Technologie

Smartfony modułowe? Nie wróżę sukcesów

Maciej Sikorski
Smartfony modułowe? Nie wróżę sukcesów
Reklama

Wczoraj Tomasz poświęcił tekst projektowi Eco-Mobius, czyli wizji "smartfonu z klocków". Za konceptem stoi firma ZTE, która postanowiła pokazać gościo...

Wczoraj Tomasz poświęcił tekst projektowi Eco-Mobius, czyli wizji "smartfonu z klocków". Za konceptem stoi firma ZTE, która postanowiła pokazać gościom targów CES 2014 (oraz wszystkim innym osobom zainteresowanym branżą), że ma w rękawie asy i nie zamierza ich ukrywać. Skoro na rynku mobilnym trwa wyścig i zażarta walka o klienta, to trzeba w zdecydowany sposób udowodnić, iż jest się gotowym na to starcie. Tylko czy modułowy produkt chińskiego gracza jest petardą, która narobi szumu w sektorze? Nie sądzę…

Reklama

Co zobaczyliśmy? Koncept

Tomasz wyraźnie zaznacza w swoim tekście, że ZTE przywiozło do Las Vegas koncept modułowego smartfonu. Nie mamy zatem do czynienia z prototypem, a już tym bardziej ze sprzętem, który za jakiś czas trafi na rynek. Od fazy konceptu do fazy sprzedaży droga chyba daleka. Kiedy moglibyśmy zatem zobaczyć gotowy produkt? Podejrzewam, iż na to pytanie nie byłaby w stanie odpowiedzieć nawet najlepiej zorientowana osoba z ZTE. Może za dwa lata, a może za pięć. Może nigdy, bo i taki scenariusz rozważam. Ale o tym za chwilę.

Mamy zatem projekt produktu, który intryguje, ale jednocześnie stawia chyba więcej pytań, niż udziela odpowiedzi. Oczywiście trudno się temu dziwić – przecież mówimy o koncepcie. To ma być kreacja jakiejś wizji, a nie wskazywanie konkretnych rozwiązań, podawanie terminów i specyfikacji. Przecież m.in. takie jest zadanie targów w Las Vegas – mają umożliwiać firmom wskazywanie kierunków, w jakich może się rozwijać branża nowych technologii, zwłaszcza elektroniki użytkowej. ZTE wywiązało się z tego z tego zadania: pokazali kierunek, w jakim mogą podążać. Zrobili nawet coś więcej.

Innowacje? Tak, to u nas

Imprezy typu CES to okazja nie tylko do wskazania kierunków rozwoju branży, ale też do autopromocji. Chiński producent postanowił ją wykorzystać, bo dzisiaj każda chwila przestoju i ciszy może się bardzo źle skończyć dla firmy: albo utrzymujesz się w gronie zawodników z szansą na dobre miejsce i walczysz o podium, albo trafiasz do ogona stawki i prawdopodobnie kończysz zawody. Gdyby ZTE pokazało w światowej stolicy hazardu wyłącznie nowy smartfon, tablet czy zegarek/opaskę, to ludzie szybko by o tym zapomnieli. Może nawet nie zwróciliby uwagi na te premiery (cały czas mówię o osobach zainteresowanych branżą). Przecież tam prezentowane są góry sprzętu, smartfony czy inne produkty z jednej gamy zazwyczaj różnią się od siebie kilkoma szczegółami oraz logo producenta. W takiej masie można się przebić z nowym, ale niezbyt innowacyjnym produktem? Mało prawdopodobne – zwłaszcza w przypadku firmy pokroju ZTE (i nie piszę tego złośliwie).


Pozostaje zatem pokazać coś ekstra. Coś, czym branża jeszcze się nie przejadła. Tylko co? Więcej rdzeni w procesorze czy cali ekranu albo obudowa cieńsza o 0,1 mm szału nie zrobią. Czytniki biometryczne przestają szokować, wygięte ekrany zostały "zawłaszczone" przez dwie koreańskie firmy (zresztą, żeby pokazać smartfon z wygiętym ekranem, trzeba takowy stworzyć, a to wcale nie musi być takie proste). Baterii na miarę rewolucji nie ma, ceną też nie zaskoczą, bo i tak wszyscy się spodziewają, że będzie tanio. Zresztą, to nie bonus z gatunku tych „innowacyjnych”. A gdyby tak…

Tu pojawia się nasz bohater, czyli smartfon modułowy. Niby ktoś już o nim mówił, niby Motorola zainteresowała się tematem (co ma swoje plusy, bo uwiarygadnia koncept), ale to nadal świeżynka. Czy trzeba się jakoś sczególnie postarać/wysilić? Specjalistą nie jestem, ale w Sieci niejednokrotnie trafiałem już na takie (a czasem znacznie lepsze) projekty. Podejrzewam, że w ZTE pracuje sporo ludzi, którym przygotowanie podobnego konceptu nie sprawia większego problemu. Przecież to nie ma działać i oszałamiać, tylko wyglądać i intrygować, sprawiać wrażenie czegoś przełomowego. W jakimś stopniu plan udało się zrealizować.

Chińska firma chce być widziana jako innowator (jak każdy gracz z tego podwórka), a projekty typu Eco-Mobius pozwalają sprawiać wrażenie, że faktycznie jest się innowacyjnym. Ten smartfon wpisuje się też w inny kluczowy trend naszych czasów: jest „eko”. Oto producent z Państwa Środka pokazuje, że zależy mu na środowisku naturalnym, że zamierza oszczędzać materiały i energię – wielu odbiorców na Zachodzie chce przecież słyszeć takie zapewnienia i stawiają to wyżej niż atrakcyjną cenę czy osiągi w testach. Jeden koncept, dwie pieczenie: jesteśmy innowacyjni i ekologiczni.

Reklama

Lepsze wrogiem dobrego

Rozpatrując projekty takie, jak ten ZTE, zazwyczaj patrzymy na nie z teraźniejszej perspektywy. I w takim kontekście modułowy smartfon faktycznie może robić spore wrażenie, bo znacznie różni się od powszechnie stosowanych rozwiązań. Warto jednak pamiętać, że w dniu ewentualnego wprowadzenia takiego modelu do sprzedaży, rynek może wyglądać zupełnie inaczej. Jak już wspominałem, taki smartfon mógłby trafić do sklepów w stosunkowo bliskiej przyszłości, ale moglibyśmy też na niego czekać dłużej. W tym drugim przypadku nie należy wykluczać, iż w międzyczasie doczekalibyśmy się bardziej kuszącej propozycji.

Tomek przywołał w swoim tekście przykład smartfonów Galaxy Round i G Flex, które zdaniem wielu osób są przerostem formy nad treścią i zwyczajnym udziwnieniem, a nie postępem. Przyznam, iż sam podchodziłem do tej sprawy w podobny sposób, ale zmieniłem zdanie. Nie dlatego, że dojrzałem w tych modelach rewolucyjne rozwiązania, bo ich tam po prostu nie ma. Urządzenia są jednak ciekawe jako drogowskaz, zapowiedź czegoś ciekawego. W tym przypadku nie będziemy mieli do czynienia z rewolucją, ale z ewolucją.

Reklama


Nie jest tajemnicą, iż elastyczne smartfony (to znacznie więcej niż telefon z wygiętym ekranem) stanowią cel niektórych producentów, ale jednocześnie są poza ich zasięgiem. Problemów do przeskoczenia jest cała masa i nie ograniczają się jedynie do ekranów, na które wiele osób zwraca największą uwagę (myślenie w stylu: zrobią elastyczne ekrany, to będą elastyczne smartfony). Przecież na nowo trzeba zaprojektować, wymyślić, wszystkie (!) komponenty. Elastyczny ekran można trzymać w szufladzie laboratorium przez długie lata, jeśli nie stworzy się dla niego innych przełomowych podzespołów.

Wygięte smartfony stanowią w moim odczuciu zapowiedź zmian, na jakie szykuje się przynajmniej dwóch graczy i nie patrzyłbym na nie z takim dystansem i kwaśną miną. Nie wspominam o tym wyłącznie dla obrony projektów LG i Samsunga. Jeżeli wygięte smartfony będą zauważalnie ewoluować w stronę modeli elastycznych, to nie wierzę w to, iż ktoś spróbuje przebić się na rynku z urządzeniami modułowymi. Powód jest bardzo prosty: gdy klient będzie miał do wyboru smartfon, który można zwinąć/zmiąć i upchnąć jakoś w kieszeni z portfelem i kluczami albo produkt z możliwością poskładania wedle własnych potrzeb, ale jednak w klasycznej formie, czyli w twardej i podatnej na uszkodzenia obudowie, to prawdopodobnie wybierze to pierwsze rozwiązanie. Bo wygodne, bo bardziej nowoczesne, bo odporne na uszkodzenia. Nawet, gdybyśmy uznali, że modułowy smartfon to dobry pomysł, możliwy w realizacji w rozsądnej cenie i na masową skalę, może się okazać, że istnieją bardziej pociągające projekty: dobre przegrywa z lepszym.

Trudno dzisiaj stwierdzić, jak będzie wyglądała branża mobilna za pięć lat – to już bardzo odległy termin. Może oba przywołane rozwiązania okażą się nietrafione, gdy pojawi się trzeci pomysł, którego dzisiaj nie bierzemy jeszcze pod uwagę w powszechnej dyskusji? Codziennie słyszymy o nowych technologiach, materiałach, firmach z ciekawymi pomysłami – a nuż jedna z nowinek okaże się przełomowa i szybko zostanie zaadaptowana do produkcji sprzętu dla masowego odbiorcy. W tym momencie dochodzimy do najważniejszego fragmentu dyskusji o modułowym smartfonie: potrzeb geeka i przeciętnego odbiorcy.

Kto będzie składaczem?

Tomkowi podobają się pomysły prezentowane przez Motorolę oraz ZTE i wcale mnie to nie dziwi – to typ gadżeciarza, geeka w pozytywnym tych słów znaczeniu. Lubi nowinki, chce wiedzieć, jak jest zbudowany produkt, jakie są jego możliwości, mocne i słabe strony. Jeśli pojawi się opcja konstruowania smartfonu we własnym zakresie, to oczywiście będzie chciał to robić. Bo dla człowieka zainteresowanego nowymi technologiami to prawdziwa przyjemność, przygoda i zabawa. Rozumiem i nawet życzę Tomkowi oraz innym fascynatom, by ich marzenie się spełniło: oby producenci dostarczyli na rynek rozwiązania typu Mobius czy Ara.

Reklama


Jednocześnie patrzę na zagadnienie z perspektywy masowego klienta. A ten o budowie, możliwościach i funkcjach smartfonu ma zazwyczaj nikłe pojęcie. W jednym z tekstów pisałem, iż na pytanie: „jaki masz smartfon?”, koleżanka odpowiedziała „żółty”. Czy brak rozeznania tej osoby w ryku mobilnym można uznać za wyjątek? Nie, to raczej przedstawicielka większości użytkowników. Przyznam, że nie wyobrażam sobie, by ludzie ci chcieli składać własne smartfony. Jeśli decyzję zakupową gotowego produktu przenoszą na sprzedawcę w sklepie czy w salonie operatora albo na znajomego/krewnego, który "ogarnia temat", to trudno się spodziewać, by nagle postanowili przyjąć wyzwanie i skomponować telefon marzeń. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. A próbowałem niejednokrotnie.

Czy to ma jakieś znaczenie? Owszem, olbrzymie. Po pierwsze, smartfon modułowy ma nikłe szanse, by stać się rozwiązaniem masowym, stosowanym przez dziesiątki milionów klientów na całym świecie (nie piszę już nawet o miliardzie, bo przyjmuję, że rynek po prostu by się podzielił). Z tego wynika punkt numer dwa: ile osób wyraziłoby zainteresowanie takim rozwiązaniem i czy byłaby to grupa zapewniająca opłacalność całego przedsięwzięcia? Jeśli nie, to cały projekt od razu trafia na półkę osobliwości. No chyba, że z marketingowego punktu widzenia bardzo opłacałoby się ciągnąć taką linię, ale to już trochę naciągana wizja.

Wspomniałem przed momentem o kosztach i jest to wątek, nad którym z pewnością trzeba się pochylić. Smartfon modułowy miałby w założeniu zapewnić użytkownikowi pewne oszczędności: po co wymieniać wszystkie elementy, skoro połowa z nich jest sprawna i popracuje jeszcze jakiś czas? Klient oszczędza, ale czy to jest w interesie producenta? To zależy – jeśli uzależnił od siebie rzesze ludzi i nie ma opcji stosowania zamienników, to pewnie będzie mógł na tym skorzystać. W takie rozwiązanie trudno jednak uwierzyć. Jak zatem ZTE (czy jakikolwiek inny gracz) miałoby zarabiać miliardy dolarów na smartfonie, który nie jest wymieniany w całości co roku czy co dwa lata, ale ulega pewnym modyfikacjom co kilka kwartałów? Pewnie firma ma na to odpowiedź, ale projekt może się okazać karkołomny z ekonomicznego punktu widzenia.

Czas kończyć, bo, jak już wspominałem wcześniej, póki co jest więcej pytań, niż odpowiedzi. Chociaż koncept ZTE może się podobać i spełnia świetną rolę jako punkt wyjścia do ciekawych dyskusji, to póki co podchodzę do niego bardzo sceptycznie. Możliwe, że to się zmieni – tak było z wygiętymi smartfonami. To zależy już jednak od producentów, ich postępów oraz tego, czy wypadną wiarygodnie, przekonując ludzi, że sami wierzą w pomyślność takich projektów.

Źródło grafik: yankodesign.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama