Technologie

Roboty wykonują coraz więcej naszych zadań, ale wciąż jesteśmy niezastąpieni

Maciej Gorczyński
Roboty wykonują coraz więcej naszych zadań, ale wciąż jesteśmy niezastąpieni
17

Jak to jest z tą powszechną automatyzacją wszystkiego?

Za robota nie płacisz ZUS, nie męczy się, nie popija w pracy, nie obowiązują go zasady epidemicznego dystansu i nie zakłada związków zawodowych robotów. Międzynarodowy port lotniczy w Pittsburgu stał się właśnie pierwszym amerykańskim lotniskiem sprzątanym przez roboty wyposażone w światło ultrafioletowe. McDonald, który zmaga się z brakiem pracowników, testuje w Chicago 10 całkowicie zautomatyzowanych punktów drive-thru. Sieć pizzerii Zume w Kaliforni zatrudniło roboty do robienia ciasta i pokrywania go sosem – niestety sensowne nałożenie dodatków przekracza jeszcze ich możliwości. Zbudowany przez Miso Robotics robot Flippy również znalazł zatrudnienie w Kalifornii, gdzie dla sieci CaliBurger składa hamburgery. W San Francisco można napić się kawy od początku do końca przygotowanej przez robota (właściwie ramię robotowe, jak w większości wypadków) firmy CafeX – na ich stronie można zobaczyć, jak to działa i zamówić automatyczną kawiarnię do własnego biznesu.

Poważniejsze rozwiązanie przygotowało amerykańskie Honeywell Robotics w sferze, która wbrew pozorom jest trudna do automatyzacji: ładowanie i rozładowywanie ciężarówek, czyli – jak mówi strona Honeywell – „palletizing and depalletizing”. Rzecz jest trudna, ponieważ ciężka, ale prosta czynność wymaga jednak oceny, co jest na paletach, tak by działania nie szkodziły ładunkowi. Przyjmuje się, że człowiek może wyładować z ciężarówki między 600 a 1200 pudełek na godzinę, maszyna Honeywell ma osiągnąć wynik 1500. 300 więcej to może nie tak wiele, ale istotniejsze w tym to, że jeden człowiek ma nadzorować 4 pracujące jednocześnie roboty. Z kolei sławne z robotów-akrobatów Boston Dynamics proponuje Stretcha, którego możliwości pokazuje na YouTube film „Introducing Stretch”:

Tempo pracy Stretcha jest mniejsze, ale możliwości bardziej wyspecjalizowane. Stretch nie podejmie się takiego przedsięwzięcia jak twór Honeywell, ale jest mniejszy, mobilniejszy, a jego ramię jest bardziej precyzyjne. To właściwie kompletny pracownik magazynowy, może nawet sklepowy.

Według prognozy postawionej w dużym raporcie agencji badawczej McKinsey w USA automatyzacja pozbawi stanowisk 26% pracowników hiszpańskojęzycznych, 23% Afroamerykanów i 22% białych. W szczególności dotknie ludzi młodszych niż 34 lata i starszych niż 50. Filtr płciowy dał w badaniach McKinsey zaskakujące wyniki. Ich prognoza mówi, że około roku 2030 40% pracowników obsługujących maszyny straci zatrudnienie, przy czym więcej niż 70% tej grupy to mężczyźni. Wydaje się to przewidywalne, ale jednocześnie wśród wykonujących prace biurowe na niższych i średnich stanowiskach liczba zastąpień ma wynieść 52%, a w tej grupie dominują kobiety. Jest to wynik najwyższy, którego badacze spodziewają się w Chinach – zależność jest następująca: im mniejsza jest dysproporcja między zarobkami mężczyzn i kobiet w danej gospodarce narodowej, tym mniejsze szkody dla jednej z płci. Diagnoza uwzględnia całkiem sporą niewiadomą – szacuje się, że 10% pracowników może w roku 2030 zawodowo zajmować się rzeczami dzisiaj nieznanymi.

W USA jest 9,3 mln wolnych stanowisk pracy, więcej niż przed lockdownem. Podobna sytuacja jest Kanadzie i w Europie, choć w tej ostatniej skala zjawiska jest nieco mniejsza. Co jednak dalej oznacza poważne kłopoty rynku pracodawcy. Te dane stawiają jednak pod znakiem zapytania kwestię automatyzacji pracy – która, jak choćby w raporcie Kinseya, niekiedy ogłaszana jest jako rzecz dokonana. W sprawie ścierają się zwykle dwa stanowiska, pierwsze, które mówi, że każda automatyzacja jakiegoś procesu likwiduje 4 miejsca pracy; drugie, które zauważa, że zarówno każdy automat (robot czy program), jak i każda nowa czynność (związana np. z świeżo powstałą usługą) wytwarzają nowe stanowiska, niezbędne do obsługi tych rozwiązań.

Automatyzacja pracy jest ponadto związana z dwoma paradoksami, na które zwrócił uwagę felietonista „The Economist”. Pierwszy to zamknięte koło,polegające na tym, że do wdrożenia mniej lub bardziej złożonego robota konieczna jest niemała liczba wysoko wykwalifikowanych ludzi, a tych – jak mówią liczby w poprzednim akapicie – brakuje. Mimo wszystkich zdumiewających pomysłów i świetnych przykładów wdrożeń procesy automatyzacji są coraz wolniejsze, i ten trend rozpoczął się kilka lat przed epidemią. Paradoks drugi jest nieco anegdotyczny, niemniej istotny ze względu na świadomość społeczną: zwalniającej automatyzacji towarzyszy powiększająca się szybko liczba publikacji zapowiadających błyskawiczną robotyzację wszystkiego.

Źródło:

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu