Jeśli spodziewacie się nowej wersji przygód He-Mana, odejdziecie od ekranów rozczarowani. Władcy Wszechświata: Objawienie to bardzo dobry, solidnie zrealizowany serial, który wydaje się być kontynuacją z elementami spin-offu kreskówki z lat 80. ubiegłego wieku i wygląda na to, że fani nie potrafią tego zaakceptować.
Nie tego się spodziewałem. Recenzja serialu Władcy Wszechświata: Objawienie na Netflix
Na potęgę Posępnego Czerepu, mocy przybywaj!
Młodsi widzowie nie znają He-Mana, ale dla mojego pokolenia jest to kultowy bohater dzieciństwa. Nieziemsko napakowany blondas z mieczem w pawie każdym odcinku rozprawiał się ze złem w postaci posępnego Szkieletora. Trudno powiedzieć, żeby była to ambitna kreskówka, choć doszukiwano się przesłania na końcu każdego z odcinków. Ja pamiętam jednak przede wszystkim akcję i przerysowanego herosa oraz opening, przy oglądaniu którego nawet dziś mam ciarki.
Dlatego z ogromnym uśmiechem na twarzy witałem zapowiedź nowej animacji o He-Manie, która miała pojawić się w lipcu w serwisie Netflix. I nawet nie przyszło mi do głowy, że będzie o kimś innym, a jednak.
Pierwszy odcinek mocno różni się od kolejnych czterech wchodzących w skład pierwszej części nowej opowieści. Przez większość czasu jest do bólu sztampowy i utwierdza w przekonaniu, że dostajemy dokładnie to, na co czekaliśmy. Niekończącą się walkę dobra ze złem, He-Mana ze Szkieletorem. Ale z wątkami dotyczącymi jego przyjaciół, samego księcia Adama, magii, mocy, Eternii. Aż do bardzo zaskakującego finału pierwszego odcinka, który wprowadza serial na zaskakujący (przynajmniej dla mnie) tor.
To nie jest serial o He-Manie
Czy widzicie w tytule słowo He-Man? Nie. I tym mogą bronić się twórcy nowej kreskówki, opowiada ona bowiem o innych niż waleczny blondyn bohaterach. To historia Teeli, przyjaciółki Adama, He-Mana - dzielnej wojowniczki i oddanej strażniczki rodziny królewskiej. Dopiero co została mianowana na Zbrojnego Rycerza napełniając dumą serce ojca, Duncana. Nie chcę psuć Wam przyjemności z samodzielnego poznawania opowieści, musicie jednak wiedzieć, że pewne wydarzenia całkowicie odmieniły rzeczywistość i świat zmienił się nie do poznania. Teela będzie musiała udać się na niebezpieczną misję by przywrócić ład, porządek, spokojne życie i...ocalić wszechświat. Poważna sprawa.
Władcy Wszechświata: Objawienie bardzo dobrze opowiada o bohaterach, których z jednej strony znamy, a o których dotychczas nie wiedzieliśmy zbyt wiele. I robi to w sposób, który w latach 80. nie miał prawa bytu. Trudne relacje ojca z córką, emocje towarzyszące życiu w kłamstwie, pojawia się nawet wątek tłamszenia ambicji przez zaborczego, skupionego na sobie partnera. Serio, nigdy nie spodziewałem się tak trudnych tematów w kreskówce o Władcach Wszechświata i bardzo dobrze, że się tam pojawiły, nadają bowiem bohaterom dodatkowej głębi, a sam serial jest przez to bardziej dojrzały i lepiej się go ogląda. Tak, wiem - spodziewaliście się prostej historyjki, walecznych bohaterów i ciągłej naparzanki, a dostaliście coś innego.
Ja również, ale nie traktuję tego jako minus. Czuję się jednak nieco oszukany symbolicznymi występami He-Mana, który jest dla mnie głównym bohaterem i osią opowieści dla całego uniwersum. To była bardzo odważna decyzja (i konkretne wydarzenia w samym serialu), którą krytycy i recenzenci przyjęli bardzo dobrze, fani już jednak nie. Wystarczy zerknąć na kosmiczną wręcz różnicę w ocenach wystawionych przez media, a widzów. Podobno dalsza część przygody ma być uzależniona od jej odbioru i mam nadzieję, że to nieprawda, bo wygląda na to, że świat ogólnie jest rozczarowany.
Wizualnie Władcy Wszechświata: Objawienie prezentuje wysoki poziom i kojarzy się z animowaną Castlevanią. Fajna kreska, niezłe animacje i gwiazdorska obsada dubbingowa - Sarah Michelle Gellar, Dietrich Bader, Liam Cunningham, Lena Headey, Henry Rollins, Mark Hamill. Mi do gustu przypadł szczególnie ten ostatni, wcielający się w rolę Szkieletora. Rewelacja.
Czy polecam?
Tak, Władcy Wszechświata: Objawienie to udany bardzo dobrze zrealizowany animowany serial, który dodatkowo porusza kilka ważnych i ciekawych tematów. Jest zdecydowanie głębszy niż się spodziewałem i to bez wątpienia jego największa zaleta. Ale tak naprawdę został też dobrze poprowadzony fabularnie, ma ciekawych bohaterów i tknął dużo więcej wielowymiarowości z świat znany z kreskówki z lat 80. ubiegłego wieku. Bawiłem się przy nim bardzo dobrze i czekam na kolejną część licząc cicho na to, że dostanę w niej więcej He-Mana. Bo jego symboliczna wręcz obecność w czterech z pięciu odcinków bardzo mnie zaskoczyła - i tak, przyznaję, nie analizowałem dokładnie tytułu, ale też sami twórcy mogli od razu powiedzieć rozwiać wszelkie wątpliwości zanim jeszcze animowany serial trafił na Netfliksa. To jednak mój największy zarzut wobec serialu. Liczyłem na kolejne przygody jednego z moich ulubionych bohaterów z dzieciństwa, a dostałem coś zupełnie innego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu