Smartfony zastępują nam wiele dedykowanych urządzeń, bez których nie mogliśmy się obejść jeszcze kilka lat temu. Nikt dzisiaj praktycznie nie kupuje dedykowanej nawigacji do samochodu czy odtwarzacza muzyki. Są jednak miejsca, gdzie dedykowane urządzenie sprawdzi się znacznie lepiej.

Turystyka rowerowa zyskuje coraz większą popularność, podobnie zresztą jak inne aktywności sportowe. Nic więc dziwnego, że wiele osób szuka urządzeń, które by ją ułatwiały. Do takich z pewnością należą nawigacje rowerowe, służące również jako liczniki informujące nas np. o aktualnej prędkości czy pokonanym dystansie. W teorii w takich zastosowaniach świetnie powinien się sprawdzić smartfon, ma przecież spory ekran i wiele dedykowanych aplikacji. Patrząc jednak na tych, którzy pokonują w sezonie sporo kilometrów, zdecydowana większość decyduje się na dedykowane urządzenie. Postanowiłem sprawdzić z czego to wynika.
Turystyka rowerowa jest fajna
Zawsze fascynowały mnie opowieści znajomych na temat długich tras rowerowych, w trakcie których można zobaczyć Polskę z nieco innej perspektywy. Nigdy jednak nie miałem za bardzo na to czasu, bo jak rower to zazwyczaj z dziećmi, a dzieciom dzisiaj czasami trudno jest nawet przejechać 10 km. Od dwóch sezonów jednak zacząłem zapuszczać się na swoim jednośladzie w nieco dłuższe trasy, choć głównie w takie rejony, które po prostu znałem. Zgodnie z przysłowiem, apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i pojawiły się pomysły na dłuższe trasy i tam gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Jeśli chcemy jednak zobaczyć inną perspektywę, niż ta z samochodu, to trzeba wybrać się na leśne drogi i wtedy zaczynają się schody.
Jak już wspominałem na smartfonach nie brakuje nawigacji i dedykowanych aplikacji, jak choćby polskie Mapy Turystyczne, Mapy.cz czy popularny Komoot. Pozwalają nie tylko nawigować po śladzie (choć zazwyczaj za dodatkową opłatą), ale również zaplanować całą trasę. Smartfony jednak nieproporcjonalnie w ostatnich latach urosły i jazda z nimi na kierownicy nie jest zbyt wygodna. W dodatku jazda z włączonym ekranem mocno drenuje baterie. Wyciąganie telefonu z kieszeni na każdym rozdrożu też jest problematyczne. Dlatego moim zdaniem sprawdzają się przeciętnie podczas wypraw rowerowych. I w tym tkwi zapewne sukces dedykowanych nawigacji rowerowych.
Dosyć długo się przed takim rozwiązaniem wzbraniałem, bo to jednak dosyć kosztowny i wydawałoby się zbędny gadżet. Korzystając z faktu, że mam przecież wbudowane mapy w zegarku Garmin Fenix 7, postanowiłem spróbować z taką wersją map. Niestety zegarek pomimo, że nieco wygodniejszy niż smartfon, też ma swoje wady. Mały ekran można jeszcze przeżyć, ale większy problem sprawia zmiana jego położenia, która miesza kierunki świata. Dlatego nigdy nie byłem pewny, czy to aby na pewno tutaj powinienem skręcić. Pół biedy gdy jedziecie jeszcze oznaczonym szlakiem, ale planując własną trasę można pobłądzić, szczególnie, gdy drogi wyglądają tak:
Nawigacja rowerowa to inna jakość
Jazda z nawigacją rowerową to całkiem inna jakość podróży. Dedykowane urządzenia, jak chociażby widoczny poniżej Garmin Edge Explore 2 oferują wiele rozwiązań ułatwiających poruszanie się w terenie. Dzięki temu każda trasa jest przyjemniejsza i można skupić się na podziwianiu przyrody. Jednocześnie dedykowane urządzenie ma baterię, która z powodzeniem wystarczy na kilkanaście godzin pracy i nie przeszkadza jej nawet mocne słońce. To dopiero początek mojej przygody, ale jestem pewny, że bardzo się polubimy. Muszę tylko popracować nad lepszym planowaniem samych tras, bo niestety jeśli droga prowadzi w ślepy zaułek, to nawet nawigacja wiele nie pomoże ;-). Przedzieranie się przez krzaki to jednak też część tej przygody, jaką jest turystyka rowerowa i trzeba chyba po prostu do tego przywyknąć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu