Felietony

Robią w balona tysiące osób, a i tak królują na Spotify. Co na to platforma?

Bartosz Gabiś
Robią w balona tysiące osób, a i tak królują na Spotify. Co na to platforma?
Reklama

Pojawili się na Spotify dosłownie znikąd, ale z bogatą historią. Problem w tym, że pomimo świadectw ich osiągnięć i zdjęć pełnych uśmiechniętych członków zespołów... Coś tutaj nie grało, dosłownie i w przenośni. W końcu prawda ujrzała światło dzienne i trudno powiedzieć, że Spotify ma się dobrze.

W ostatnich tygodniach przez internet przetoczyła się burza, której epicentrum stanowił zespół Velvet Sundown. I jeśli kompletni nic wam ta nazwa nie mówi, to zapewniam, że nie jesteście w tym sami, wręcz przeciwnie. Jeszcze trochę ponad miesiąc temu nikt nie wiedział o istnieniu tej grupy, a dziś ich utwory okupują playlisty Spotify, zaś licznik miesięcznych słuchaczy przekroczył milion. Normalnie byłby to powód do radości, że jeszcze istnieje szansa dla kompletnych noname'ów i "amerykański sen" w wersji muzycznej. Sęk w tym, że Velvet Sundown nie istnieje. To twór muzyczny wygenerowany przez sztuczną inteligencję, a cała historia zespołu jest wyssana z palca.

Reklama

Robią w balona tysiące osób, a i tak królują na Spotify

Na początku wszystko wyglądało jak klasyczna historia o nieznanym zespole, który nagle wystrzelił w górę dzięki algorytmom. Velvet Sundown pojawili się znikąd, z dwoma albumami na koncie, profesjonalnymi zdjęciami i biografią, która brzmiała, jakby została napisana przez speca od marketingu lat 70. Słuchacze zaczęli jednak szybko zauważać, że coś tu nie gra. Nie było żadnych wywiadów z członkami zespołu, żadnych koncertów, żadnego śladu ich wcześniejszej działalności. Zdjęcia wyglądały "za czysto" wysyłając chłodny dreszcz po plecach, a muzyka – choć poprawna i „radiowa” – była pozbawiona jakiegokolwiek charakteru.

Wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze podejrzenia, w końcu jesteśmy świadomi szaleństwa naszych czasów: czy Velvet Sundown to kolejny eksperyment z muzyką generowaną przez AI? Zespół zawzięcie zaprzeczał, twierdząc w mediach społecznościowych, że są prawdziwymi ludźmi z krwi i kości, którzy wkładają całą soją energię w spełnienie marzeń, grając w Kalifornii. Musieli to jednak robić bardzo tajemniczo, gdyż nikt nie kojarzył ich z żadnego, nawet najmniejszego koncertu.

Całość przybrała groteskowy wymiar, gdy do gry wkroczył rzekomy rzecznik zespołu – Andrew Frelon – który udzielał wywiadów mediom, by niedługo potem... Przyznać, że sam jest promptem, a jego zadaniem było trollowanie dziennikarzy. Ostatecznie w opisie Velvet Sundown na profilu Spotify, ukazała się informacja, że jest:

„Syntetycznym projektem muzycznym kierowanym przez ludzką kreatywność, ale komponowanym, wykonywanym i wizualizowanym przy wsparciu sztucznej inteligencji” – cała historia rozlała się szeroko po mediach: od BBC, przez Rolling Stone, po Washington Post i Newsweek.

Czy Spotify w ogóle na to zareaguje?

Spotify ma w nosie prawdziwych artystów. Z radością wygeneruje playlistę na miarę Taylor Swift czy Madonny

W tej historii jest wszystko, co najbardziej niepokojące w dzisiejszym świecie muzyki. Po pierwsze – algorytmy. To one decydują, co nam się wyświetla w rekomendacjach i to one pchają do przodu projekty, których nie byłoby bez cyfrowych narzędzi. Spotify nie zamierza walczyć z AI w muzyce, ba, to właśnie dzięki tym utworom sami pchają ogromne ilości utworów oszczędzających ich własną kieszeń, w nosie mają muzykę stworzoną przez artystów (a dla przykładu Deezer już wprowadził systemy wykrywające w pełni sztucznie generowane utwory).

Ktoś może na to wzruszyć ramionami w geście: no i? Przecież muzyka to przede wszystkim brzmienie, a skoro sztuczna inteligencja potrafi wygenerować kawałek, który wpada w ucho, to czy naprawdę ma znaczenie, kto go stworzył? Tylko że muzyka nigdy nie była po prostu splotem dźwięków. To emocje, historie, błędy, nieidealne wykonania, które sprawiają, że utwór staje się czymś więcej niż tylko tłem do codzienności. AI potrafi napisać tekst, który na pierwszy rzut oka nie różni się od tego, co śpiewają ludzie, a nawet potrafi wygenerować wokal, który brzmi jak człowiek. Ale nie potrafi przekazać tego, co najważniejsze – autentyczności.

Nie wiem jak można spojrzeć na oficjalny profil "zespołu" na Instagramie i pomyśleć: to są na pewno ludzie!

Ten temat od dawna przewija się w popkulturze. Wystarczy spojrzeć na anime (Netflix) „Carole & Tuesday”, gdzie dwie dziewczyny próbują udowodnić, że nawet w świecie zdominowanym przez algorytmy, prawdziwe emocje i autentyczność mają znaczenie. Ich rywalami są perfekcyjnie wykreowani przez AI artyści, którzy potrafią wygrać każdy konkurs, ale nie potrafią poruszyć serca. To świetna metafora dla tego, co dzieje się dzisiaj – Velvet Sundown to nie pierwszy i na pewno nie ostatni taki twór, ale jego popularność pokazuje, jak łatwo dajemy się zwieść technologii.

Reklama

Oddając muzykę algorytmom, ryzykujemy, że stanie się ona czymś całkowicie przewidywalnym i wypranym z emocji. Zostaną nam ładnie brzmiące, ale puste utwory, które nie mają historii, nie niosą żadnego przesłania. Zniknie to, co sprawia, że muzyka potrafi być lekiem na złamane serce, hymnem pokolenia czy po prostu wspomnieniem najlepszego koncertu w życiu.

Velvet Sundown to nazywa siebie eksperymentem, lecz ja nie widzę w tym niczego ekperymentalnego. To tylko zasłona dymna, aby pokazać, że wszystko można sprzedać jeśli się dobrze to zakamufluje. To nie jest żaden "Syntetyczny projekt muzyczny kierowany przez ludzką kreatywność", tylko łatwy sposób na szybkie pieniądze bez wysiłku, policzek sprzedany artystom, którzy rzeczywiście wylewają siódme poty i poświęcają życie dla marzeń.

Reklama

Pamiętajmy, że to o ludzkie emocje chodzi, nie same dźwięki. Inaczej Spotify oraz inni, szukający okazji  na rozbicie banku by tak ciężko nie pracowali nad tym, aby nas przekonać, że to człowiek stoi za sterami zespołów AI.

 

Źródła: bbc, euronews, sciencealert, rollingstone, washingtonpost, newsweek

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama