Tablety

Rynek tabletów nie poniósł klęski i trzeba to powtarzać

Maciej Sikorski
Rynek tabletów nie poniósł klęski i trzeba to powtarzać
Reklama

Sprzedaż tabletów Apple spada, Samsunga rośnie. To jedna z najważniejszych informacji dotyczących zmian w tym segmencie branży nowych technologii w ro...

Sprzedaż tabletów Apple spada, Samsunga rośnie. To jedna z najważniejszych informacji dotyczących zmian w tym segmencie branży nowych technologii w roku 2014. Chociaż firmy są atakowane przez konkurencję oferującą przede wszystkim tańsze modele, to nadal kontrolują większą część biznesu. Biznesu, o którym teraz mówi się, że nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Sam często to powtarzałem, ale dzisiaj doszedłem do wniosku, że chyba robiłem błąd.

Reklama

Trafiłem na informacje dotyczące segmentu tabletów przygotowane przez ABI Research. Prócz wiadomości z zakresu sprzedaży, zmian w biznesie, prognoz na kolejne lata, pojawiło się tam zdanie, które powtarza się w branży od dawna: oczekiwania wobec tabletów były większe, urządzenia miały być nowym kołem zamachowym sektora nowych technologii, silnikiem równie mocnym co smartfony. Tymczasem sprzedaż zaczyna hamować, lider tynku, czyli Apple traci. Okazuje się, że tablet jednak nie trafi do każdego lub prawie każdego domu. Dla niektórych firm może to być spora niespodzianka i rozczarowanie - przeliczyły się, popełniły błąd w prognozach. Na pewno?


Sam niejednokrotnie pisałem, że moda na tablety jest słabsza niż zapowiadał np. Steve Jobs. Słabsza, ale to nie jest równoznaczne ze słaba. Przecież z tabletów korzysta kilkaset milionów ludzi, nadal sprzęt ten sprzedaje się w olbrzymim nakładzie i spycha do narożnika klasyczne pecety. To jedna sprawa. Druga jest taka, że Jobs i inni apologeci tabletów wieszczyli im sukces w roku 2010. Wtedy rzeczywiście mogło się wydawać, że ten sprzęt trafi pod każdą strzechę. W ciągu kilku lat rynek uległ jednak poważnym przemianom i o tym chyba zapominamy.

Czy w roku 2010 wiele osób spodziewało się, że wielką popularność zyskają fablety? Chyba nie. Po premierze pierwszego Note'a nie brakowało osób, które pukały się w głowę i powtarzały, że to po prostu śmieszne i ludzie nie będą kupować tak dużych smartfonów. Minęło jednak trochę czasu i doszliśmy do momentu, w którym zdecydowana większość flagowych modeli jest duża lub bardzo duża. Na niższych półkach cenowych też znajdziemy sporo fabletów. Rynek poważnie się zmienił i nastąpiło to już po odważnych zapowiedziach dotyczących sprzedaży tabletów.


Aby wyrażać ostrożne deklaracje dotyczące sprzedaży tabletów, ich producenci na początku bieżącej dekady musieliby zdawać sobie sprawę z tego, że konkurencję dla tych urządzeń zrobią duże smartfony. Wówczas miały one ekrany 4-calowe i poważnie różniły się od tabletów, nawet tych mniejszych. Dzisiaj jednak w sprzedaży mamy nawet modele 6-calowe, a to sprawia, że tablet nie jest już tak wyróżniającym się i atrakcyjnym towarem. Zwłaszcza ten mniejszy. Tu warto podkreślić, że w pewnym momencie różnica między małymi tabletami, a dużymi smartfonami zaczęła się zacierać. Możliwe zatem, iż wyniki dla tego segmentu byłyby lepsze, gdyby wrzucać do niej większe modele telefonów. Tylko po co? To niewiele zmieni na dobrą sprawę. Ważniejsze jest to, by przestać podchodzić do rynku tabletów jako sektora, który poniósł klęskę.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama