Czasami na Steamie można trafić na prawdziwe perełki. Gdzieś na świecie zawsze czai się jakiś deweloper, który przygotowuje coś przełomowego, uroczeg...
Czasami na Steamie można trafić na prawdziwe perełki. Gdzieś na świecie zawsze czai się jakiś deweloper, który przygotowuje coś przełomowego, uroczego, albo w najgorszym wypadku interesującego. Do tej ostatniej kategorii zalicza się Consortium. Niestety.
Niezbyt odległa przyszłość. Jesteśmy członkiem załogi Zenlila, supernowoczesnego samolotu należącego do Consortium - organizacji, która ma za zadanie dbać o pokój i równowagę na Ziemi. Gra oparta jest na ciekawym założeniu, burzącym czwartą ścianę. Nie wcielamy się bezpośrednio w postać, bohatera gry, a cały czas odgrywamy rolę odgrywającego rolę. Czytaj – sterujemy członkiem załogi Zenlila, Bishopem, ale możemy dać znać innym postaciom do zrozumienia, że jesteśmy graczem (a raczej „podróżnikiem", połączonym z umysłem bohatera przez specjalnego satelitę). Prowadzi to do całkiem ciekawych sytuacji – możemy bowiem skonfrontować rozmówcę z naszym punktem widzenia, albo ukrywać fakt grania i wejść w rolę. Co ciekawe, może nam się zdarzyć, że wymsknie się jakaś uwaga, albo aluzja, a wtedy pojawiają się podejrzenia.
W ciągu pierwszych kilkunastu minut pojawia się wszystko, czego potrzebuje dobra historia. Jest arcywróg, trzymający nas w szachu, jest zdrajca, morderstwo, przyjaźnie i animozje. Krótko mówiąc – dzieje się. Podczas całej gry przebywamy wyłącznie na pokładzie Zenila. Nie oznacza to bynajmniej, że szybko zaczniemy się nudzić.
Co wyróżnia Consortium, to fakt, że historia jest bardzo plastyczna, a bieg wydarzeń mocno uzależniony od naszych wyborów i wysiłków. Z naciskiem na „wysiłków”, ponieważ rozwiązanie pewnych problemów, dotarcie do prawdy i wybrnięcie z kłopotów zazwyczaj nie jest łatwe. Podczas kilku godzin akcji, kiedy śledzimy akcję na Zenlilu i próbujemy wspomóc jego załogę w kryzysie, sporo się dzieje, ale przez historię można „przelecieć”, albo ją zgłębić. Coś w sam raz dla osób, które lubią eksperymentować z grą. Twórcy dużo elementów przejęli ze współczesnych nurtów w grach wideo, dobrze wymieszali swobodę z mocnym opowiedzeniem historii – udało im się też bardzo zgrabnie połączyć silny scenariusz z poczuciem kontroli nad grą. W pewnym stopniu Consortium jest tym, czym wyobrażaliśmy sobie że będzie The Walking Dead, kiedy pierwsza seria nie była jeszcze zakończona. Podobnie zresztą jak w przygodówce Telltale Games - musimy uważać komu ufamy, bo nie każdy okazuje się być taki, jak z pozoru może się wydawać.
Niestety, ciekawe założenia, interesująca koncepcja i porządny pomysł na główną oś fabularną rozbija się o drętwe dialogi i generalny brak polotu. Całość trochę rozkłada się na szczegółach, szlifach i dawkowaniu napięcia. Na dodatek historia jest ledwie ugryziona – ilość wydarzeń, których jesteśmy świadkami jest zbyt mała, żebyśmy zdążyli zżyć się z kompanami na statku. Nie zdążymy poznać dobrze świata, w jakim przyszło nam się znaleźć, ani na dobre zaangażować się w opowieść. Wszystkiego jest za mało, jak na koncepcję którą przyjęto. Nie żebym miał coś przeciwko krótkim grom – da się upchnąć kolosalną ilość zawartości w trzech godzinach (tyle trwa Consortium), ale Interdimensional Games się ta sztuka nie udała. W efekcie produkcja ta sprawa wrażenie uciętej gdzieś w połowie, albo nawet 1/3.
Consortium to też szereg rozwiązań, które stworzono i zaimplementowano do gry, ale ciężko stwierdzić po co. Możemy nosić broń, strzelać, mamy różne rodzaje amunicji, granaty, osłony, tarcze, zdrowie, możemy nawet zostać zranieni w różne organy – serce, mózg, płuca. Wszystko po to, żeby w grze znalazły się treningi wirtualne i dwie, serio - DWIE strzelaniny. Tymczasem boleśnie brakuje możliwości większej interakcji z otoczeniem. Nie lepiej było poświęcić ten czas na dopracowanie tego elementu? Mamy ten wielki, bardzo „osobisty” i świetnie zaprojektowany statek, na pokładzie którego rozgrywa się akcja i nie dało się go wypełnić osobistymi przedmiotami załogi, informacjami o świecie w jakim się znajdujemy, itd? Zamiast tego stworzono mechanikę strzelania tak dobrą, że nadawałaby się do gry z serii Rainbow Six. No i ta grafika rodem sprzed dziesięciu lat. Uh...
Problemów jest więcej i, mówię to z bólem, wyraźnie psują odbiór. Dlaczego żołnierze wroga, najemnicy bułgarscy, mówią po angielsku z silnym akcentem (każdy takim samym), zamiast w swoim narzeczu? Dlaczego wciąż musimy zwracać się większości członków załogi wedle ich statusu i numerów, a nie możemy poznać ich imion (z paroma wyjątkami)? Dlaczego napisy dialogowe znikają za wcześnie, zanim zdążymy je doczytać do końca? To trochę psuje niezłe wrażenie. Consortium sprawia przez to wrażenie niechlujnego. Nie brakuje też problemów technicznych. W połowie zabawy natknąłem się na buga, który zmusił mnie do rozpoczęcia gry od początku. Tuż przed końcem znów się zablokowałem, przez co musiałem obejrzeć końcówkę na YouTube. Do tego dochodzą problemy z dźwiękiem – czasami głosy postaci są ledwie słyszalne, tylko dlatego że lekko obrócimy kamerę.
Interdimensional Games stworzyło coś ciekawego. Poprowadzenie historii, jej podatność na nasze działania, to coś co muszę docenić. Historia jest całkiem ciekawa, chociaż zdecydowanie zbyt uboga. Dialogi potrafią być świetny, ale innym razem kuleją. Ciężko jest nie zauważyć, że Consortium pod wieloma względami jest… biedne. Zabrakło tutaj budżetu, który pozwoliłby oszlifować ten diament. Zresztą, do teraz gra nie została nawet do końca ociosana z bugów. Niemniej, to interesująca produkcja. Jeżeli uda Wam się ją dorwać na przecenie i nie odstraszają Was brzydka grafika i okazjonalne problemy techniczne, to warto na ten tytuł zwrócić uwagę.
PS. Właśnie się dowiedziałem, że gra powstała dzięki udanej kampanii na Kickstarterze. Potrzebne było 50 000$, zebrano niewiele ponad wymaganą kwotę. Gdyby deweloper miał większy budżet, być Consortium byłoby świetną grą. A tak jest tylko interesująca.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu