Gry

Recenzja – The Banner Saga – jak smutna bajka Disney’a

Kamil Ostrowski
Recenzja – The Banner Saga – jak smutna bajka Disney’a
Reklama

Piękno można rozmaicie definiować. Dla jednych, jest to harmonia, dla innych, uczta estetyczna. Ktoś powie, że to wypadkowa tego, co poeta miał na myś...

Piękno można rozmaicie definiować. Dla jednych, jest to harmonia, dla innych, uczta estetyczna. Ktoś powie, że to wypadkowa tego, co poeta miał na myśli, a tego, co chcemy zobaczyć. Piękno może być abstrakcyjne, albo zostać osadzone w kontekście. Niezależnie od tego, jaką przyjmiemy definicję,  sądzę, że w odniesieniu do The Banner Saga można użyć tego słowa. Piękno.

Reklama

The Banner Saga wygląda jak animowany film Disney’a. Nie współczesny, animowany komputerowo, a klasyczny – ręcznie rysowany, klatka po klatce. W taki sposób stworzono wszystkie postaci, ich ruchy, przedmioty. Natomiast tła to urokliwe, estetycznie dopieszczone malunki, obrazy wręcz. Każde tło, to małe dzieło sztuki, przyozdobione delikatnymi animacjami.


Zdziwieni, że recenzję zaczynam od grafiki? Przecież w klasycznej formie recenzji technikalia powinny być na koniec, prawda? Żeby domknąć sprawę od razu powiem o muzyce – drugim bohaterze The Banner Saga. Są to piękne, klasyczne melodie, dokładnie takie, jakbyście spodziewali się słyszeć podczas czytania klasycznego fantasy. Muzyka, która towarzyszy nam podczas przemierzania krainy będącej polem bitwy pomiędzy falą dredgy, a sojuszu ludzi gigantów (zwanych w grze „varlami”) stanowi idealne dopełnienie. Dzieje się dokładnie to, co sobie wymarzyliśmy – bierzemy udział w bajce.


Jest to jednak bajka tylko z pozoru. W rzeczywistości byli pracownicy BioWare ze studia tworzącego grę, stworzyli świat rządzący się boleśnie ludzkimi dramatami, opanowany przez niebezpieczeństwo i swego rodzaju beznadzieję. Ucieczka przed falą wrogów, płonące miasta, opuszczone osady, dramaty i trudne decyzje – to kryje się za piękną otoczką i urokliwą muzyką, to walka o przetrwanie w niemalże niemożliwych warunkach.

Głównym bohaterem The Banner Saga są karawany, przemierzające świat gry. Dwie grupy bohaterów rozpoczynają wielomiesięczną wędrówkę przez kontynent. Staramy się dbać o stan zapasów, morale i przebijamy się przez hordy wrogów, niejednokrotnie wywalczając sobie z trudem drogę przez tabuny dredgy. Przyczajone jest jednak kolejne niebezpieczeństwo, którego charakter poznajemy w późniejszych rozdziałach. Magia jest obecna, ale nie mamy co liczyć na cuda. Prędzej zdarzy się, że głupi przypadek zabije któregoś z bohaterów, niż nas uratuje z opresji.


Reklama

Poza dbaniem o karawanę będziemy także rozwijać naszych bohaterów i toczyć turowe potyczki. Mechanika jest dosyć prosta, aczkolwiek wymagająca. Potrzebny nam będzie dobry zmysł taktyczny, staranne planowanie i przemyślany dobór członków drużyny, jeżeli nie chcemy obniżyć poziomu trudności. Grając na „średnim” możemy liczyć na wyzwanie. „Trudnego” bałem się włączyć.

Jak przystało na grę tworzoną przez osoby, które kiedyś pracowały w BioWare, nie zabrakło dialogów i wyborów, które czasami zadecydują o „być albo nie być” naszych kompanów. Oczywiście wszystko musi krążyć wokół głównej osi fabuły, a niektóre wydarzenia są wymuszone, niemniej – nasze decyzje mogą mieć faktyczne znaczenie. Kto przeżyje, w jakim stanie będzie karawana po dotarciu do kolejnej osady – mamy na to wpływ, który faktycznie czujemy.

Reklama


The Banner Saga to gra, która wciąga, potrafi dać nam prawdziwego kopa, który sprawi, że poczujemy się źle, albo przeciwnie – poczujemy euforię na widok wioski na horyzoncie, gdzie będziemy mogli kupić jedzenie. Deweloper tak zaprojektował rozgrywkę, żeby wiecznie brakowało nam punktów sławy, będących w tej produkcji walutą, za którą kupujemy przedmioty, uzupełniamy zapasy i awansujemy bohaterów. Stąd po pewnym czasie zaczynamy mieć wrażenie, że gubimy się, tracimy kontrolę, zmierzamy do nieuchronnej klęski, jak cały świat ukazany w tej nietuzinkowej produkcji.

Jeżeli czegoś mi zabrakło, to kilku szlifów. Aż się prosi o kilka dodatkowych scenek przerywnikowych – znalazło się na nie miejsce, ale jest ich zdecydowanie za mało, a szkoda. Nie narzekałbym też, gdyby zdecydowano się na pełen dubbing. Jest on obecny (inaczej niż w wersji preview), ale pojawia się punktowo i ogranicza się do paru narratorskich kwestii.


Niemniej, The Banner Saga jest świetną grą. Angażuje nas w piękną, chociaż dramatyczną historię, sprawia, że dbamy o los naszych bohaterów. Nawet przemyślane decyzje mogą okazać się być błędne, a niektóre sytuacje są po prostu zbyt skomplikowane, żeby obyło się bez tragedii. Kiedy pojawiły się napisy końcowe w oczach zaszkliły mi się łzy, a ja żałowałem, że to już koniec podróży. Przynajmniej póki co, bo The Banner Saga jest tylko pierwszą częścią trylogii.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama