Ostatnio na AW pojawiło się sporo tekstów poświęconych nowym rozwiązaniom z zakresu zasilania elektroniki. Temat i tak nie został w pełni wyczerpany, ...
Ostatnio na AW pojawiło się sporo tekstów poświęconych nowym rozwiązaniom z zakresu zasilania elektroniki. Temat i tak nie został w pełni wyczerpany, ponieważ w branży nastąpił swoisty wysyp pomysłów dotyczących ulepszania akumulatorów, sposobów ich ładowania czy konceptów skupiających się na nowych źródłach energii. Cel jasny (znaczne zwiększenie komfortu użytkowania sprzętu), ale w opinii wielu osób, nadal dość odległy. A może zamiast inwestować w kajdanki z akumulatorem, wystarczy kupić smartfon z naprawdę (!) pojemną baterią?
Nie ma się co oszukiwać – rewolucja w zakresie zasilania sprzętu mobilnego nie nastąpi ani jutro, ani za miesiąc, ani nawet za rok. Przynajmniej małe są na to szanse. Producenci wprowadzają usprawnienia, poprawiają wydajność, oferują nowe tryby pracy, ale… ostatecznie i tak telefon działa na jednym ładowaniu dzień lub dwa. Jedni dokupują akumulatory i wymieniają je, gdy nadejdzie pora, inni mają w pogotowiu ładowarkę, są i tacy, którzy korzystają ze specjalnych magazynów energii, których na rynku przybywa. Jednocześnie wszyscy liczą na to, że w końcu nadejdzie dzień, w którym nastąpi przełom i jedno ładowanie wystarczy urządzeniu na miesiąc pracy. Albo przynajmniej tydzień.
Niektórzy pytają podczas dyskusji dotyczących zasilania sprzętu mobilnego, dlaczego producenci nie wstawiają do smartfonów większych, czyli pojemniejszych baterii? Przecież zamiast 1800 mAh, na pokład komórki mógłby trafić akumulator o pojemności np. 4000 mAh. Pewnie by mógł, ale to wymagałoby… zmiany wyglądu urządzenia. Telefon stałby się po prostu grubszy, a to odstrasza klientów. Producenci badają rynek pod tym kątem i dają ludziom to, czego oczekują: smukłe i atrakcyjne smartfony/tablety/notebooki. Dla większości ludzi design jest po prostu ważniejszy od użyteczności i nie powinno nas dziwić postępowanie graczy z tego biznesu. Zresztą, oni co jakiś czas dostarczają na rynek sprzęt z większą baterią.
Świeżym przykładem jest tu firma Philips. Korporacja raczej słabo kojarzona z tworzeniem smartfonów, ale parafrazując hit w wykonaniu Jerzego Stuhra: smartfony robić każdy może. Philips to nie jedyna firma, która tworzy inteligentne telefony, choć kojarzymy ją z zupełnie inną działką. To jednak zagadnienie na inny wpis. Teraz wracamy do sprzętu Philipsa, a ściślej pisząc do modelu: Xenium W6618. Smartfon wyróżnia się przede wszystkim pojemnością baterii, która właściwa jest raczej dla tabletów: 5300 mAh.
Czy wstawienie pojemnego akumulatora pogrubiło smartfon do nieakceptowalnych rozmiarów? Raczej nie – przekroczono co prawda 1 cm (11,4 mm), ale do niedawna takie parametry nie robiły na nikim większego wrażenia. Jasne, że widać różnicę, gdy połozy się taki model przy niektórych urządzeniach chińskich producentów, odznaczających się grubością 6-7 mm, lecz natychmiast do obu telefonów należy dopisać czas pracy na jednym ładowaniu – to może zmieniać podejście klienta.
Producent podobno poświęcił uwagę odpowiedniej optymalizacji smartfonu, pojawił się dopracowany tryb oszczędzania energii, w połączeniu z pojemną bateria ma to dawać satysfakcjonujące efekty. Szczegóły? Sprzęt powinien pracować prawie 70 dni w trybie czuwania i umożliwić ponad 30-godzinną rozmowę. Gdy porówna się to z wynikami innych inteligentnych telefonów, to można mówić o sporej różnicy. Niektórym przypomną się zapewne czasy dominacji zwykłych komórek, które, z uwagi na mniejsze zapotrzebowanie na energię, również mogły długo pracować na jednym ładowaniu.
Co z pozostałymi komponentami? Producent zdecydował się na czterordzeniowy procesor MediaTek MT6582 o taktowaniu 1,3 GHz, 5-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 960 х 540 pikseli, 1 GB pamięci operacyjnej, 4 GB pamięci wbudowanej (możliwość rozszerzenia z pomocą karty microSD) oraz dwa aparaty (główny 8 Mpix i przedni 2 Mpix). Model obsługujący dwie karty SIM ma trafić na rynek z platformą Android 4.2 Jelly Bean. Specyfikacja nie porywa i wiele osób pewnie się nad nią skrzywi, lecz warto mieć na uwadze, że to sprzęt wyceniony na mniej niż 300 dolarów przeznaczony na chiński rynek.
Produkt zapewne nie trafi na nasz rynek, a gdyby nawet do tego doszło, to podejrzewam, że nie cieszyłby się wielkim zainteresowaniem: bo to Philips (czyli marka słabo kojarzona z rynkiem mobilnym), bardziej zorientowani narzekaliby na słabsze podzespoły, a esteci na… mało atrakcyjny wygląd. Dlaczego ktoś miałby inwestować w taki model, skoro na rynku są inne, prezentujące się znacznie lepiej? I koło się zamyka.
Źródło informacji oraz grafik: kaldata.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu