Recenzja

Bez różowego dildo i supermocy, a i tak jest wybornie. Recenzja Saints Row

Kacper Cembrowski
Bez różowego dildo i supermocy, a i tak jest wybornie. Recenzja Saints Row
Reklama

Reboot Saints Row to produkcja, która od pierwszej zapowiedzi niesamowicie mnie intrygowała i wzbudzała sporo ekscytacji. W jakim stylu “powrócili” Święci?

Czy długa i kręta droga Saints Row zatacza koło?

Saints Row to seria, która od nieco bardziej kolorowego i jaskrawego odpowiednika Grand Theft Auto ewoluowała w jeden wielki festiwal absurdu, dotykając tematów kosmitów, symulacji czy supermocy z budowaniem reputacji gangu Świętych w tle. Chociaż Saints Row 2 było dobrą produkcją, która w niezły sposób przedstawiała potyczki gangów, nie jest tajemnicą, że obranie nieco bardziej ekscentrycznego kierunku i przełamanie schematu typowego open worlda znacznie pomogło serii - w końcu Saints Row 3 to niepodważalnie najlepsza część serii, która idealnie łączyła w sobie naprawdę niezłą rozgrywkę z absurdalnym humorem. Pościgu na karetach prowadzonych przez półnagich chippendalesów z wbudowanym modyfikatorem głosu czy najpotężniejszej broni białej w postaci wielkiego, różowego… gumowego elementu, nie zapomnę nigdy.

Reklama

“Czwórka” była częścią absolutnie najbardziej szaloną. Inwazja kosmitów, uwięzienie nas w symulacji i dostęp do licznych supermocy, takich jak niewyobrażalnie szybki sprint, wysokie skoki czy bieganie po ścianach sprawia, że jakiekolwiek środki lokomocji zwyczajnie stawały się zbędne - wliczając w to helikoptery. Według wielu graczy było to pójście o krok za daleko, chociaż nie można odmówić Volition oryginalności. Od premiery Saints Row 4 w 2013 roku doczekaliśmy się wyłącznie samodzielnego DLC pod tytułem Gat out of Hell, które nie podbiło serc graczy. Jak w praktyce wypada zatem reboot serii?

Reboot Saints Row. Żegnamy Johnny'ego Gata i Shaundi, budujemy imperium z nową ekipą!

Restart serii porzuca wszystkie najpopularniejsze postaci z uniwersum. Nie ma tutaj mowy o Johnym Gacie, Shaundi, Kinzie czy Olgu - zamiast tego mamy całkowicie nową, lecz równie… wyjątkową ekipę, w skład której wchodzi Kevin, Neenah i Eli.

Naszemu bohaterowi się nie przelewa. Co prawda mieszka w bajecznym Santo Ileso, ale wynajmuje mieszkanie z paczką znajomych i toczy debaty dotyczące zakupu tostera, bo jest to dość spory wydatek jak na obecne standardy. Trzeba przyznać, że pod względem współlokatorów jest to naprawdę wyjątkowa mieszanka - protagonista zaczyna pracę w firmie Marshall, która ma na celu utrzymać porządek w mieście i powstrzymać dwa gangi - Los Panteros i Idoli. Tak się jednak składa, że Kevin - poza tym, że nigdy nie nosi koszulki i gotuje dla całej ekipy - należy do Idoli, Neenah poza restaurowaniem swojego antycznego samochodu jest częścią Los Panteros, a Eli… Eli akurat słucha motywujących podcastów i boi się dotknąć broni. Niemniej jednak, interesy wszystkich się ze sobą kłócą - w sytuacji podbramkowej okazuje się jednak, że to przyjaźń jest dla nich najważniejsza. Owocem tak specyficznej paczki jest obrócenie wszystkich przeciwko sobie i stworzenie własnego gangu oraz próba zbudowania wielkiego, fioletowego imperium od zera. Święci powstają na nowo.

Nie tylko wykonywanie misji, ale zdobywanie nowych terytoriów i otwieranie interesów

Siedzibą Świętych jest wielki, opuszczony kościół, który z czasem staje się coraz bardziej ekskluzywną willą opływającą w luksusach i lojalnych członkach gangu. Do tego wszystkiego jednak musimy dojść krok po kroku - i poza zwyczajnym wykonywaniem misji, musimy być przedsiębiorczy. Na drugim piętrze kościoła znajduje się mapa, na której możemy wybierać miejsce, gdzie otworzymy nowe lokale w Santo Ileso - od pralni, która najczęściej spotyka się z czerwonymi plamami, przez działalności chemiczne, aż po ubezpieczalnie, z których zdobywamy kasę… rzucając się pod samochody (doskonale znana minigra z poprzednich części cyklu).

Otworzenie biznesu to jednak nie wszystko. Każdy interes wiąże się z szeregiem specjalnych zadań pobocznych, które dostarczają mnóstwo dodatkowego contentu. Żeby otwierać więcej interesów, potrzebne nam są pieniądze - a żeby mnożyć swój kapitał, powinniśmy wyczyścić dzielnice, na których mamy otwarte własne działalności w celu zwiększenia wpływów. Mapa Saints Row jest zatem zapełniona dodatkowymi interakcjami w postaci wyeliminowania oddziałów innych gangów, zebrania paczek narkotyków, odkrywaniem historii danego miejsca czy obroną schowka.

Rozwijanie swojego imperium nie jest jednak obowiązkowe, lecz przed ukończeniem gry będziemy musieli otworzyć minimum sześć interesów i wyczyścić dwie dzielnice. Problem jednak w tym, że w przedpremierowej wersji Saints Row był błąd, przez który nie byłem w stanie ukończyć żadnej dzielnicy w 100% - aktywności zwyczajnie nie były widoczne na mapie i nie dało się wejść z nimi w jakiekolwiek interakcje. Z tego względu, chociaż bardzo chciałem, to zdołałem dotrzeć do finałowej misji, nie oglądając jednak napisów końcowych. Jestem jednak przekonany, że Day One Patch wniesie odpowiednie poprawki.

Santo Ileso to mnóstwo zabawy, ale trzeba wsiąknąć w świat gry

Co jednak ciekawe, to reboot Saints Row jest jedną z najkrótszych części serii. Sama fabuła zajmuje nam naprawdę niewiele czasu i przez całą rozgrywkę miałem wrażenie, że jest to w istocie zaledwie obszerny samouczek oraz wstępniak do wszystkiego, co czeka nas w tym pokręconym świecie. Wątki poboczne - które, jak zawsze dla Saints Row, są naprawdę wybitne, zabawne i niejednokrotnie przynoszą więcej frajdy niż główne zadania - to tylko mała część tego, co czeka nas w Santo Ileso. Chociaż przy dłuższych sesjach wkrada się pewna monotonia pod względem rozgrywki - w końcu wszystko zawsze sprowadza się do wielkiej strzelaniny - to misje dotyczące naszych działalności czy eksploracja wielkiej i urokliwej mapy w celu czyszczenia jej ze znaczników jest naprawdę przyjemna.

Reklama

Chociaż fabuła Saints Row nie pochłonie nas na setki godzin, to sama gra zdecydowanie pozwoli nam wsiąknąć w ten świat na długi czas. Pomimo pewnych bugów przed premierą z wielką chęcią sięgałem za każdym razem po DualSense’a i wchodziłem w tę szaloną rzeczywistość. Szaloną, bo chociaż reboot zdecydowanie zwolnił po wyjątkowo absurdalnej “czwórce”, to mamy gwarantowaną dawkę czarnego humoru, nieodpowiednich żartów, hurraoptymistycznego podejścia do mordowania i robienia napadów - ale w końcu za to pokochaliśmy Saints Row, nieprawdaż? Nie ma tutaj zatem mowy o poważnym podejściu do wojen gangów i wzniosłych chwilach, lecz z pewnością będą momenty, w których parskniecie ze śmiechu.

Walka, czyli mniej szalone bronie, ale dziwne pomysły

Przykładem na zwolnienie tempa jest system walki. Wrogów nie będziemy obijać już gigantycznym, różowym dildo, ani nie wywołamy rave’owego tańca przez serię strzałów bitami Skrillexa z dubstep guna. W reboocie Saints Row postawiono na normalne karabiny, granatniki, strzelby czy pistolety - a jedyną odmiennością są futurystyczne bronie żołnierzy Marshall, które strzelają laserami. To akurat zmiana na plus.

Reklama

Poza samym strzelaniem, nasz bohater posiada specjalne umiejętności. Perki to poniekąd ukłon w stronę fanów czwartej odsłony - możemy chociażby wpakować granat w rywala i rzucić nim w grupę wrogów czy podpalić swoją pięść i wyprowadzić potężny cios. Do tego ogólne umiejętności, za których dostęp musimy zapłacić, pozwalają nam na zwiększenie obrażeń w momencie, w którym mamy mało życia czy wpływają na poziom HP wszystkich Świętych.

Samochody, helikoptery i… wingsuit

Najwięcej wątpliwości mam jednak względem samych pojazdów. Wszystkie samochody mają swój pasek życia (co wywołało mnóstwo prześmiewczych głosów w internecie już po pierwszych gameplayach) i poza niszczeniem ich poprzez ostrzeliwanie ich z broni, każde auto jest w stanie “wyskoczyć” w bok, obijając pojazd rywali. W praktyce wygląda to niesamowicie komicznie i absolutnie nie ma żadnego sensu - tym bardziej, że kiedy dachujemy, to nie jesteśmy w stanie obrócić samochodu z powrotem na koła, jak chociażby w GTA 5. System jazdy ogólnie jest nieco toporny i przypomina ociężałe samochody z pierwszego Watch Dogs, bowiem nawet feeling wyskoków z ramp jest wyjątkowy sztywny - a w tej samej chwili nasze auta są w stanie zaatakować inne samochody, jadące z boku. Dziwna mechanika, która była dla mnie mocno niezręczna i zdecydowanie zamiast tego wolałbym, żeby uderzając naturalnie w bok aut, te otrzymywały większe obrażenia.

Paradoksalnie, samochody wcale nie są najlepszym i najszybszym środkiem transportu. Co więcej, helikopterom również nie przysługuje ten tytuł. Najbardziej efektywnym (i efektownym) środkiem transportu jest wingsuit. Latając przez Santo Ileso pokonujemy kilometry w mgnieniu oka, a kiedy będziemy już blisko lądu, możemy… odbić się od przechodniów. Kiedy opanujemy już jak skutecznie latać i będziemy polować na ludzi spacerujących po chodnikach, żaden dystans nam niestraszny. Głupie? Może trochę, ale jak najbardziej pasuje do Saints Row.

Customizacja, o której było tak głośno. Czy faktycznie mamy do czynienia z wyjątkowo zaawansowanym kreatorem postaci?

Ileż to się przed premierą nie nasłuchaliśmy o customizacji… wszystkiego. Bohatera, samochodów, a nawet broni. W praktyce, cóż, jestem delikatnie rozczarowany. Kreator w reboocie opiera się na szkielecie poprzednich części serii (uprzedzam pytania: tak, nadal można zmieniać wielkość przyrodzenia) z kilkoma dodatkowymi elementami. Dla przykładu, możemy malować paznokcie, zmienić swoje kończyny na protezy czy modyfikować kolor swoich włosów na jaki nam się tylko podoba.

Mimo wszystko, zapowiadając taki przełom, zdecydowanie zabrakło kilku elementów. Fryzur jest dość mało, wariantów piercingu jest zaskakująco niewiele - w przypadku nostrila nie możemy wybrać kółka, podobnie w przypadku septum, a jedno ucho nie może mieć więcej, niż jednego kolczyka. Tatuaże na początku są niedostępne, a dodatki w postaci na przykład okularów musimy sami kupić po czasie. Fakt, kolory wszystkich ubrań i elementów można zmieniać dowolnie, co jest świetną opcją. Niemniej jednak, twórcy obiecywali gruszki na wierzbie, a mamy do czynienia ze zwykłym edytorem postaci, który pozwala na dodatkową zmianę kolorów. Fajne, ale bez szału.

Reklama

To samo tyczy się kwestii samochodów czy broni. Jeśli chodzi o auta to możemy zmieniać mnóstwo elementów, ale pod względem customizacji i tego, jak przekłada się ona na faktycznie działanie samochodu, to nadal poziom niżej niż wydane niemal dekadę temu Grand Theft Auto V. Bronie? Możemy nakładać różne szablony i biegać z kolorowymi pukawkami, ale czy jest to jakaś rewolucja? Nie nazwałbym tak tego.

Oprawa audiowizualna. Kiepska grafika w akompaniamencie świetnej muzyki

Niestety, lecz nic się nie zmieniło względem pokazywanym przed premierą materiałów. Reboot Saints Row rozczarowuje pod względem graficznym i przez większość czasu wygląda jak produkcja z poprzedniej generacji. Chociaż całość ma swoje momenty i czasem zabawa światłem robi pozytywne wrażenie, tak przez większość czasu nie ma mowy o żadnych zachwytach - a szkoda. Reboot Świętych zwyczajnie nieco odstrasza grafiką.

Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, mamy się czym zachwycać. Zróżnicowane stacje radiowe, od szalonego techno, przez skoczne country i klasyczną muzykę, aż po rapowe brzmienia. Obecność utworów takich artystów jak Trippie Redd, Denzel Curry, JID czy Princess Nokia wielokrotnie poprawiały wrażenia z rozgrywki. Saints Row pod tym względem jest trochę jak FIFA - nieważne jak wyjdzie sama gra, co do jakości soundtracku nie ma absolutnie żadnych wątpliwości.

Saints Row - podsumowanie

Gdyby nie przedpremierowe bugi, które nie pozwoliły mi ukończyć gry, miałbym na pewno dużo bardziej klarowne podejście do produkcji. Niemniej jednak Saints Row to świetny reboot, który zdołał idealnie wypośrodkować absurd z powagą. Jeśli jesteście fanami trzeciej i czwartej odsłony, nie będziecie zawiedzeni - to nadal jest Saints Row i nie brakuje tutaj absurdalnych misji, nieodpowiednich żartów czy gigantycznej rozwałki. Jeśli jednak uważaliście, że przy “czwórce” Volition nieco odpłynęło, to zapewniam, że tutaj zacumowali. Reboot jest zwyczajnie złotym środkiem, który powinien przypaść do gustu wszystkim odbiorcom.

Edytor postaci, pojazdów i broni nieco rozczarował, ale tylko i wyłącznie przez zbyt wysokie oczekiwania narzucone przez twórców. Grafika faktycznie nieco odjeżdża poziomem od AAA z tej generacji, jednak całość przynosi naprawdę mnóstwo frajdy. W nowe Saints Row zwyczajnie chce się grać, pomimo przesytu produkcji z otwartym światem w ostatnich latach. Reboot spełnia oczekiwania.

Ocena: 7.5/10

Saints Row - plusy i minusy
plusy
  • Niezła fabuła
  • Poczucie humoru
  • Idealny poziom absurdu
  • Świetna ścieżka dźwiękowa
  • Barwne postacie
  • Rozbudowa własnego imperium
  • Mnóstwo contentu
  • Duża, pełna mapa
  • Zachowana dusza Saints Row
minusy
  • Niespecjalna grafika
  • Błędy
  • Edytor postaci nieco rozczarowuje

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama