ReCore to pierwsza gra wydana w ramach programu Xbox Play Anywhere, co oznacza, że możemy w nią grać zarówno na Xboksie One jak i Windows 10. Na tym jednak jej zalety się nie kończą. Choć do ideału sporo zabrakło.
ReCore, najnowszy exclusive dla Xbox One i Windows 10 został zapowiedziany jakiś rok temu na targach E3 i wówczas stanowił spore zaskoczenie. Nowa marka, ciekawy świat, nietuzinkowe postaci i przyjemnie prezentująca się główna bohaterka - na trailerach wyglądało to naprawdę dobrze. Sam przez wiele miesięcy czekałem na ten produkt z wypiekami na twarzy, wyobrażając sobie chyba go trochę na wyrost. ReCore nie jest bowiem produkcją z segmentu AAA. Nie uświadczymy tutaj rozmachu porównywalnego z Gears of War ani oprawy tak pięknej, jak w grach z serii Forza. Nie ma też multiplayera na miarę Halo. Czy zatem warto w ogóle się zainteresować tą grą?
Świat, historia, postaci - tym stoi ReCore
Akcja ReCore rozgrywa się na planecie Far Eden. Została ona wybrana przez ludzi jako miejsce ucieczki przed epidemią, jaka dotknęła ziemię. Jak się łatwo domyślić, coś poszło nie tak. My poznajemy historię Joulie, która należała do załogi jednego ze statków. Po wybudzeniu z hibernacji dziewczyna odkrywa, że jest kompletnie sama. Towarzyszy jej jedynie Corebot przypominający psa - Mack. Szybko okazuje się, że inne roboty służące ludziom podczas kolonizacji zbuntowały się, a to zaledwie początek całej historii.
Muszę przyznać, że od tej strony ReCore nie rozczarowuje. Fabuła, choć nie grzeszy oryginalnością, jest interesująca i wciąga - na tyle, by skłaniać nas do spędzania przed konsolą większej ilości czasu niż pierwotnie zakładaliśmy. Wrażenie też robi sam pomysł na wykreowanie świata. Idea Corebotów jest przekonująca i nadaje całości smaczku. Główna bohaterka jest sympatyczna - fajnie się ją ogląda i słucha. Planeta Far Eden trąci nieco postapokalipsą, choć nie jest to tak ciężkie i przytłaczajace jak w chociażbycb Falloutach. Stanowią ją głównie pustkowia, a o tych nie da się napisać zbyt wielu pozytywów. Przez cały czas towarzyszyły mi wrażenie, ze twórcom zabrakło determinacji, aby wypełnić ten świat atrakcjami. Owszem, co i rusz natkniemy się na jakieś budowle, wraki, groty itp. Jest tego jednak zdecydowanie za mało. Co gorsza, sceneria nie zmienia się szczególnie - wszystkie jaskinie czy wnętrza budynków wydają się wyglądać łudząco podobnie. Szybko zabija to frajdę płynącą z zabawy.
Zręcznościówka jakich wiele
ReCore to typowa zręcznościówka zrobiona w starym stylu. Jeżeli spodziewaliście się ambitnego RPG z rozbudowanym systemem rozwoju i masą ekwipunku do zbierania, muszę Was rozczarować. W tej grze się głównie... skacze. Poszczególne poziomy mają mocno zręcznościowy charakter i wymuszają na nas sporo precyzji, a czasem nawet i cierpliwości. Niestety sens w tym wszystkim jest mało przekonujący. Na ogół na końcu każdego poziomu (podziemi) czeka na nas coś, dzięki czemu odblokujemy dostęp do innych poziomów. I tak w kółko. Za siódmym razem robi się to nudne, zapewniam.
Walka ze zbuntowanymi Corebotami początkowo mnie oczarowała. Mechanika strzelania jest prosta, ale całkiem przyjemna. Choć nie zmieniamy broni, to możemy w przełączać się na inne typy amunicji. Choć typy to tutaj za wiele powiedziane - chodzi o kolory, które zadają po prostu większe obrażenia przeciwnikom... w tym samym kolorze (a czasem służą do otwierania drzwi, poprzez strzelenie w lewitującego robota - jakież to oldskulowe...). Oprócz tego do dyspozycji mamy jeszcze charge shoot oraz harpun do wyszarpywania rdzeni z przeciwników, co skutkuje ich natychmiastowym zniszczeniem. Każdorazowo takiej czynności towarzyszy swoista minigra, w trakcie której musimy starać się by wyrwać rdzeń ale nie zerwać naszej linki. Pierwsze kilkanaście razy jest naprawdę fajne i efektowne - każdy kolejny nuży. Niestety.
Naszej bohaterce towarzyszą przyjazne Coreboty. Na początku jest to wspomniany Mack, który oprócz wsparcia w walce potrafi węszyć i znajdować zakopane przemdioty. Potem dołączają do niego dwa inne. Jeden pozwala nam się wspinać w trudno dostępne miejsca, a drugi pełni rolę typowego tanka i miażdży co popadnie. Idzie to w parze z rozbudowanym systemem craftingu, który ma nas motywować do zbierania tych wszystkich rdzeni oraz innych znajdziek, na które składają się części zamienne oraz schematy. Dzięki nim opracujemy nowe komponenty dla naszych towarzyszy, czyniąc ich po prostu skuteczniejszymi w walce. Niestety nie idzie to w parze z żadnymi innymi profitami.
Graficzny Xbox 360
ReCore od strony wizualnej nie rzuca na kolana. Prawdę mówiąc jest źle. Tekstury wyglądają okropnie i sprawiają wrażenie, jakby były projektowane pod jakieś 360p. To samo właściwie można powiedziec o modelach postaci. O ile główna bohaterka wygląda nieźle, to wszystko wokół już nie. Dodajcie do tego mierną grę świateł, puste lokacje i totalny brak jakiegokolwiek wygładzania krawędzi (co akurat w grach na XOne zdarza się dziwnie często...). Fuszerkę najwyraźniej próbowano nieco zamaskować, rozmywając tu i ówdzie tło czy nakładając różnego rodzaju filtry. Niestety nie wyszło. Gra wygląda jak produkcje z Xboksa 360 i to wcale nie jest przesada. Co jednak najgorsze, idzie to w parze z długimi i denerwującymi ekranami wczytywania. Możemy się tylko domyślać, co tak długo zajmuje, bo na pewno nie są to olśniewające efekty graficzne.
Podsumowanie
ReCore rozczar0wuje. Spodziewałem się czegoś o wiele lepsze, bardziej rozbudowanego i dopracowanego. Otrzymałem natomiast prostą zręcznościówką z fatalną oprawą graficzną i stosunkowo nudnym gameplayem. Szkoda, bo potencjał drzemiący w tej produkcji był ogromny. Świat gry, koncepcja, bohaterowie - to wszystko na trailerach i w zapowiedziach prezentowało się niezwykle przekonująco. Twórcy mieli zatem wdzięczny materiał do obrobienia. Wyszło jak wyszło. Może ReCore 2, o ile kiedykolwiek powstanie, będzie tym, czym ta gra powinna być od samego początku.
Ocena: 5/10
Kup ReCore w Avans.pl. Kliknij!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu