Jeżeli dziś zaniesiemy sprzęt do autoryzowanego serwisu, jest bardzo mała szansa, że wadliwy element zostanie naprawiony, a dużo większa że wymienią go na nowy. Oto, dlaczego takie podejście mi się nie podoba.
Dlaczego nie podoba mi się podejście Apple (i innych producentów) do "naprawy" sprzętu
Jak być może pamiętacie, niedawno przeprowadziłem niezwykle ciekawą rozmowę z Danielem Rakowieckim, który na swoim kanale na YouTube zajmuje się naprawą usterek w laptopach. Bardzo często zdarza się, że trafiają do niego sprzęty, które wcześniej przeszły przez autoryzowane serwisy (rekordzista był w trzech), zarówno Apple, jak i innych marek. Takie i inne materiały pokazują smutną prawdę o tym, jak działają takie serwisy nie tylko w Polsce i na świecie. Oto w jednym z przypadków autoryzowany serwis Apple wycenił "naprawę" uszkodzonego Macbooka na około 4 tysiące złotych i w ramach niej wymieniona miałaby zostać bateria, cała płyta główna i top case. Zapewne wyobrażacie sobie teraz, że tak rozległa wymiana zapewne była spowodowana jakimś potężnym uszkodzeniem - po laptopie przejechał samochód bądź też spadł on z 3 piętra. Nic z tych rzeczy. Powodem do wymiany połowy komputera było.. drobne zalanie. Na tyle drobne, że Danielowi naprawa zajęła +/- godzinę i to bez dostępu do boardview dla tego konkretnego modelu.
Serwisy Apple nie naprawiają. One wymieniają
Absolutnie nie odmawiam umiejętności osobom z autoryzowanych serwisów. Taki sposób działania wymuszony jest jednak przez politykę danej firmy, która stworzyła laptop. I chociaż dotyczy to znacznej części producentów, nie można Apple odmówić, że w tego typu zagrywkach po prostu przoduje. Przejrzyjcie sobie dowolny artykuł na Antywebie poświęcony kontaktowi z autoryzowanym serwisem tej firmy, by zobaczyć, że w każdym przypadku mowa jest o wymianie części, która może być potencjalnie uszkodzona, a nie o jej naprawie. Ba - w kwestii takich elementów jak słuchawki otwarcie nie ma nawet mowy o tym, że ktokolwiek zajrzy do nich i zdiagnozuje usterkę. Po prostu się je wymienia na nowe. Takie podejście drażni mnie z kilku powodów.
znacznie podnosi koszt "naprawy"
Tak jak w przypadku tego wideo - klient za usunięcie drobnej usterki w autoryzowanym serwisie musiałby zapłacić kwotę, za którą niedawno moja narzeczona kupiła wypasiony laptop. Kiedy ją usłyszałem - ręce po prostu mi opadły. O ile byłoby taniej, gdyby serwis podszedł do tego w normalny sposób?
tak naprawdę nie naprawia problemu
Umówmy się, że nie wszystkie produkowane dziś elektroniczne sprzęty są najwyższej jakości. Bardzo często posiadają one wady fabryczne - w przypadku Apple do ostatnio najgłośniejszych należą przecierające się taśmy przesyłające obraz do ekranu i super-klawiatury montowane w 3 poprzednich generacjach laptopów. Zakładając, że ma się szczęście, i te komponenty popsują się w czasie trwania gwarancji i zostanie ona uznana, to w procesie naprawy dostajecie... te same, tak samo wadliwe części. Nie wiem jak wy, ale ja po naprawie oczekiwałbym permanentnego usunięcia wykrytej podatności, a nie wkładania konsumentowi do komputera części, co do której wiadomo, że zaraz się zepsuje.
klient traci dwa razy
Załóżmy, że podczas "serwisowania" zapadnie decyzja, że należy wymienić płytę główną. Mniej ogarnięci technologicznie klienci zapewne powiedzą "OK, widać tak trzeba zrobić, żeby ten komputer działał". Tyle że chwilę potem producent oferuje drobny rabat na naprawę, jeżeli będzie mógł zatrzymać uszkodzoną płytę główną. Po co mu ona? Właśnie dlatego, że najczęściej nie jest ona wcale uszkodzona na tyle, by nie mogła zostać naprawdę naprawiona i potem sprzedana po raz drugi jako "refurbished". Producent dwa razy zyskuje - klient dwa razy traci.
szkodzi środowisku
Jeżeli, tak jak w przypadku na filmie, wymiany wymaga tylko jeden rezystor, a do laptopa wsadzana jest nowa płyta główna, top case i bateria, to warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić, gdzie trafią części, jeżeli producent nie będzie chciał ich "odkupić". Część z nich sam serwis może zatrzymać "na części", ale część, jak baterie, podlegają "utylizacji" czyli są po prostu wyrzucane. Patrząc po tym, że jesteśmy na krawędzi zagłady klimatycznej, może warto by się pokusić o respektowanie środowiska naturalnego, zwłaszcza, jeżeli firma sama siebie nazywa ekologiczną.
Niestety, ze względu na to, że większość osób nie interesuje to, co się dzieje z ich sprzętem i chcą aby "po prostu działał" (za co nie można ich oczywiście winić), a część tych, które się interesują (głównie fani Apple) przyklaskuje takiemu podejściu, nie ma raczej nadziei na to, że sytuacja w najbliższej przyszłości ulegnie zmianie. Dla producentów takie zagrywki dostarczają zwyczajnie zbyt duży przychód, by z nich od tak zrezygnować . Jakimś tam pocieszeniem jest możliwość rozszerzenia chociażby przez Unię Europejską zapisów "prawa do naprawy", jednak zanim to nastąpi (o ile w ogóle) bez potrzeby zostanie wymienionych jeszcze wiele, wiele płyt głównych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu