Od wczoraj o nowych smartfonach Apple napisano i powiedziano już sporo. To samo dotyczy strategii firmy, podjętych przez nią decyzji oraz wizji jej pr...
Od wczoraj o nowych smartfonach Apple napisano i powiedziano już sporo. To samo dotyczy strategii firmy, podjętych przez nią decyzji oraz wizji jej przyszłości. Na AW również poświęcono dużo uwagi temu zagadnieniu, ale warto chyba uzupełnić temat o jedną ciekawą kwestię, a mianowicie o wywoływanie Jobsa, który po premierze modeli 5S i 5C podobno przewraca się w grobie. Z ciekawości spytam jednak: skąd wiadomo, że Jobs nie rozwijałby firmy w podobny sposób?
Tim Cook nie ma łatwego życia. Może i jest majętnym człowiekiem, za kawę z nim płaci się grubą kasę, znajduje się w centrum uwagi świata nowych technologii, a po odejściu na emeryturę będzie mógł się zastanawiać, jak wydawać zarobione miliardy dolarów. Jednak cały czas spada na niego krytyka, którą nierzadko trudno uzasadnić. Za życia Jobsa był odbierany jako cień i giermek swojego szefa-wizjonera, a po jego śmierci cały czas pojawiają się opinie w stylu: to faktycznie tylko cień Jobsa, pod jego rządami firma daleko nie zajedzie, niszczy fantastyczną firmę.
Nie inaczej było wczoraj. Wystarczy zajrzeć na strony branżowych serwisów, otworzyć gazety, prześledzić media społecznościowe, by znaleźć mnóstwo opinii w stylu: Jobs przewraca się w grobie, Jobs rządziłby lepiej, Jobs nie zdecydowałby się na plastiki i tandetne kolory, Jobs dokonałby rewolucji, Jobs to była inna liga itp. itd. Gdy to czytam, do głowy przychodzą mi automatycznie dwie myśli: jedna dotyczy rzekomego testamentu, który legendarny CEO pozostawił swemu następcy, czegoś na kształt mapy drogowej, zbioru wskazówek i wytycznych na kilka kolejnych lat. Druga odnosi się do modelu iPhone 4S.
Zacznę może od owego testamentu. Jeżeli przyjmiemy, że Jobs faktycznie był osobą ponadprzeciętną i wizjonerem, to należy się spodziewać, iż chciał on zapewnić swojej firmie rozwój w kolejnych latach. Zwłaszcza, że był do niej bardzo przywiązany. To jego opus magnum, więc trudno uwierzyć w to, że w ostatnich kwartałach swego życia, gdy wiedział już, iż z jego zdrowiem jest bardzo źle, nie myślał o tym, jak Apple powinno się rozwijać w przyszłości. Pewnie miał plany, można też założyć, że odpowiednio je poukładał w logiczną całość i przekazał swym następcom. Jemu nie było wszystko jedno, o czym świadczyć może premiera ostatniego smartfonu (iPhone 4S), nad którym pracował. Krótko po śmierci CEO, pojawiły się głosy ludzi z jego otoczenia, którzy potwierdzili, iż prezentacja trzymała go przy życiu – chciał jej po prostu dopilnować. Czy taki człowiek nie tworzy testamentu dla korporacji?
Przyjmijmy zatem, że Jobs zostawił swoim następcom wytyczne na przynajmniej kilka najbliższych lat w zakresie poszerzania oferty i na dłuższy okres w kwestii rozwoju całej korporacji, jej polityki oraz filozofii. Czy Tim Cook wrzuciłby te wskazówki do śmietnika i powiedział: ok panie i panowie, robię to całkowicie po swojemu i nie ma sensu oglądać się wstecz – robimy coś zupełnie nowego. Ale czy wtedy obserwowalibyśmy premiery smartfonów i tabletów, które są w znacznym stopniu podobne do poprzedników? I tu pojawia się miejsce dla modelu 4S.
Wspominałem już, że to ostatni produkt Apple, którego realizacji Jobs mógł pilnować osobiście. Nawet jeśli leżał w łóżku w domu czy w szpitalu, to pewnie na bieżąco sprawdzał, co dzieje się z tym projektem. Ostatecznie smartfon został zaprezentowany, Jobs umarł kilkadziesiąt godzin później, a urządzenie stało się hitem sprzedaży. Czy był to model na miarę przełomu, sprzęt naszpikowany innowacjami i prawdziwa bomba, która zdemolowała konkurencję i pozostawiła po niej jedynie resztki? Nie patrzmy jedynie na wyniki sprzedaży napędzane w znacznym stopniu śmiercią legendarnego CEO. Po prostu porównajmy ze sobą modele iPhone 4 oraz iPhone 4S. Czy nastąpił przełom? Chyba nie…
Poprawiono część parametrów, przyspieszono pracę urządzenia, dodano Siri, którą uznano za wielkie osiągniecie. Wczoraj mieliśmy podobny scenariusz: poprawiono część parametrów, przyspieszono pracę urządzenia i dodano czytnik linii papilarnych. Ten ostatni wywołał sporo kontrowersji: bo to zbędny dodatek, bo zbiera informacje, bo może być wykorzystany do różnych, często niebezpiecznych, celów. Warto jednak zadać sobie pytanie: z Siri jest inaczej? Ten bonus nie zbiera informacji i nie można sobie bez niego wyobrazić telefonu?
Czy uważam, że zaprezentowany wczoraj sprzęt Apple jest przełomowy i powinniśmy wiwatować na część korporacji Cupertino? Nie. Korporacja faktycznie mogła zrobić coś lepszego, mogła tak mocno uderzyć pięścią w stół, że Samsung schowałby się w drugim pomieszczeniu. Pytaniem otwartym pozostaje: jak mieliby to zrobić? Jakie magiczne technologie, funkcje i rozwiązania powinni wsadzić do kolejnego iPhone’a, by przyćmić konkurencję? Ostatnio korporacje prześcigają się w udziwnianiu sprzętu, by nikt nie powiedział głośno, że to już było. Bardzo często te starania przybierają karykaturalna formę i zamiast ułatwiać sobie życie za sprawą prostego i wydajnego sprzętu, komplikujemy je fikuśnymi gadżetami wyposażonymi w bonusy, które zastosowano tylko po to, by były.
Znacznie ważniejszym pytaniem, od tego postawionego przed momentem, jest inne: czy Steve Jobs faktycznie zrobiłby to inaczej? Patrząc na przykład iPhone’a 4S jestem skłonny odpowiedzieć, że nie. Wyobraźmy sobie sytuację, w której wczorajsze modele prezentuje ów legendarny CEO i mówi: Dajemy wam w telefonie czytnik linii papilarnych. To jest amejzing i powinniście kupić nowe smartfony. Podejrzewam, że świat oszalałby na punkcie tego rozwiązania. Z zieloną dziurkowaną obudową mogłoby być podobnie. Być może Jobs zostawił wytyczne i zawarł w nich modele iPhone 5S oraz opcjonalnie iPhone 5S (na wypadek gdyby ten plugawy Android zbyt szybko się rozkręcał i zaczął zagrażać naszym interesom), ale nie przewidział tego, że te produkty musi zaprezentować on sam, by czar mógł trwać. Albo, co z jego perspektywy może się wydawać tragiczne, zdawał sobie z tego sprawę, ale nie był w stanie nic z tym zrobić.
Oskarżanie Tima Cooka o słabe prowadzenie firmy i zarzucanie mu, że Jobs zrobiłby to lepiej, jest co najmniej dziwne. W znacznym stopniu przypomina to wytykanie palcem Steve’a Ballmera i powtarzanie zdań w stylu: o, to ten facet, co przejął firmę po geniuszu i ją zmarnował. A przecież wiadomo, że gdyby na swoich stanowiskach pozostali Gates i Jobs, to wszystko zrobiliby inaczej. Idealnie. Dzięki Gatesowi firma Microsoft nadal rosłaby w siłę, miażdżyła konkurencję i pozostała hegemonem, a za sprawą Jobsa korporacja Apple rosłaby w siłę, miażdżyła konkurencję i ostatecznie stała się hegemonem. Ale zaraz… dwóch hegemonów? Brzmi trochę dziwnie i chyba trzeba się zastanowić, czy wspomniany rozwój wypadków faktycznie mógł mieć miejsce.
Nigdy nie dowiemy się tego, jak postąpiłby Steve Jobs, czy pod jego skrzydłami Apple nadal "spełniałoby marzenia ludzi i dostarczało im to, czego pragną". Hasła w stylu: Steve nigdy nie pozwoliłby na tanie i kolorowe plastiki jakoś do mnie nie trafiają. Naprawdę można być tego pewnym w stu procentach? Uważam, że Cook idzie śladami Jobsa i nie popełnia rażących błędów. Niektórzy twierdzą, że nie reaguje na rynkowe zmiany, że stracił kontakt z rzeczywistością i nie robi tego, czego wymagają od niego akcjonariusze, potencjalni klienci oraz dziennikarze i analitycy. Zachowanie i postępowanie Jobsa można było podobnie opisać i jakoś nie zaszkodziło to korporacji.
Skończyła się magia? Może i tak, ale firma nie jest od robienia sztuczek, tylko od zarabiania pieniędzy. Jobs mógł twierdzić inaczej, ale o dziwo nie uszczęśliwiał klientów świetnymi i jednocześnie tanimi produktami – zbijał na nich fortunę i nikomu to nie przeszkadzało. Dlaczego zatem dzisiaj pojawia się zarzut, że iPhone 5C jest zbyt drogi? Jobs sprzedawałby go pewnie w podobnej cenie i ludzie całowaliby go jeszcze w rękę. I w tym przyapdku faktycznie można stwierdzić, że Jobs zrobiłby to inaczej... Nie powiem tego jednak ze stuprocentową pewnością, bo mogę mieć poważne problemy z weryfikacją swojej opinii.
Źródło grafiki: Apple
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu