Wybór tzw. urządzeń ubieralnych jest w tej chwili ogromny. Można wydać na nie od kilkudziesięciu złotych do kilku tysięcy. Wcale nie jest też powiedziane, że wydając dużo będziemy zadowoleni, a wydając mało – nie. Po prostu wszystko zależy od naszych potrzeb.
Smartwatch czy opaska. Czego oczekujemy od urządzenia, które nosimy na nadgarstku?
Pieniądze odłóżmy jednak na razie na bok. Do nich zawsze zdążymy wrócić. Zresztą przy wyborze paradoksalnie powinny być one rzeczą wtórną. Najważniejsze jest ustalenie, jakiego urządzenia tak naprawdę potrzebujemy. Smartwatche stricte sportowe to również temat na osobny artykuł. Dziś skupimy się na funkcjach i urządzeniach przydatnych raczej przeciętnemu użytkownikowi.
Zacznijmy od odpowiedzi na proste pytanie. Po co nam urządzenie które założymy na nadgarstek. Czy ma być przedłużeniem smartfona, czy może ma go zastąpić?
Zamiast telefonu
Jeśli wybieramy odpowiedź drugą – już wiemy, że wydamy nieco więcej. Jesteśmy bowiem skazani na smartwatch z eSIM. Wtedy staje się on bowiem po prostu naszym telefonem. Ten możemy zostawić w domu a i tak, podczas przede wszystkim treningu, jesteśmy w stanie odebrać czy wykonać połączenie, odpisać na informację itd. Do tego dochodzi możliwość wykonania płatności zegarkiem. To z plusów. Z minusów – takie wersje są droższe od tych bez eSIM, ale coś za coś. I oczywiście jesteśmy ograniczeni do dwóch systemów – IOS z Apple Watch oraz Wear OS od Google. W tym drugim jakiś wybór jest, ale nie jest on zbyt wielki, bo Google wciąż po macoszemu traktuje ten system. W zasadzie możemy wybierać pomiędzy smartwatchami Samsunga, Mobvoi, Fossil i jednym modelem OPPO i Google.
Drugim minusem będzie bateria. W zasadzie regułą jest dzień pracy, a i to nie zawsze. Zazwyczaj więc smartfon noc spędzi w ładowarce a nie na naszym ręku.
Co jeśli eSIM nie jest nam potrzebny? Tu robi się już nieco lepiej. Producenci robią przeważnie dwie wersje urządzeń, z eSIM i bez. Te drugie pracują nieco dłużej. Rekordziści pod tym względem (mówimy cały czas o tych dwóch systemach) pociągną do trzech dni. Zrobimy na nich to samo co na wersjach z eSIM, tyle że musimy być w zasięgu telefonu. Ale cały czas – podyktujemy i wyślemy wiadomość, wykonamy i odbierzemy połączenie, zapłacimy – wszystko bez wyciągania telefonu z kieszeni.
Nadal jednak bateria nie będzie mocnym punktem. Najlepsze smartwatche dociągną do trzech dni. Ale reguła to jeden, półtora.
Zasada w tym przypadku jest więc taka – chcemy mieć na ręku smartwatch, czyli substytut smartfona, z przydatnymi aplikacjami i bardzo dużą interakcją z poziomu zegarka – musimy pogodzić się z krótkim czasem pracy na jednym ładowaniu. I raczej większym niż mniejszym wydatkiem.
Opaska w rozmiarze XXL?
A co jeśli nie wszystkie cechy telefonu są nam potrzebne na ręce? Tu będzie chyba największy wybór ale też dość duże zróżnicowanie cen. Przy czym te najdroższe wcale nie będą miały większych możliwości od tych dużo tańszych. Różnicą będzie jakość materiałów z których zostały wykonane. Droga będzie ceramika i stal, tańsze różne tworzywa. Ale funkcje będą identyczne. Są one też o wiele mniej „smart” od pierwszej grupy i często nazwa smartwatch pasuje do nich bardziej z powodu drugiego członu nazwy, czyli podobieństwa do zegarka a nie wielu zaawansowanych funkcji.
Zacznijmy od płatności. Zaoferują nam je od niedawna niektóre smartwatche Xiaomi za pomocą Xiaomi Pay. Znajdziemy je również w Fitbitach oraz Garminach, ale te zaliczymy raczej do kategorii urządzeń sportowych, nastawionych na zaawansowane monitorowanie naszej aktywności, którymi zajmiemy się innym razem.
Nie zapłacimy za to popularnymi u nas smartwatchami Huawei albo Amazfit. Co więc oprócz budowy odróżnia je od opasek?
Po pierwsze – często oferują one możliwość odebrania i wykonania połączenia i rozmowy z poziomu nadgarstka. Przy czym listę numerów mamy zazwyczaj ograniczoną i nie każdy producent daje nam możliwość wyboru numeru. Ale w niektórych modelach które nie posiadają głośnika będziemy mieć możliwość tylko odrzucenia rozmowy.
Po drugie – dają możliwość odpowiedzi na SMS czy jakąś wiadomość. Ale znów – nie dowolną, ale z wykorzystaniem szablonu. Na szczęście najczęściej mamy możliwość stworzenia swojego a nie tylko korzystania z tego, co przygotował nam producent.
Po trzecie – niektórzy producenci dają nam, podobnie jak to jest w Wear OS albo IOS, możliwość instalowania aplikacji. Ale w porównaniu z tymi systemami, to zazwyczaj kalkulator, proste plany treningowe. Nie ma Spotify, nawigacji i wielu, wielu innych apek znanych ze smartfonów.
Ale są i plusy takich urządzeń. Pierwszy – to rozbudowany monitoring naszego zdrowia i funkcji życiowych, trafiają się nawet takie które zmierzą ciśnienie i zrobią EKG. I drugi – bateria. Tego typu smartwatche zazwyczaj będziemy ładować raz na tydzień.
Podstawa na nadgarstku
Tyle, że rozmawianie przez zegarek czy bardziej zaawansowane funkcje medyczne nie każdemu z nas są potrzebne. Co wtedy? Idealna dla nas będzie opaska.
Ma je w swoim portfolio większość producentów smartfonów. Są najmniejsze ze wszystkich omawianych dziś urządzeń, pracują dość długo na baterii. A dzięki nim będziemy wiedzieć ile kroków zrobiliśmy, zobaczymy że ktoś do nas dzwoni, czasem zmierzymy saturację krwi, poziom stresu, albo sprawdzimy pogodę. Nie będzie w nich GPS, więc nie pokażą nam trasy naszego biegu czy spaceru. Mają wystarczyć najmniej wymagającym klientom, ale przynajmniej nie kosztują wiele. Choć i tak teraz trzeba na nie wydać już ponad 100 zł.
Płacimy za to, czego potrzebujemy
Wróćmy więc teraz do pieniędzy. Zasada jest prosta – im więcej funkcji ma urządzenie, tym więcej kosztuje. Dopłacamy również za jakość wykonania i użyte materiały. Dlatego szlachetnie wykonany „smartwatch drugiej kategorii” może kosztować więcej niż te pierwsze, z IOS albo Wear OS.
Zastanawia mnie też to, że odkładając na bok Apple, najwięcej na rynku jest smartwatchy tej drugiej kategorii. Bo być może jest tak, że wcale nie są one gorsze, ale lepsze, bo oferują dokładnie to czego potrzebują użytkownicy? Dublowanie smartfonowych funkcji nie jest nam raczej niezbędne do życia, bo w końcu i tak zawsze mamy przy sobie telefon…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu