Felietony

Mów co chcesz. Ale rower elektryczny to najlepszy gadżet jaki miałem od lat

Jakub Szczęsny
Mów co chcesz. Ale rower elektryczny to najlepszy gadżet jaki miałem od lat
14

Jakikolwiek rower elektryczny przewinął się przez moje ręce - powodował coś, co udawało się kiedyś smartfonom. Serce biło mi mocniej, robiło mi się cieplej, przyjemniej. Endorfiny - tak. Obcowanie z technologiami zawsze jest dla mnie przyjemne, ale z niektórymi... jest przyjemniejsze tak po prostu.

Przetestowałem już kilka rowerów elektrycznych. Jeden nawet mam. Za niedługo zobaczycie w akcji jeszcze potężniejszego dzika na dwóch kołach i... propozycję od polskiego producenta "elektryków". Taki jest rozkład jazdy Antyweba w zakresie tych pojazdów i na pewno takich testów będzie więcej. Bo i więcej ludzi nas o to pyta. Coraz więcej tych sprzętów także widzimy na ulicach i trzeba przyznać: w ciągu jedynie roku widać, że te pojazdy dojrzały. Nie są już nowinką, fanaberią za miliony - a zwyczajnym środkiem transportu nie tylko do miasta. Rower elektryczny jest fajny, bo pozwala Ci dojechać ekologicznie, zdrowo i przyjemnie dojechać do biura... bez spoconych nieprzyjemnie pleców. Ja przed wyjściem do biura biorę prysznic: wolę być świeży również po przestąpieniu progu open space'u. Wszak pracuję z ludźmi: wolałbym, żeby nie skarżyli się na mój zapach.

Rower elektryczny właśnie to daje. Nie musisz? Możesz sobie ustawić tak wspomaganie, że nie namęczysz się ani trochę. Chcesz mocniej potrenować? Proszę bardzo. Ja zacząłem zwiedzać różne miejsca i zabierać rowery elektryczne do pociągów. Tam robię trasy, podpatruję co ciekawsze "smaczki" turystyczne i... wracam pociągiem, przy okazji ładując w tym typie zbiorkomu baterię. Mam jej zazwyczaj na tyle, by dojechać do domu i naładować ją przez noc już do pełna. Polecam każdemu, szczególnie tak leniwym ludziom jak ja.

Na rowerze elektrycznym schudłem. I robię dużo ku zahamowaniu nieuleczalnej (jak na razie) i śmiertelnej choroby

Mam małego pecha i bajzel w genetyce. W dużym skrócie: moje płucka zużywają się szybciej. I jak będę się słabo prowadził, to szybko umrę. Proste jak zabawa petardami. Zawsze lubiłem rowery: była to dla mnie zawsze taka forma aktywności, która po prostu sprawiała mi frajdę. Potem to z pewnych powodów zarzuciłem. To też był pewnie efekt zaostrzenia się tego, na co choruję. Nie mogę powiedzieć, że po jeździe "elektrykiem" jest lepiej, bo lepiej nigdy nie będzie. Nieodwracalna obturacja oskrzeli jest nieodwracalna i kropka. Mogę jednak ten proces nieco przyhamować. Trochę sterydami (po których niestety się tyje) i trochę ruchem. I nie, to nie jest POChP. Prowadzi do tego samego, ale obejmuje i wątrobę, czasami też nerki.

Zrzuciłem dyszkę. Niewiele, bo zostało jeszcze trochę. Mniej mnie stawy bolą, lepiej się czuję - bo jakbym odmłodniał o jakieś 3-4 lata. Plan jest taki, żeby doprowadzić się do stanu z okolic lat 2014-2016, ale nie pomaga mi w tym również praca... którą kocham. I której mam sporo. Mówię nie tylko o Antywebie, ale i o innych, pobocznych projektach. To niestety powoduje, że po całym dniu umysłowej harówki... ciało nie jest już takie głodne wysiłku. Tylko jedno w głowie mam... poduszkę i spanko.

Dzisiaj nawet te rowery za kilka tysięcy złotych połączysz przez Bluetooth z telefonem. Hulajnogi - to samo. Nie lubię ich tak, jak rowerów, ale je też trzeba odnotować. Są moim skromnym zdaniem mniej bezpieczne i basta. W takim rowerze możesz zaktualizować oprogramowanie - bo w każdym softwarze może być przeoczony błąd, który - jeżeli będziesz mieć pecha - może kosztować Cię życia. Producenci nawet tych "tanich chinoli", które często są naprawdę dobre... o tym wiedzą. Wiem, bo przecież z nimi o tym rozmawiam. Poza testowaniem rowerków elektrycznych, lubię sobie o nich "pogadać". A z kim, jak nie z nimi uda mi się "przegadać" najwięcej?

Smartfon? Dla mnie wszystkie obecne flagowce poza "składakami" to takie "meh". Znowu pompowanie muskułów, znowu więcej tego, znowu ulepszone tamto. Marketingowy bełkot sprzedawany coraz to drożej. Byleby się wyniki zgadzały. Producenci rowerów serio się na coś ścigają. Ten ma oświetlenie, które adaptuje się do warunków na zewnątrz. Tamten reaguje szybciej na kręcenie korbą i robi to "przyjemniej". Tamten jest wygodniejszy. W tym jest więcej gratisów. A jeszcze inny naładuje się szybciej, da Ci ładowarkę na dwie baterie i sprzedadzą Ci go w super ofercie z dwoma akumulatorami. Z ciekawości spojrzałem na AliExpress i cieszę się, że nie mam dużych pieniędzy, bo bym przehulał wszystko na te rowerki.

Laptopy? Też mnie już średnio pociągają. Sporo mojej uwagi przyciągają ostatnio drony (także i z powodu nowej pracy): jednak to był świadomy wybór. To, jaką szansą są drony - wie mnóstwo osób. Mało kto potrafi to dobrze sprzedać. Kilka osób w Europie wie jak to zrobić. I ja mam poczucie, że trafiłem do takiego zespołu. Rowery elektryczne? Technologia ultrakonsumencka, która ROBI RÓŻNICĘ. Powoduje emocje. Niestety jest również źródłem wypadków - rowery elektryczne traktowane są czasami jak miniskutery, które są tak samo bezpieczne jak rowery. Jazda bez kasku, bez ochraniaczy na jakimkolwiek rowerze to proszenie się o śmierć lub poważne kalectwo: nawet, jeżeli jeździsz świetnie. Kierowcę chroni blacha. Ciebie... ma chronić Twój mózg. Lepiej go mieć, niż zostawić go na asfalcie.

Także: życzę Wam i emocji i bezpieczeństwa. Zdrowia!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu