Samochody autonomiczne przestały być pieśnią przyszłości. Przynajmniej z technicznego punktu widzenia. Kolejni producenci wkraczają do gry i prezentują efekty swoich prac. Czasem robią one naprawdę duże wrażenie. Głośno mówi się o tym, że przełom dekad może być czasem boomu na pojazdy, które potrafią jechać bez kierowcy. Albo przynajmniej w części autonomiczne. Najbardziej zastanawia dzisiaj to, czy do tego czasu zmieni się prawo. I to na taką skalę, by rewolucja rzeczywiście mogła się dokonać.
Problemem samochodów autonomicznych nie jest technologia - uziemią je przepisy
Jeden kraj wiosny nie czyni
Niedawno pisałem o pomyśle, jaki pojawił się w holenderskim Parlamencie - część zasiadających w nim polityków zaproponowała, by za niecałą dekadę w ich kraju sprzedawane były wyłącznie samochody elektryczne. Projekt karkołomny i kontrowersyjny. Pojawiły się głosy Czytelników wskazujących np. na problem z przemieszczaniem się po Europie, w której może brakować infrastruktury do ładowania elektryków: Holandia się przygotuje, ale nie musi już tego robić Polska. Nie byłby to zapewne paraliż Europy, ale jakiś problem jest widoczny.
Łatwiej mówić o zmianach w jednym kraju niż na kontynencie czy jego części zrzeszonej np. w ramach Unii Europejskiej. W tym drugim przypadku trzeba już zakładać, że pojawi się wątek współpracy, dobra wola sąsiadów i bardziej oddalonych państw, że uda się osiągnąć porozumienie, które przyspieszy lub nawet umożliwi jakąś zmianę. Na sprawę należy patrzeć pod kątem ułatwiania tworzenia infrastruktury, ale też dostosowywania przepisów. To może być szczególnie ważne w przypadku wspomnianych już automatów. Samochody autonomiczne muszą być przecież dozwolone na większym obszarze, by mogło to wypalić.
Samochody autonomiczne powstrzymane przez przepisy?
Nad tematem zacząłem się znowu zastanawiać po lekturze tekstu, w którym zebrano firmy pracujące nad pojazdami samojezdnymi. Grono jest już dość liczne, znajdziemy w nim graczy z różnych biznesów, coraz więcej menedżerów przekonuje, że dostępność takiego pojazdu to nieodległa przyszłość, kwestia kilku lat. Rozwiązanie problemu od strony technicznej nie oznacza jednak, że maszyny tego typu szybko się upowszechnią. Problemem pozostaje prawo. I to prawo w skali większej niż krajowa.
Zastanawiam się od wczoraj, jak sprawa będzie się rozwijać, gdy np. część stanów w USA będzie wolniej reagować na zmiany - niektóre już dawno umożliwiły eksperymenty na tym polu, ale nie dzieje się to wszędzie. Podobnie sprawa może wyglądać w Europie i będzie jeszcze trudniejsza w rozwiązaniu, bo mamy do czynieni z wieloma krajami. Załóżmy, że w pięciu z nich zmiany zostaną szybko wprowadzone, a w pięciu sprawy przeciągną się o lata. Komunikacja staje się utrudniona. Co ma zrobić kierowca właściciel pojazdu, który chce jechać do państwa X, ale w państwie X samochody autonomiczne nie są dozwolone?
Komunikacja staje się utrudniona i to z pewnością może blokować sprzedaż, a przez to i produkcję. Zwłaszcza, że nie wszyscy będą zainteresowani zmianami i może się zacząć bombardowanie zmian właśnie na polu przepisów. Bo tu łatwiej to zrobić niż w pracowniach inżynierów. Temat szczególnie istotny z punktu widzenia dużych pojazdów, ciężarówek, które kursują wzdłuż i wszerz Europy. Niedawno sznur autonomicznych tirów przejechał przez kilka państw na Starym Kontynencie, pokazano, że jest to możliwe. Gdy projekt zacznie być wdrażany na większą skalę, czy wszyscy powiedzą: "tak, to świetny pomysł, mamy już gotowe przepisy, zezwalamy na to"? A jeżeli sprawę uda się w miarę szybko załatwić w UE, to czy zadziała to także poza nią?
Problem dość istotny, a chyba mało poruszany. To jeden z tych tematów, o których mało się mówi - pisałem o tym kilka dni temu. Jednak w tym przypadku nie chodzi o nowy telefon, lecz o sporą zmianę w gospodarce, prawie, transporcie. Nad tematem warto się pochylić i poważnie do niego podejść. Już teraz - po co robić to szybko i pod presją czasu na ostatnią chwilę, gdy inni zaczną już naciskać?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu