Pękłem. Nie wytrzymałem. Wszystkie wcześniejsze odcinki oglądałem o porze emisji w kanale HBO, ale finału sezonu wyczekiwałem tak długo, że dzisiejsze popołudnie okazało się przełomowe. Szósty i zarazem ostatni odcinek drugiego sezonu Watahy to koniec wielu wątku, ale czy całego serialu?
Początek serii wydarzeń, które śledziliśmy przez 12 odcinków, był makabryczny. W górskiej strażnicy zginęła prawie cała wataha - jedynym ocalałym był Wiktor Rebrow. Niedługo przed eksplozją otrzymał SMS-a - to tylko jedna z poszlak, która pogrążała go w oczach prokuratury, a dokładnie pani prokurator Igi Dobosz. Oczyszczenie własnego imienia i znalezienie winnych nie przychodziło mu z łatwością, czego kulminacją była ucieczka w bieszczadzjkie lasy i dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa.
Drugi sezon nie był wcale pewny
Podobnie jak wielu innych widzów byłem zbulwersowany taką, a nie inną końcówką pierwszego sezonu. Otwarte zakończenie sugerowało rychłą kontynuację, podczas gdy HBO kazało nam czekać aż cztery lata na drugą serię. Dziś nie mam o to do nich żadnych pretensji - 6 odcinków wynagrodziło oczekiwanie z nawiązką i muszę powiedzieć, że od bardzo dawna nie widziałem tak dobrego polskiego serialu. Gdzie inne produkcje poległy, tam Wataha pokazała swoją prawdziwą wartość - mowa naturalnie o drugiej serii.
Swoje wrażenia spisuję totalnie na gorąco, w kilka minut po seansie, dlatego podejrzewam, że w późniejszym czasie jeszcze bardziej docenię przygotowaną przez scenarzystów historię. Gdy dojrzę kolejne smaczki, zauważę kolejne powiązania i sygnały, jakie wysyłali naszej podświadomości, jednocześnie sugerując coś zupełnie innego. Ostatni odcinek drugiego sezonu udowadnia, że akcja została niemalże idealnie rozpisana na sześć epizodów, choć naturalnie pojawiały się delikatne niedociągnięcia - jednym z nich wspomniałem w tekście sprzed tygodnia.
Wataha zachwyca na wszystkich trzech najważniejszych frontach
Ale zamiast doszukiwać się tego typu wad, znacznie lepiej będzie skupić się na pozytywach, których mamy tu pod dostatkiem. Po raz kolejny fantastyczne ujęcia uchwyciły Bieszczady równocześnie z tej pięknej i groźnej strony - przywiązanie do najmniejszych detali scenografii sprawiało, że widz nie miał żadnych problemów z przeniesieniem się na tę niecałą godzinę w świat Rebrowa. Można śmiało napisać, że region był jednym z członków obsady i swoją rolę odegrał wyśmienicie. Duża w tym zasługa ekipy filmującej, przed którą chylę czoło.
Wataha nie byłaby jednak Watahą bez bohaterów i historii. Nie sądziłem, że pierwszy z wymienionych składników będzie mógł smakować jeszcze lepiej, niż w pierwszym sezonie. Leszek Lichota znakomicie ukazał zmęczonego życiem, ale wciąż zajadliwego człowieka z charakterem. Chęć doprowadzenia sprawy do końca napędza jego codzienność, a powracająca w Bieszczady Iga Dobosz (Aleksandra Popławska) nareszcie stała się postacią z krwi i kości, której mogliśmy (początkowo) nie lubić, ale której kibicowaliśmy od momentu, gdy postanowiła doprowadzić całość do końca i znaleźć prawdziwych winowajców. Miałem pewne przypuszczenia o ponownym pojawieniu się Grzywy (Bartłomiej Topa) w serialu, ale przyznam, że poważnie potraktowałem wszystkie fałszywe informacje, jakie wysyłało w świat HBO i spodziewałem się zmiany tonu serialu, co wynikałoby z absencji tej postaci. Powrót Grzywy rozegrano po mistrzowsku, a nie nastąpiło to przecież aż do końca drugiego odcinka.
12 odcinków układa się w spójną, dobrze ułożoną całość
Serie numer 2 bardzo często stają się zbyt skomplikowane lub zbyt banalne w odniesieniu do swoich poprzedników i tego samego obawiałem się po powrocie Watahy. Nic takiego nie miało miejsca i chyba można bez żadnej wątpliwości stwierdzić, że sezon drugi okazał się lepszym od sezonu pierwszego. Potwierdzają to wszystkie powyższe obserwacje, ale popisy aktorskie czy super ujęcia nie byłyby w stanie udźwignąć ciężaru oczekiwań, gdyby nie fabuła. Zmyłka z oddelegowaniem Adama Halmana do Kalinigradu była nader skuteczna i obciążenie odpowiedzialnością agenta ABW za wszystkie tragiczne wydarzenia było pewną niespodzianką, a przecież w międzyczasie poznawaliśmy kolejne elementy układanki razem z komendantem Konradem Markowskim i przyjacielem Rebrowa, byłym strażnikiem Łuczakiem.
Historia zatacza koło, bo ostatnia scena finału 2. sezonu Watahy daje nie tylko szanse na kontynuację, ale przede wszystkim spore możliwości rozwinięcia tej historii w zupełnie nowym kierunku. Czy Rebrow skusi się na dołączenie do watahy czy odrzuci propozycję powrotu do służby i zacznie działać na własną rękę? Być może ważniejszym na tę chwilę pytaniem jest to, jak długo przyjdzie nam czekać na sezon trzeci, który - jestem o tym przekonany - powstanie. Jeśli będzie tak dobry, jak drugi, to już dziś mogę zaznaczyć premierę w kalendarzu na jesień 2021 roku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu