Jako wielki fan kosmosu i naszych planów podboju tej przestrzeni mam bardzo ambiwalentne uczucia wobec projektów kosmicznych prowadzonych przez „stare” amerykańskiej firmy z tej branży. Są to projekty w dużej mierze przesiąknięte polityką, marnujące masę środków, których NASA ma przecież ograniczoną ilość. Jednocześnie przedłużające się problemy powodują dalsze opóźnienia w programie Artemis, który ma być ważnym etapem na naszej drodze do stałej bytności w kosmosie.
SLS w końcu zaliczył jakiś test, ciekawe czy zdąży wystartować w tym roku
To co, oprócz przepalania środków, łączy też te stare projekty, to permanentne problemy techniczne, przez które ani Starliner, ani Orion, ani SLS nie weszły jeszcze do fazy operacyjnej. Najbardziej spektakularnym przykładem tej degrengolady jest właśnie projekt wielkiej rakiety NASA. Dziś jednak inżynierowie przy nim pracujący mogą złapać trochę oddechu, test statyczny przy drugiej próbie prawdopodobnie został zaliczony.
Dawno, dawno temu...
Program, będący pod pewnym względem recyklingiem elementów pozostałych po zamkniętym programie wahadłowców rozpoczęto ponad dekadę temu. Projekt był od początku trapiony problemami, które spowodowały, że planowany początkowo na 2016 r. pierwszy bezzałogowy lot do dziś nie doszedł do skutku. Za to na orbicie są już od dawna koszty tego projektu. To, że program ciągle istnieje, wynika bardziej z tego, że zapewnia sporą ilość miejsc pracy okręgach kilku wpływowych senatorów, niż potrzeb NASA, które taniej jest w stanie zaspokoić prywatna konkurencja.
Zawalony Green Test
Kiedy jednak 14 miesięcy temu pierwszy stopień rakiety trafił w końcu na testowe stanowisko w Stannis Space Center, wydawało się, że chociaż końcowe odliczanie do przewidzianego tym razem na 2021 r. startu będzie spokojniejsze. Nic z tego, kolejne problemy pojawiały się co rusz, a ich „ukoronowaniem” było przerwanie po 67 sekundach pierwszego testy statycznego. Późniejsze badania wykazały, że komputer przerwał pracę, gdyż poziom ciśnienia w systemie hydraulicznych spadł poniżej norm wyjściowych.
Feralne zawory
Kolejną próbę chciano przeprowadzić jak najszybciej, aby zachować szansę na przeprowadzenie pierwszego startu w tym roku. Niestety, z powodu problemów z kolejnymi zaworami test był kilka razy przesuwany. W efekcie dopiero wczoraj udało się doprowadzić całą procedurę do końca. SLS wykonał 500-sekundowy test statyczny, zawierający 30-sekundową sekwencję gimbalingu 4 silnikami RS-25. Jedynym odnotowanym problemem było zapalenie się korkowej izolacji jednego z silników, co w przypadku prawdziwego startu nie powinno mieć miejsca ze względu na ruch rakiety i niższe ciśnienie powietrza.
Czy poleci?
Teraz całość danych trafi ponownie na biurka specjalistów i jeśli czujniki nie wykazały czegoś podejrzanego, to pierwszy stopień zostanie przesłana barką do Centrum Kosmicznego Kennedy'ego. Tam zostanie zintegrowany z dwiema rakietami bocznymi oraz drugi członem ze statkiem kosmicznym Orion. Na tegoroczny start szanse są jednak bardzo niewielkie i NASA skłania się raczej ku temu, że Artemis 1 poleci dopiero w I kwartale 2022 r.
Nie wiadomo też, czy nie będzie to jedyny start SLS. Nawet zakładając, że Boeingowi i NASA uda się go ostatecznie doprowadzić do operacyjnego stanu, koszty użytkowania tych rakiet będą ogromne, o wiele większe w porównaniu do komercyjnych rakiet takich jak choćby Falcon Heavy.
NASA, zarzekając się, że SLS pozostaje podstawą Artemisa, rozpoczęło wewnętrzne badania nad alternatywami: „dokonujemy również oceny różnych elementów naszych programów w celu znalezienia efektywności i możliwości obniżenia kosztów”.
Czym się to skończy? Nie wiadomo, politycy promujący od lat SLS zapewne dalej będą o niego walczyć. Tak czy inaczej, kluczem dla dalszego istnienia będzie zaliczenie pierwszego udanego startu, jeśli tam coś pójdzie nie tak, to SLS chyba nikt nie będzie w stanie uratować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu