie wiadomo zatem, czy płyty z grami na PlayStation będą wzbogacane dodatkowo o takie dodatki, czy może w pudełku z grą znajdziemy tokeny do aktywacji. Działanie technologii wyjaśnia powyższy wykres.
Rynek szybko zareagował na rewelacje Sony. W wyniku tego aż o 5 proc. spadły akcje największego w USA sklepu z grami - GameStop. Analitycy apelują natomiast o rozwagę, sugerując, że Sony nie narazi swojego wizerunku oraz funduszy, wprowadzając tego typu blokadę. Szczególnie jest to mało prawdopodobne, ze względu na to, ze firma produkuje zaledwie 10 proc. gier na konsole, a trudno oczekiwać, że pozwoli to uzyskać wzrost wyższy niż 10 proc. Zdaniem analityków bardziej zatem prawdopodobnym jest, że firma zabezpiecza się na przyszłość - kiedy to Microsoft i Nintendo również zechcą pójść tą drogą. A nie mogę oprzeć się wrażeniu, że prędzej czy później zechcą.
Podsumowując zatem, jestem zdania, że zakusy Sony w kierunku dodatkowych zabezpieczeń są reakcją na decyzje samych graczy (co prawda tych pecetowych, ale jednak graczy). Widząc sukcesy Steama na pecetach producenci gier konsolowych mogą zapragnąć podobnego rozwiązania, które zwiększy ich przychody. Szczególnie, że coraz głośniej mówi się o konsoli Valve, która miałaby wykorzystywać ten model. Z drugiej jednak strony raczej nie powinniśmy się obawiać, że nastąpi to w najbliższym czasie. Sony nie odważy się na to, jeżeli nie otrzyma wsparcia ze strony Microsoftu i Nintendo. Wówczas cały rynek konsol będzie wyglądał zupełnie inaczej. Nie wydaje mi się jednak, żeby gracze byli z tego powodu szczególnie zadowoleni...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu