Felietony

Tysiące nowych satelitów zagłuszą radioteleskopy. Astronomowie ostrzegają przed katastrofą

Jakub Szczęsny
Tysiące nowych satelitów zagłuszą radioteleskopy. Astronomowie ostrzegają przed katastrofą
Reklama

Megakonstelacje satelitów zagrażają funkcjonowaniu radioteleskopów. Można by tu budować ogromne wstępy poświęcone temu, że radioteleskopy są niesamowicie ważne z punktu widzenia nauki, obrotny planetarnej (czy aby nie "przywali" w nas coś dużego z kosmosu), ale najważniejsze jest jedno. Partykularny interes megakorporacji (brzmi to wręcz jak element scenariusza antyutopijnej powieści) przeważa nad racjonalnymi potrzebami nas wszystkich.

Tanie cubesat-y, wspólne misje orbitalne, prywatny sektor z budżetami większymi niż całe agencje kosmiczne. Została otwarta orbita – nie dla nielicznych, lecz dla wszystkich. I właśnie dlatego został zainicjowany nowy problem: radioastronomia została osaczona przez falę szumów, których nikt nie kontroluje. Wcześniej nikt o tym nie pomyślał na czas, a dziś... nie ma wśród tych możnych obecnie nikogo, kto miałby w usystematyzowaniu tego interes.

Reklama

Została osiągnięta demokratyzacja dostępu do przestrzeni kosmicznej, ale jej cena została zignorowana. Na kapitalistycznym ołtarzu została poświęcona zdolność do słyszenia odległych kwazarów i pulsarów. Została zamieniona precyzja na dostępność. Przemysł świętuje, nauka nad owym faktem boleje. Nauka, a szczególnie społeczność okołokosmiczna w USA (na czele z NASA), nie będzie mogła bronić się kasą. Zresztą już nie może. Plan budżetu na 2026 rok w NASA jest tak koszmarny, jest tak paraliżujący dla tej organizacji, że wkrótce będziemy mogli mówić o wywróceniu do góry nogami prymatu tejże instytucji w dziedzinie eksploracji kosmosu.

Temat równie sparaliżowanych wkrótce teleskopów podjęty został przez zespół naukowców pod wodzą Mike’a Peela z Imperial College London. Została przygotowana publikacja i została ona wygłoszona na Europejskiej Konferencji o kosmicznych śmieciach, ale dotyczyła czegoś bardziej fundamentalnego niż śmieci: dotyczyła prawa do nasłuchu kosmosu.

Cicha strona Księżyca

Został wskazany kierunek: naszą możliwością ochrony pracy radioteleskopów może być "ciemna" strona Księżyca. Miejsce, gdzie nie docierają fale radiowe Ziemi. Zostało ono uznane za jedyną realną oazę ciszy w erze orbitalnego zgiełku. Ale został także postawiony warunek: bez międzynarodowej ochrony tej przestrzeni, bez jej zarezerwowania przed działaniem satelitów wokół — nic z tego nie będzie. Ciszę potrzebną do działania radioteleskopów musimy sobie "wywalczyć". Ale — wiecie, ile to będzie kosztować?

Satelity nie tylko emitują fale radiowe, ale też im takowe "wyciekają". Transmisje pozapasmowe, emisje niezamierzone, szumy generowane przez elektronikę pokładową. I właśnie one zostały zarejestrowane przez LOFAR podczas analizy 68 satelitów Starlink. Zakres? Od 110 do 188 MHz — tam, gdzie nie powinno być nic. Zostały odkryte dowody na to, że nawet teoretycznie bierne komponenty stają się źródłem zakłóceń.

Zostało podkreślone, że takie emisje są nieregulowane, nieprzewidziane i niedeklarowane. Został odsłonięty mechanizm chaosu, który rozlewa się po niebie bez świadomej decyzji żadnego inżyniera. Została stworzona architektura zakłóceń — przez przypadek.

Obserwatoria na pustyniach i szum w eterze

Mamy przepiękne obserwatoria: VLA w Nowym Meksyku, SKA w Afryce Południowej, ALMA w Chile. Ich czułość została skalibrowana na niczym niezakłócone pasma. Ich misja to: wyłapywać sygnały sprzed miliardów lat. Teraz wszystko zmienia się przez "ruchome źródła szumów". Obserwatoria nie zostały zaprojektowane z myślą o konkurowaniu z satelitami — zostały zaprojektowane, by słuchać tego, czego nie mamy możliwości usłyszeć w inny sposób.

Stąd ITU wyznaczyło pasma chronione, rządy ustanowiły "strefy ciszy", niektóre firmy podpisały umowy dobrowolnego wyłączenia transmisji nad obserwatoriami. Mamy obecnie ponad milion satelitów zgłoszonych do ITU. Nawet jeśli zostanie wystrzelonych tylko 50–200 tysięcy – skala problemu pozostaje niesamowita. Regulacje uklękły przed komercjalizacją.

Reklama

Co gorsza, sama radioastronomia nie ma lobby. Nie generuje zysków, nie ma akcji na giełdzie. Została więc wyparta na margines, mimo że stanowiła centrum ludzkiego poznania przez dekady. Teraz już wiemy na pewno, że satelity są jaśniejsze niż Słońce – w określonych pasmach. Mimo że nadawane częstotliwości są znane, ich charakterystyka promieniowania poza wyznaczonymi granicami — już nie bardzo. Przesunięcie już o kilka minut kątowych może wywołać interferencje z precyzyjnie skalibrowanymi obserwacjami.

Został zauważony jeszcze inny wymiar problemu: brak danych. Operatorzy traktują szczegóły swoich emisji jak tajemnice handlowe. Niby stworzyliśmy furtkę dla rozwiązania problemu, ale za to drzwi do korporacyjnych domów zamknięto. Technologia bez odpowiedzialności staje się bronią przeciwko poznaniu.

Reklama

Czytaj również: NASA zagrożona. Eksperci alarmują: „to katastrofa”

Został zaobserwowany trend: każdy nowy system to nowe pasmo, nowe zakłócenia, nowy chaos. Została zlekceważona zależność: im więcej danych płynie do ludzi, tym mniej możemy tak naprawdę usłyszeć.

Co dalej?

Niby mamy coraz lepsze radioteleskopy, ale mamy coraz mniejsze możliwości "słyszenia". Bez pełnej transparentności operatorów satelitarnych radioastronomia zostanie sprowadzona do roli ciekawostki. A jak na razie nie jesteśmy gotowi na to, aby bawić się w radioteleskopy na Księżycu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama