Technologie

Robot wziął sprawy w swoje trzy ręce i dyrygował orkiestrą

Bartosz Gabiś
Robot wziął sprawy w swoje trzy ręce i dyrygował orkiestrą
Reklama

Czy androidy śnią o elektronicznych owcach? To pytanie zadano już w literaturze ponad pół wieku temu. Zaś w naszych czasach, niedaleko, bo w Dreźnie, zapytano: czy roboty śnią i o zostaniu dyrygentem?

W mieście niedaleko od naszej zachodniej granicy, niemiecka orkiestra Dresdner Sinfoniker (filharmonia w Dreźnie) postanowiła uczcić swoje 25. urodziny w niecodzienny sposób. W kolaboracji z Politechniką Drezdeńską zaprojektowali koncert w wykonaniu człowieka w parze z robotem. Robocia Symfonia miała swoją premierę w miniony weekend i można ją nawet w całości obejrzeć.

Reklama

Orkiestra w stylu XXI wieku, na pięć rąk

Ma trzy ręce i trzy batuty, dla człowieka jest to nie do pomyślenia, ale dla niej? To chleb powszedni. Oto MAiRA Pro S, robot następnej generacji, która w przeciwieństwie do swoich wielu kolegów z przeróżnych fabryk, nie para się przemysłem. Przed nią stało zrobienie tego, do czego według Markusa Rindta, dyrektora Drezdeńskiej Filharmonii (i jednocześnie projektanta całego koncertu), człowiek po prostu zrobić by nie mógł.

W zrealizowaniu tego celu trzeba było połączyć siły z lokalną politechniką, a konkretnie jednym z jej działów, CeTI. Centre for Tactile Internet, w którym są opracowywane rozwiązania angażujące ludzi i roboty do współpracy, nie zaś do walki o wyższą pozycję. To tam, Rindt we współpracy ze specjalistami w dziedzinie robotyki oraz innymi artystami, uczyli robota dyrygować tak, jak zrobiłby to człowiek. Nawet do czterdziestu razy nauczano jednego ruchu, po to, aby robot je "zapamiętał" i mógł się uczyć kolejnych. Każda z rąk ma aż siedem stawów, które może wyginać w dowolnym kierunku. Dlatego zostały wprowadzone zabezpieczenia, aby MAirA nie zrobiła krzywdy ani sobie, ani członkom orkiestry. Prace trwały dwa lata i wymagały wiele zaangażowania, ale zapewne przyniosły wiele spełnienia i satysfakcji. W końcu zarówno dla inżynierów i muzyków wiązało się to z opuszczeniem znanej ścieżki.

Dresdner Sinfoniker

Marzenie czekało na spełnienie ponad dwadzieścia lat

Markus Rindt, nosił w sobie to marzenie od dwudziestu trzech lat. Wpadł na ten pomysł podczas przeprowadzania prób skomplikowanej i zawiłej kompozycji, gdy wtem doszło do dialogu z muzykiem grającym na fagocie.

"Dyrygujesz klarnety w (metrum) trzech czwartych, a ja gram w pięć ósmych, to jest w całkowicie innym tempie - co ja powinienem robić, gdy nikt dla mnie nie dyryguje?", zapytał członek orkiestry. Na co Rindt odpowiedział w sposób, który zasiał pomysł. "Nie jestem robotem". To wystarczyło, aby pomysł nigdy dyrektora filharmonii nie opuścił.

Roboter Sinfonie zostało podzielone na dwie części. Jakże bardzo à propos, pierwsza połowa została w pełni wykonana przez człowieka. Dyrygent zaczął na podeście współdzielonym z robotem. MAiRA spokojnie czekała na swoją kolej, z uśpionymi ramionami. Nie zabrakło jednak elementu dość niecodziennego jak na orkiestrę. Otóż część ludzka została rozpoczęta przez perkusistkę, która zagrała... Młotem pneumatycznym.

Do części robota miał wprowadzić interwał, podczas którego przedstawiono film krótkometrażowy, wyprodukowany wspólnie z uczniami liceum. To w tym momencie mieliśmy przedsmak współpracy ludzi z robotem, gdy jedna z rąk się wybudziła i zaczęła dyrygować rozświetloną batutą. Zaś na filmie, młodzi tancerze odgrywali swój układ w takt z psem-robotem. Po filmie nastąpił wyczekiwany moment. MAiRA się w całości podniosła i zaczęła grać dla orkiestry podzielonej na trzy sekcje. Kompozytor dość trafnie i jednocześnie żartobliwie nazwał swój twór Semiconductor's Masterpiece, czyli Arcydzieło Półprzewodnika, z tym że semi- oznacza również połowę, a -conductor to po prostu dyrygent.

Dresdner Sinfoniker

Czy przyszłość należy do wspólnej sceny robota i człowieka?

To było niezmiernie ciekawe móc zobaczyć taki nowy rodzaj współpracy. Jak ludzie zareagują na robotycznego dyrygenta? Wszak to nie jest tylko kwestia jego batuty, człowiek również oddaje emocje całym swoim ciałem, gwałtownością ruchów i mimiką. Tych rzeczy tutaj nie uświadczymy. Dlatego przed orkiestrą stało nie lada wyzwanie, a cały projekt postawił kolejny krok w eksploracji połączenia między człowiekiem, sztuką a technologią.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama