Ten rok z pewnością będzie trudny i dla producentów i dla klientów. Pieniądze lubią ciszę, a tego akurat ostatnio na świecie ze świecą szukać.
Rok 2023 w smartfonach to Samsung na plecach Qualcomma i mnóstwo chińskich znaków zapytania
W tak niepewnych czasach sporo firm z pewnością przyjmie taktykę na przeczekanie. Ale z drugiej strony część działająca w wolnorynkowych warunkach będzie się musiała, jak co roku zresztą, spowiadać udziałowcom i inwestorom z zysków, strat i inwestycji. Więc pomimo rynkowej stagnacji i tak może być ciekawie.
Polecamy na Geekweek: Wirtualny pracownik pilnie poszukiwany. Firmy w Chinach zastępują ludzi
Spróbujmy więc zastanowić się, kto ten rok będzie mógł zaliczyć do udanych, a kto spisze go na straty.
Największy wygrany – Samsung
Zanim odsądzicie mnie od czci i wiary, dajcie szansę na uzasadnienie swojego wyboru. Koreańska firma wzbudza wiele emocji ale ten rok moim zdaniem może należeć właśnie do niej, oczywiście pod kilkoma warunkami. Ale podstawa już jest, a jest nią wyposażenie na wszystkich rynkach flagowej serii S w Snapdragony amerykańskiego Qualcomma. Zróżnicowanie na dwa rynki – lepszy ze Snapdragonami i gorszy z Exynosami było od lat krytykowane przez użytkowników z Europy, w tym z Polski.
I słusznie, bo choć Galaktyki z Exynosami zawsze miały wiele zalet, to jednak wpadki z gorzej działającymi, grzejącymi się koreańskimi procesorami były dość częste. Mogliśmy tylko z zazdrością przyglądać się na przykład rynkowi w USA i marzyć o tym, że kiedyś i do nas zawitają flagowce z porządnymi procesorami. W końcu Samsung się poddał i zrezygnował z dzielenia świata na lepszych i gorszych.
Dlatego osobiście nie mogę się doczekać, co będą prezentować trzy smartfony z linii Galaxy S23. Ich premiera odbędzie się już niedługo, bo na początku lutego.
Ale oczywiście, jest kilka niebezpieczeństw. Najważniejsze jest pytanie o cenę. Na pewno topowa Ultra będzie droga, ale ciekawsze jest to, ile będzie kosztować podstawowa wersja S23. W zeszłym roku S22 kosztował w chwili premiery 3999 zł. Ale w tym – będzie miał inny procesor, a najmniejsza wersja pamięci to już podobno nie 128 a 256 GB. Jeśli Samsungowi uda się utrzymać cenę poniżej 4 tys. zł, będzie dobrze.
Drugim słabym punktem Samsunga jest niższa klasa A – ciesząca się w naszym kraju dużą popularnością i stanowiąca bardzo duży udział sprzedaży w kanale operatorskim. W niej mamy do czynienia z sytuacją odwrotną niż w topowej linii, czyli drogą od Snapdragona do Exynosa. Udane 52-ki miały procesor amerykańskiej firmy, ale w 53 już zagościł koreański chip, a telefon działał po prostu gorzej niż starszy model. W 54-ce również zobaczymy Exynosa, istnieją więc obawy, że smartfon znów zawiedzie.
Generalnie jednak globalne wzmocnienie linii S wydaje się sensowne i powinno Samsungowi wyjść na dobre.
Największy przegrany – realme
Młoda chińska marka wzięła Polskę szturmem, wskakując w zeszłym roku na trzecie miejsce pod względem ilości sprzedanych smartfonów. Oferta była szeroka – obejmowała od budżetowców do bardzo dobrej średniej półki podchodzącej w kilku aspektach pod półkę flagową. Konkurencyjne były ceny, firma mocno weszła do sprzedaży operatorskiej. A połączenie tych rzeczy jest w naszym kraju przepisem na sukces. Jednak w którymś momencie coś się zacięło. Na prezentacji modelu 10 w listopadzie zeszłego roku przedstawiciele firmy mówili o zmianie strategii, uproszczeniu oferty i skupieniu się na dwóch głównych rynkach, czyli Chinach i Indiach. Polska znalazła się wśród 15 pozostałych, na których realme ma po prostu być.
Producent pokazał również model realme 10. Tylko jeden, bez obsługi 5G. W zeszłym roku mieliśmy realme 9 w dwóch wersjach z 5G i z 4G. A do tego jeszcze wersje 9i, 9 Pro i 9 Pro+. Wersje 10 Pro i 10 Pro+ zadebiutowały na razie w Chinach. Mają też trafić na globalne rynki, miejmy więc nadzieję, że zobaczymy je również u nas. Ale gwarancji na razie nie ma.
Oczywiście nie wiadomo jak będzie wyglądał ten rok i niewykluczone, że producent jeszcze przyjemnie nas zaskoczy. Ale na razie nie wygląda to dobrze.
Największy progres – motorola
Firma od jakiegoś czasu przyjęła sensowną taktykę i konsekwentnie się jej trzyma. To linie – E, G i edge, dobry stosunek ceny do jakości oraz udane wycieczki na wyższe półki. Modele fusion, ultra i składany razr 2022 bardzo przyjemnie zaskoczyły, plusem jest też dojrzałe i dopracowane oprogramowanie. Nie ma się więc co dziwić, że motorola zyskuje i tak też powinno być w tym roku. Jeśli producent zdoła utrzymać tą politykę oraz co chyba najważniejsze, dobrą wycenę swoich urządzeń i zaoferuje ich dłuższe wsparcie, znów może ugrać dla siebie spory kawałek tortu. Zwłaszcza, że ma ciekawą ofertę nie tylko dla klientów indywidualnych, ale również dla korporacji.
Największa niewiadoma – Xiaomi
Z jednej strony firma robi coraz lepsze topowe smartfony. Seria 13 która została zaprezentowana w Chinach za jakiś czas trafi do Polski. A w specyfikacji urządzeń chyba po raz pierwszy nie można się do niczego przyczepić. Mamy optykę sygnowaną marką Leica, certyfikowaną wodoodporność i ładowanie indukcyjne. Ale istnieje również obawa, że w pakiecie dostaniemy wysoką cenę. A to w przypadku polskich klientów Xiaomi może być wciąż nie do przełknięcia. W końcu właśnie na niskiej cenie zbudowana została popularność tej firmy i to, paradoksalnie, bez jej udziału. Teraz jest tego zakładnikiem, a przekonanie użytkowników, że za jej urządzenia warto zapłacić więcej, jest trudne. Być może jednak 13-ki okażą się na tyle dobre, że w końcu się to uda. Bo obawiam się, że na niską cenę nie możemy już liczyć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu