Obiektyw przede wszystkim dla tych którzy fotografują dziką przyrodę? No tak. Czy zabrałem go do jednej z największych metropolii i korzystałem z niego w miejskiej dżungli? Tak.
Dwa tygodnie temu pisałem o moim nowym ulubionym obiektywie na wyjazdy — Sony 24-105 f/4. Jego uniwersalność mnie powaliła, ale nie było to jedyne szkło które zabrałem ze sobą na drugi koniec świata. Dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora Sigma, do mojego plecaka trafił też obiektyw z serii Contemporary 100-400 ze światłem f/5-6.3. Z założenia takie zoomy to sprzęt dla fotografujących przyrodę i obiekty do których średnio mogą się zbliżyć. Ja zaś… zabrałem go do miasta. Tego dużego — i kilku okolicznych, znacznie mniejszych.
Duży zoom, duże możliwości
Praca z takim zoomem to dla mnie zupełna nowość. Dotychczas najdłuższym obiektywem po jaki miałem przyjemność sięgnąć był Canon 70-200 f/2.8 — którego sławę w 100% rozumiem. Tutaj zabrałem ze sobą naprawdę duże i ciężkie szkło, po którym… szczerze? Nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. I podobnie jak w ubiegłym tygodniu — po techniczne konkrety i laboratoryjne testy odsyłam Was do serwisów specjalizujących się wyłącznie w fotografii. Ode mnie zaś subiektywna opinia na temat tego jak korzystało podczas podróży.
W skrócie: było przyjemnie, ale… ciężko. Sigma 100-400 f/5-6.3 to słusznych rozmiarów konstrukcja, która waży 1,16 kg. W połączeniu z korpusem aparatu i sporym rozmiarem otrzymujemy zestaw, który najzwyczajniej w świecie czuć w dłoni. A po dłuższej chwili męczy. Jeżeli zaś chodzi o statyw — to od razu mówię, że warto zainteresować się czymś solidniejszym niż zabrałem ze sobą, by móc pewnie postawić nań cały zestaw i nie obawiać się, że wszystko runie na ziemię. A statyw się przyda - zwłaszcza dla większego zoomu, w którym najdrobniejsze poruszenie aparatem może skończyć się rozmazanym zdjęciem.
100-400 przez wiele dni nie znikało z mojego plecaka, ale szczerze mówiąc — powodów by go użyć znalazłem niewiele. Ze względu na oferowane światło, średnio nadawał się on na wieczorne eskapady. Znakomicie sprawdzał się za dnia — i jeżeli chcieliście kiedyś robić portretowe zdjęcia uliczne, ale za bardzo wstydzicie się ludzi, to myślę, że będziecie bardziej niż usatysfakcjonowani.
Jeżeli już jesteśmy przy portretach — pewnego dnia spełniło się moje marzenie i spadł w Tokio śnieg. Delikatny, znikający w mgnieniu oka, zmieszany z deszczem… ale był. Jedynym obiektywem z zabranego zestawu z jakim udało mi się go choć trochę uwiecznić była właśnie Sigma 100-400!
To także szkło, które fantastycznie sprawdzało się przy krajobrazach oraz „na wysokościach”. Zoom aż do 400mm to rzecz, która idealnie sprawdziła się na wszelkiej maści tarasach widokowych. Paleta tworzenia rozmaitych kadrów znacznie się powiększa i otwierają się przed nami nowe możliwości.
Sigma 100-400 to dla mnie jedno z tych szkieł, które zaszufladkowałem jako: obiektyw do zadań specjalnych. Był świetny, dał mi możliwości których nie miałem z żadnym innym obiektywem z jakiego wcześniej korzystałem. I na swój sposób mnie urzekł. Mimo dużego zoomu i zaadaptowania go do zastosowań nieco innych niż te „standardowe” — nie jest to szkło, z którego sam korzystałbym na co dzień. Jest ciężkie i przez to jak mało uniwersalne jest — trudno jest usprawiedliwić jego dźwiganie na co dzień. To jedna z tych opcji którą zabiera się ze sobą „idąc na zdjęcia” — a nie na wakacyjną przygodę. Mimo że z produktem musiałem się już pożegnać i nie do końca wpisał się w charakter wyjazdu, to bardzo cieszę się że miałem go w plecaku. To nie tylko nowe doświadczenia, ale też jedyna szansa na śnieżne zdjęcia w Tokio jakie miałem do tej pory ;).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu