Technologie

Mamy nowego satelitę! To 3-tonowy „śmietnik” z ISS...

Krzysztof Kurdyła
Mamy nowego satelitę! To 3-tonowy „śmietnik” z ISS...
10

Stacja kosmiczna jak każdy inny stale użytkowany przez ludzi obiekt generuje śmieci. Nie ma z nimi specjalnego problemu, ostatnimi czasy pakowane są do jednorazowych transportowców Cygnus, które następnie zostają deorbitowane i całość spala się w atmosferze. Śmietnik, który w ostatnich dniach opuścił Międzynarodową Stację Kosmiczną to jednak zupełnie inny kaliber. W wyniku wymiany zużytych baterii stacji, w kosmos powędrował rekordowy w kosmicznej historii ludzkości ładunek śmieci o wadze 2,9 tony.

Sztuczny satelita

Stacja kosmiczna czerpie energię ze swoich ogromnych ogniw słonecznych i jest wyposażona dodatkowo w duży zespół baterii, które przechowują prąd na czas, gdy stacja jest schowana w cieniu Ziemii oraz jako rezerwę bezpieczeństwa. W ciągu ostatnich lat następowała stopniowa wymiana ogniw starego typu, na nowoczesne litowo-jonowe i w efekcie zabrano ładunek śmieci ważący prawie 3 tony, czyli tyle co większe sztuczne satelity.

Paleta kosmicznych baterii stała się zresztą sama takim obiektem. Po odepchnięciu jej od Stacji przez robotyczne ramie, będzie teraz krążąc jednocześnie wokół Ziemi, bardzo powoli obniżając swój pułap. Na szczęście nie pozostanie na orbicie na stałe, naukowcy szacują, że w czasie od dwu do czterech lat wyhamuje na tyle, że wejdzie w atmosferę i bezpiecznie spłonie (choć biorą po uwagę, że to gęsto wypełniona paczka wielkości dużej terenówki, czy aby na pewno?). Niemniej, przez najbliższe kilkadziesiąt miesięcy będzie musiała być pod stałym nadzorem, stanowiąc potencjalne zagrożenie dla innych obiektów.

Orbitalny śmietnik

Całe to wydarzenie będzie, miejmy nadzieję, tylko kosmiczną ciekawostką, ale jednocześnie przypomina o coraz bardziej palącym problemem śmietnika, jaki zrobiliśmy z naszej orbity. O ile spora część nowych obiektów ma mechanizmy pozwalające spalić je w atmosferze po zakończeniu misji, to przy obecnym ruchu na orbitę, naszej sytuacja i tak się stale pogarsza. Pojęcie syndrom Kesslera może już niedługo przestać być zagadnieniem czysto teoretycznym.

Tymczasem żadna z dotychczasowych prób usuwania kosmicznego śmiecia nie przyniosła jakichś rewelacyjnych wyników. Większość z nich jest czasochłonna i wymaga skomplikowanych manewrów, co powoduje, że masowe sprzątanie, tak obecnie potrzebne, jest przy ich pomocy nie do przeprowadzenia.

Według ostatnich szacunków na orbicie Ziemii krąży około 128 milionów śmieci, z czego kilkadziesiąt tysięcy ma rozmiar powyżej 10 cm. Uderzenie takiego obiektu np. w ISS może spowodować bardzo poważne zniszczenia, zagrażające zarówno dalszemu istnieniu stacji, jak i życiu przebywających tam astronautów.

Czekając na impuls?

W tej sprawie zdaje się sprawdzać stara zasada, mówiąca, że ludzie zaczynają działać racjonalnie dopiero gdy inne drogi zawiodą. Pomimo tego, że podbój kosmosu wskoczył na nowe tory, pojawiły się tam znów ogromne pieniądze, to nie widać w kwestii śmieci zbyt wielkiej determinacji. Wygląda to tak, jakby wszyscy czekali, aż jakaś większa katastrofa udowodni, że jednak coś trzeba zrobić.

Mamy przecież zeszłoroczny przykład Arecibo, pokazujący wyraźnie że bagatelizowanie problemów w ostatecznym rozrachunku ostatecznie kosztuje znacznie więcej . Mam jednak przykre wrażenie, że i w przypadku kosmicznego śmietnika, mądrzy będziemy dopiero po szkodzie.

Źródła: [1], [2], [3]

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu