Aplikacje mobilne

Oto nowy hit wśród aplikacji. Może okazać się bardzo niebezpieczny

Błażej Wojciechowski
Oto nowy hit wśród aplikacji. Może okazać się bardzo niebezpieczny
2

Przypadek nowej popularnej aplikacji przypomina nam, by nie ufać opisom i zapewnieniom. I na każdym kroku dbać o swoją prywatność.

Od lat uczula się wielu użytkowników technologii na kwestię prywatności. Sprawdzać, kontrolować, nie mówić zbyt wiele. Jako nadrzędną zasadę którą wszyscy powinniśmy się kierować wspomina się: pamiętaj, że wszystko może trafić w niepowołane ręce. Że wszystko może wyciec. I że niekoniecznie zapewnienia twórców odnośnie prywatności są prawdą. Czego Saturn jest idealnym przykładem.

Nigdy nie słyszeliście o tej aplikacji? Już tłumaczę czym jest i jak szalenie popularna stała się wśród młodych użytkowników.

Saturn to nowa aplikacja, która stała się hitem wśród młodzieży

Jak czytamy w oficjalnym opisie:

Saturn to platforma dla uczniów, stworzona przez uczniów. Jest ona dedykowana danej społeczności, co oznacza, że Twój kalendarz jest powiązany z zajęciami oferowanymi w Twojej szkole i nie może być przeglądany przez żadnego ucznia spoza Twojej szkoły
Aby zweryfikować, czy uczęszczasz do swojej szkoły, sprawdzamy Twój szkolny adres e-mail po pobraniu aplikacji Saturn. Po weryfikacji możesz łatwo zalogować się i ukończyć nasz prosty proces wdrażania, aby dodać swoje zajęcia z listy kursów oferowanych w Twojej szkole.

Jak widać — z założenia jest to aplikacja która ma pomóc pozostać w kontakcie pomiędzy studentami. I ma być całkowicie bezpieczna. W praktyce: korzystają z niego przede wszystkim uczniowie w grupie wiekowej 14-18 lat. A popularność aplikacji w App Store mówi sama za siebie — w Stanach Zjednoczonych trafiła ona do topki 15 najchętniej pobieranych aplikacji w ostatnich dniach.

Twórcy Saturn nie mówią nam wszystkiego. Do aplikacji może dołączyć każdy

Mimo iż z opisu jasno wynika, że do aplikacji mogą dołączyć wyłącznie uczniowie z naszej szkoły — i to tylko oni oni mogą oglądać nasz plan — nie jest to prawdą. Po pierwsze: oprogramowanie może pobrać absolutnie każdy. Następnie wystarczy wybrać interesujące nas liceum w okolicy, bo jedyną daną jaką musimy podać jest podanie numeru telefonu. Tyle wystarczy, by do woli przeglądać zajęcia szkolne gdzie nam się tylko zamarzy — nie musimy nawet dzielić się naszą dokładną lokalizacją. Ba, nie musimy też dzielić się z aplikacją naszymi kontaktami.

Przy rejestracji wykorzystywane jest bowiem: imię, data urodzenia, klasa — możemy je zmyślić i wpisywać losowo. I cyk, jesteśmy studentami. A później zyskujemy dostęp do ogromnej bazy danych lokalnych nastolatków, wśród której są: imiona, zdjęcia, nauczyciele i dokładny rozkład zajęć, linki do ich serwisów społecznościowych. Możemy też wymieniać z nimi wiadomości.

Miało być bezpiecznie i prywatnie. Wyszło... jak wyszło

Coraz głośniej robi się o aplikacji i tym, że opis zapewniający o prywatności i bezpieczeństwie niewiele ma wspólnego ze stanem faktycznym. Kiedy zaś dodamy do informację kto najchętniej korzysta z aplikacji — nastolatkowie ze szkół średnich — wygląda to mało optymistycznie. I jak na dłoni pokazuje, że nie warto ufać opisom. A już na pewno dzielić się w sieci wrażliwymi danymi na szeroką, właściwie nikomu nieznaną, skalę.

Czy twórcy się zreflektują i poczynią zmiany w swojej aplikacji? A może zanim zdążą — Apple i spółka zreflektują się że coś tu nie gra i wyrzucą aplikację z hukiem, przynajmniej do czasu kiedy nie wprowadzą poprawek?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu