Recenzja

Dovahkiin krzyczy na Switcha. Recenzja Skyrim

Artur Janczak
Dovahkiin krzyczy na Switcha. Recenzja Skyrim
15

Najnowszy sprzęt firmy Nintendo co miesiąc zwiększa swoją bibliotekę gier. Całkiem niedawno, bo 17 listopada, do puli doszedł The Elder Scrolls V: Skyrim w wersji Enhanced z wszystkimi dodatkami. Mowa tutaj o produkcji, która pierwszą premierę miała w 2011 roku. W tym momencie można ją nabyć w naprawdę dobrej cenie na PC, czy konsolach poprzedniej generacji. Jeżeli natomiast interesuje kogoś wersja na PS4, Xbox One czy Switch, to trzeba szykować większą kwotę. Za “stary tytuł” trzeba liczyć od 200 do 229zł, jeżeli chodzi o platformę wielkiego N. Nie można powiedzieć, aby była to jakaś atrakcyjna cena. Jedna z wyższych, jaką należy zapłacić w przypadku gier na konsolę Nintendo. Ja postanowiłem zaryzykować i samemu się przekonać, czy po tylu latach, Skyrim ponownie wciągnie mnie na długie godziny, a jakość portu nie będzie na poziomie RiME czy ostatniego DOOM’a.

Krzyki, Smoki i Trolle

Dawno temu grałem w Morrowind, który urzekł mnie rozmiarem świata i możliwościami, jakie gra oferowała odbiorcy. Potem był Oblivion. Ten w ogóle nie zdobył mojej sympatii i dość szybko się od niego odbiłem. Zupełnie inaczej było w przypadku Skyrim. Od pierwszego zwiastuna nie mogłem się doczekać premiery. Kiedy ta w końcu się odbyła, to zniknąłem dla znajomych na pewien czas. Przemierzałem krainy, lasy, lochy i jaskinie. Starałem się zajrzeć w każdy kąt, zbierałem wszystko i pokonywałem na swej drodze setki przeciwników. Tytuł ten oferował naprawdę wiele ciekawych rozwiązań, w tym rozwój postaci. Tutaj nie liczyły się same poziomy i doświadczenie za zabijanie oponentów. Wykonując dane czynności, nasz bohater coraz lepiej sobie z nimi radził. Im więcej pracowaliśmy nad ekwipunkiem, tym zdolności kowala rosły. Tworzenie mikstur, łucznictwo, walka w zwarciu i tak dalej. Im więcej trenowaliśmy, tym Dovahkiin stawał się lepszy.

Walcz, skradaj się, strzelaj z łuku i rośnij w siłę!

System ten był bardzo naturalny i aż dziw bierze, że tak mało gier z niego korzysta. Zamiast co poziom rozdawać punkty na dane statystyki, lepiej jest, gdy wykonujemy konkretne rzeczy i za każdym razem robimy to lepiej. Nie było też żadnych ograniczeń co do klas postaci. Wszystko zależało od gracza. Można się było skradać i zabijać po cichu. Władać zarówno magią, jak i mieczem. Być wampirem czy wilkołakiem. Opcji było naprawdę wiele. Fabuła może i nie była najwyższych lotów, ale spełniała swoją funkcję. Konflikt między Cesarstwem a Gromowładnymi, opowieści pełne tajemnic, mściwi bogowie i różnorakie gildie. Było tego trochę. Sam jednak wolałem podróżować, całkowicie niezależnie, nie wiedząc, co może czekać na mnie tuż za rogiem. Dodajmy do tego setki przedmiotów, czary, eliksiry i wiele więcej. Wchodząc do miasta, człowiek miał wrażenie, że ono żyje. Ludzie zajmowali się swoimi obowiązkami, dzieci się bawiły, a żołnierze pilnowali porządku. Po zmroku wszyscy zamykali się w domach i szli spać. Odbiorca czuł, że otaczający go świat nie jest pusty, a NPC to już coś więcej niż zlepek poligonów. Skyrim pod wieloma względami robił wrażenie. Nie oznacza jednak, że był idealny.

Największą bolączką tej produkcji była ilość błędów. Przy tak dużym świecie to wręcz nieuniknione, ale zdarzało się, że nie można było danego zadania w ogóle wykonać. Dodajmy do tego różne dziwne animacje, przenikające przez otoczenie postaci, czy konia, który był praktycznie niezniszczalny i do tego głupi. Zdarzyło się także, że nawet smoki, tak ważny element w grze potrafiły się zbuggować. Na szczęście, wersja na Switch została poprawiona względem oryginału z 2011 roku, choć nie ustrzegła się mniejszych potknięć. Dodano natomiast obsługę amiibo. Niby mała rzecz, a cieszy. To nadal tak samo wspaniały Skyrim, jak kiedyś. Jeżeli nigdy nie graliście, a posiadacie sprzęt Nintendo, to powinniście pomyśleć o tym tytule.

Bethesda poradziła sobie z optymalizacją

Jeszcze nie tak dawno, nie brałem pod uwagę faktu, że jakakolwiek produkcja będzie mogła być “niegrywalna” w sytuacji, kiedy korzystam ze Switcha w formie konsoli przenośnej. Dla tych, którzy nie wiedzą, sprzęt ten ma nieco obniżoną moc procesora i układu graficznego dla tego trybu, aby bateria dłużej trzymała, a sam handheld nie grzał się zbyt mocno. Obniża się przy tym również rozdzielczość, ale na mniejszym ekranie i tak tej różnicy nie widać. Przy testowaniu gry RiME wyszło jednak na jaw, że nie każdy deweloper umie poradzić sobie z maszyną Nintendo. Tutaj studio bardziej się postarało, ale wyłącznie w przypadku, gdy konsola znajduje się w stacji dokującej. Jeżeli gramy mobilnie, to ekran jest mocno rozmyty, a komfort z takiej produkcji jest żaden. Warto więc przed zakupem dokładnie sprawdzić, czy gra, którą planujecie nabyć, nie doczekała się takiej kastracji. Podobno w DOOM jest taka sama sytuacja, ale nie miałem okazji samemu przetestować, więc lepiej na własną rękę zbadajcie ten temat. Jak natomiast wypada Skyrim? Na szczęście, wyśmienicie w obydwu wariantach.

Jeżeli interesują Was aspekty techniczne, to za sprawą Digital Foundry dokładnie wiadomo, w jakich dwóch rozdzielczościach działa omawiana produkcja. W przypadku handheld mode jest to: 896 x 720p, natomiast grając z konsolą w docku mamy 1600 x 900p. Trzeba podkreślić, że Skyrim działa w stabilnych 30 klatkach na sekundę, nawet jeżeli dużo się dzieje. Twórcy musieli pójść na jakieś kompromisy. Chodzi tutaj o zasięg doczytywania się elementów krajobrazu, jakości tekstur, czy też ilości elementów widocznych na ekranie. Niemniej jednak i tak udało się wycisnąć ze sprzętu Nintendo naprawdę wiele. Równie imponująco jest w kwestii czasów ładowania. Wersja na Switch nie ma się czego wstydzić, gdyż udało jej się osiągnąć przyzwoite wyniki.

1. Pierwsze uruchomienie gry

  • X360 - 49 sekund
  • PS4 - 21 sekund
  • Switch - 22 sekundy

2. Wejście do budynku:

  • X360 - 7 sekund
  • PS4 - 4 sekund
  • Switch - 7 sekundy

3 . Ładowanie całego miasta (Whiterun)

  • X360 - 22 sekund
  • PS4 - 16 sekund
  • Switch - 20 sekundy

4. Szybka podróż z Riverwood do Whiterun

  • X360 - 28 sekund
  • PS4 - 17 sekund
  • Switch - 18 sekundy

Skyrim! Dlaczego tak drogo?

Gra działa płynnie, dane wczytują się w przyzwoitym czasie, a oprawa prezentuje się okazale. Jeżeli chodzi o muzykę, to również ciężko mi cokolwiek jej zarzucić. Soundtrack znam od dawna na pamięć, ale ogromnie przyjemnie jest ponownie go usłyszeć podczas zabawy w świecie Skyrim. Trochę ciężko będzie usprawiedliwić tak wysoką cenę za ten produkt. Mowa przecież o RPG-u sprzed 6 lat. Wiem, że Mario czy Zelda też nie są tanie, ale to zupełnie nowe tytuły, w które nikt wcześniej zagrać nie mógł. Na pewno o wiele łatwiej będą mieli ci, którzy w tytuł od Bethesdy nigdy nie grali. Skyrim starczy na setki godzin, tym bardziej że wersja na Switch zawiera wszystkie dodatki.

Czy to zatem uzasadnia koszt w okolicach ponad 200zł? Moim zdaniem nie. Nawet sama możliwość gry w wersji przenośnej tutaj nie pomoże. Ja często ryzykuje, jeżeli chodzi o zakupy na Switch. Nawet przy mało atrakcyjnej cenie wybieram dany tytuł i samemu sprawdzam, czy poświęcę mu więcej czasu, czy nie. Tak miałem z Fifą, Splatoon 2 czy LEGO City: Undercover. Te produkcje nie do końca mi podeszły, więc w miarę szybko się ich pozbyłem, nie tracąc na tym zbyt wiele. Jest to plus gier na platformę Nintendo, które aż tak szybko nie tanieją. Nie licząc Fify, ta w trzy tygodnie zleciała z 209zł do 150zł. Tylko, nie każdy może sobie pozwolić na takie ryzyko zakupowe.

Wciąga jak bagno

W przypadku Skyrim wiem, że prędko się od niego nie oderwę. Łapiąc za konsolę w dowolnym momencie, mogę się w pełni zanurzyć w tym fantastycznym świecie The Elder Scrolls. Nic mnie nie ogranicza. Nie muszę robić wątku fabularnego, nie muszę się nikogo słuchać. Robię, co tylko mi się podoba. Taka wolność w grach zawsze mnie urzeka. Identycznie było w Zeldzie, Fallout 4 i wielu innych grach. Nigdy wcześniej nie miałem możliwości chwycenia za mobilny sprzęt, aby móc pograć w tego typu dzieła. To jest też ogromny plus samej platformy. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie wszyscy są tacy jak ja. Dlatego też nie uważam, że branie tego RPG-a w pełnej cenie to dobry pomysł. Na Switchu konkretnych produkcji nie brakuje, a na horyzoncie już widać Xenoblade Chronicles II.

Zobacz też: The Elder Scrolls: seria która rozkochała graczy

Jeżeli natomiast nie macie dość piątego The Elder Scrolls lub nigdy w niego nie graliście, to z całego serca polecam Wam ten port, bo jest wykonany solidnie. Temat ceny omówiłem, więc Wam pozostawiam decyzję. Ja natomiast wracam polować na smoki i krzyczeć na trolle. FUS RO DAH!

Ocena: 8/10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu