Filmy

Tak złego filmu w top 10 Netflix się nie spodziewałem. Recenzja SAS: Atak na Eurostar

Paweł Winiarski
Tak złego filmu w top 10 Netflix się nie spodziewałem. Recenzja SAS: Atak na Eurostar
Reklama

Podróżujący z dziewczyną z Londynu do Paryża oficer sił specjalnych wkracza do akcji, kiedy kontrolę nad pociągiem przejmują uzbrojeni i bezwzględni najemnicy - mówi oficjalny opis filmu. Nie uwierzycie, co wydarzyło się później!

Mam niestety taką głupią przypadłość, że zaglądam do zestawienia "Top 10 w Polsce dzisiaj na Netflix" i włączam co jakiś czas filmy z tej listy. Nie udało mi się złapać SAS: Atak na Eurostar na screenie kiedy zajmował tam wyższe miejsca, ale spędził na niej trochę czasu, co wydaje się świetną promocją dla materiału. Bo pewnie wiele osób - tak jak ja - włączy go przypadkiem kierując się ciekawością. I stracą 2 godziny życia, bo to bardzo słaby film.

Reklama

Netflix poza filmami, które tworzy sam i mocno je później promuje, dokleja również swój znaczek do produktów z wykupioną licencją będąc jedynym streamingowym dystrybutorem na dany region. Tak też jest w przypadku SAS: Atak na Eurostar, który teoretycznie został wypuszczony w marcu tego roku, w praktyce w większości krajów nie dostał w ogóle dystrybucji i nie pojawił się w kinach. Oryginalny tytuł to SAS: Red Notice, w polskim tłumaczeniu konieczne było streszczenie fabuły już w tytule, co jednoznacznie pokazuje, że dostaniemy generyczne kino akcji rodem z wypożyczalni kaset VHS. Eurostar to przewoźnik kolejowy, który obsługuje między innymi połączenie między Wielką Brytanią, a Francją i właśnie w pociągu jadącym przez Eurotunel będzie dziać się akcja tego dzieła.

Obsada nie jest najgorsza, w głównych rolach możemy zobaczyć między innymi Ruby Rose i Andy'ego Serkisa, bazą jest natomiast książka Red Notice autorstwa byłego członka brytyjskiej jednostki SAS, Andy'ego McNaba. Na tym jednak pozytywy się kończą, bowiem SAS: Atak na Eurostar nie "dowozi" na żadnej płaszczyźnie.

Trudno oczywiście oczekiwać po tego typu kinie realizmu, jednak kiedy widzę jak bardzo przerysowane są poszczególne postacie, wywołuje to we mnie często uczucie delikatnego zażenowania. I dokładnie tak jest w tym przypadku. Grany przez Sama Heughana Tom Buckingham przerasta umiejętnościami absolutnie każdego ze swoich kolegów z oddziału SAS i nawet będąc na urlopie, bez sprzętu i broni jest w stanie zrobić wszystko to, z czym cały oddział ma kłopoty. Jest z jednej strony jak Rambo, z drugiej jak MacGyver. Do tego całkowity brak uczuć i emocji wywołuje w widzu wewnętrzny śmiech nawet podczas najbardziej efektownych akcji. Jego kolega, Declan Smith (Tom Hopper) wciąż nosi przypiętą aktorowi w The Umbrella Academy łatkę przygłupa i nie bardzo potrafiłem zrozumieć, dlaczego to właśnie on jest w oddziale drugim w kolejce po dowództwo. Ruby Rose wciela się natomiast w postać bezwzględnej terrorystki Grace Lewis i choć aktorka świetnie pasuje do takich ról, to jest w tej kreacji tak sztuczna, że aż męcząca.

Fabularnie SAS: Atak na Eurostar jest do bólu przewidywalny i nawet drobne zwroty akcji wydają się oczywiste. Widz doskonale wie która akcja się uda, a która przyniesie komplikacje. Zachowanie bohaterów jest zawsze schematyczne i niedwuznaczne. Co gorsza, obraz sam w sobie nie miał większego potencjału nawet na etapie tworzenia, więc idealnie wręcz wpisuje się w retorykę prostych filmów akcji przełomu lat 80. i 90. XX wieku. I ja na ogół nie mam z tym problemu, bo lubię takie odmóżdżacze - jednak SAS: Atak na Eurostar brakuje finezji, polotu. Film nie trzyma przy ekranie, nie zachęca do zobaczenia zakończenia i poznania finału historii. Ale jeśli już do niego dotrwacie, to widząc napisy końcowe spuścicie wzrok. Bo nawet zabawna w swojej prostocie i naiwności scena kończąca Commando z Arnoldem Schwarzeneggerem miała w sobie więcej mocy i emocji. Ba, tamten obraz mimo 36-letniej brody i jeszcze mniej finezyjnej fabuły, był w każdym aspekcie lepszy. A jeśli chodzi o sceny akcji i strzelaniny, zjada opisywany dziś film na śniadanie.

Jeśli więc kusiło Was włączenie SAS: Atak na Eurostar i spędzenie z filmem dwóch godzin w któryś z najbliższych wieczorów, to wybierzcie coś innego. Nie warto.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama